Dorota Bonk-Hammermeister: Czas rozliczyć kredyt zaufania prezydenta Jaśkowiaka

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Mikołaj Woźniak

Dorota Bonk-Hammermeister: Czas rozliczyć kredyt zaufania prezydenta Jaśkowiaka

Mikołaj Woźniak

Z Dorotą Bonk-Hammermeister, kandydatką Społecznej Koalicji Prawo do Miasta na prezydenta Poznania rozmawiamy o strategii na nadchodzącą kampanię i dwóch poważnych osłabieniach obozu społeczników przed wyborami. Pytamy też m. in. o ocenę rządów Jacka Jaśkowiaka i program koalicji dla Poznania.

Nie bardzo wiem jak się z panią przywitać. W opinii prezydenta Jaśkowiaka ruchy miejskie obradują „po indiańsku”. Wobec tego wystarczy standardowe „dzień dobry” czy lepszy byłby np. okrzyk „howgh”?
Z nami można się witać mówiąc i „dzień dobry”, i „cześć”. Jak kto woli i ma ochotę. (śmiech) Szczerze powiedziawszy, nie wiem jak po indiańsku mówi się „dzień dobry”, bo „howgh” to bardziej podkreślenie ważności swoich słów, czyli „rzekłem”. Ze słownika rdzennych Amerykanów znam jeszcze w zasadzie jedno słowo i jest to „squaw”, czyli indiańska kobieta.

Jak na poznańskich Indian – niezbyt wiele. O co więc mogło chodzić w takim porównaniu?
Indianie, to inaczej „prawdziwi ludzie”. W tym kontekście, to porównanie bardzo nam się spodobało. Bawimy się tym i często z tego żartujemy. Tyle.

„Joanna Jaśkowiak należy do osób, które jak powiedzą „a”, to powiedzą też „b”. To pani słowa, kiedy okazało się, że żona prezydenta będzie kandydować do rady miasta z list społecznej koalicji Prawo do Miasta. Rzeczywistość zweryfikowała je sama, ale znów wydaje się, że jednym z powodów miał być mało konkretny sposób działania ruchów miejskich.
Kiedy to mówiłam, miałam mocne przekonanie, że tak jest, niestety – myliłam się. Społeczna koalicja to ruch aktywistów miejskich. Nie jesteśmy związani partyjnymi umowami, wszystko opiera się na zaufaniu i lojalności. Przyjmując ludzi do naszego grona dajemy im duży kredyt zaufania i czasami ktoś go nadużywa. Decyzje podejmujemy demokratycznie, nie ma u nas kogoś, kto uderzy pięścią w stół i powie „tak ma być i koniec”. To nie każdemu się podoba, ale tak działamy. Joanna wybrała inną drogę.

Odchodząc podawała jakieś powody? Dziś już wiadomo, że wystartuje do sejmiku województwa z list Koalicji Obywatelskiej.
Wtedy tego nie wiedzieliśmy. Kiedy się z nami żegnała, byliśmy przekonani, że w ogóle rezygnuje z wyborów samorządowych. Okazało się, że jednak została namówiona, jak twierdzi, przez Rafała Grupińskiego. To dość dziwne, bo sama kiedyś mówiła, że sejmik to nie miejsce dla niej.

Ale tam widział ją prezydent Jaśkowiak, o czym sam wspominał.
Może chce spróbować nowej drogi.

Drugie osłabienie koalicji, to odejście Włodzimierza Nowaka. Zadecydowała osobista ambicja?
Włodzimierz jest bardzo sympatycznym człowiekiem, ale na podstawie naszych doświadczeń mogę ocenić, że nie potrafi grać w zespole. Trudno współpracować z człowiekiem, który potrafi kwestionować już raz wypracowane wspólnie decyzje, konfliktuje grupę i na koniec potrafi zniknąć na kilkanaście tygodni w najbardziej gorącym okresie, kiedy pracy jest najwięcej. W pewnym momencie uznaliśmy, że dalsza współpraca jest po prostu niemożliwa i musimy iść dalej bez Włodzimierza.

Sam Włodzimierz Nowak musi teraz kimś wypełnić listy swojego KWW Odnowa. To dla was zagrożenie i konkurencja?
Nie. Już zarejestrowaliśmy Komitet Wyborczy, za chwilę zarejestrujemy listy kandydatów naszej koalicji wyborczej. W tym świetnym gronie idziemy razem do wyborów.

Tylko kto w nim został?
Wszyscy poza Włodkiem i Joanną, doszło do nas także wiele kolejnych wspaniałych osób. Wielu pyta nas o te dwa rozstania, z tezą, że ruchy miejskie się wciąż dzielą. Tymczasem my się nie dzielimy – wręcz przeciwnie, łączymy w ramach koalicji wiele poznańskich ruchów miejskich. Spójrzmy natomiast, co dzieje się w partiach czy innych komitetach wyborczych, w PO czy na lewicy. U niektórych to wygląda na wojnę domową!

W poprzednich wyborach społecznicy też podzielili się przed wyborami.
Jeśli mówi pan o komitecie Anny Wachowskiej-Kucharskiej, to od początku było wiadomo, że z nami nie pójdzie, więc żadnego podziału nie było. Teraz ją zaprosiliśmy, ale jest członkiem Partii Razem i startuje w wyborach razem ze swoją partią polityczną.

Rzecz w tym, że zarówno Anna Wachowska-Kucharska, jak i Włodzimierz Nowak zarzucali wam już m. in. konfliktowość, brak zdolności do kompromisów.
(śmiech) Niektórzy ludzie żyją w swojej alternatywnej rzeczywistości. A poważniej - nie mamy wpływu na to, co kto o nas mówi. Nam, koalicjantom, bardzo dobrze pracuje się w tej grupie, choć oczywiście miewamy różnice zdań.

Jak zareagowaliście na to, że Joanna Jaśkowiak wybrała PO i Nowoczesną?
Odejście Joanny dotknęło mnie osobiście, bo święcie wierzyłam, że wystartuje z nami, sama ją do tego namówiłam. To, że później odnalazła się na listach do sejmiku z takiej czy innej koalicji dotknęło mnie już mniej, bo nie chciałabym, żeby kobiety rezygnowały z polityki.

Trudno być jedyną kobietą w prezydenckiej stawce?
To dla mnie komfortowa sytuacja, że nie muszę konkurować z inną kobietą, choć wciąż jest za mało kobiet w polityce. Nie czuję się natomiast przez panów traktowana ulgowo, wręcz przeciwnie. Kampania z pewnością nie będzie łatwa, ale lubię nowe wyzwania.

Skąd pomysł, żeby kandydować akurat teraz. Jak przedstawiłaby się pani wyborcom?
Zawodowo pracuję w finansach. Dodatkowo działam społecznie i to moja wielka pasja. Od lat pracuję dla lokalnej społeczności na Wildzie. Jestem wildecką radną, obecnie przewodniczącą rady osiedla. Pięć lat temu z grupą ludzi, którym leży na sercu dobro Poznania założyliśmy Stowarzyszenia Prawo do Miasta. Od dwóch lat jestem jego prezeską. Prywatnie jestem mamą trzech córek.

Dorota Bonk-Hammermeister: Czas rozliczyć kredyt zaufania prezydenta Jaśkowiaka
Łukasz Gdak

Myśleliście, czy może lepszym kandydatem nie byłby Maciej Wudarski? Dał się poznać przez ostatnie lata pracy jako zastępca prezydenta.
Maciej od razu dał nam do zrozumienia, że skoro jest zastępcą obecnego prezydenta, nie będzie z nim konkurował. Uważa, że to nielojalne wobec szefa i nie czułby się dobrze w tej podwójnej roli.

Dlaczego? Skoro prezydent twierdzi, że namówił do kandydowania Tomasza Lewandowskiego, też swojego zastępcę, to nie mógł namówić Macieja Wudarskiego?
To bardzo dziwne, że prezydent Jaśkowiak układa listy wyborcze lewicy. Myślę, że jeśli nawet namawiałby Macieja, to nic by nie wskórał. Sami podejmujemy decyzje dotyczące naszych działań wyborczych.

Jak pani określiłaby swoje poglądy polityczne? O tym w ruchach miejskich mówi się rzadko.
Ważne jest, co chcę zrobić dla Poznania. Są u nas osoby działające w radach parafialnych, są też kandydaci zdecydowanie lewicujący. W kwestiach samorządowych to drugorzędne. Ruchy miejskie to nie partie polityczne – zajmujemy się miastem, nie światopoglądem.

Ale na pewno ma pani swoje zdanie o ogólnokrajowej sytuacji politycznej.
Powiem tylko, że z partią rządzącą mi zdecydowanie nie po drodze.

Jaki program dla Poznania ma Społeczna Koalicja Prawo do Miasta?
Nasz program to suma doświadczeń i wiedzy aktywistów, społeczników i ekspertów, kierowaliśmy się też odpowiedziami na pytania, jakie zadaliśmy poznaniakom w czerwcu. Z kilkuset wypełnionych ankiet wynika, że dla mieszkańców najważniejsze jest czyste, zielone miasto, z punktualnym transportem publicznym i edukacją na dobrym poziomie. Jeśli chcemy przywiązać ludzi do miasta, potrzebna jest to dobra oferta edukacyjna, czyli m. in. dobra szkoła blisko domu. A samorząd ma na to duży wpływ. Ważne jest, żeby Poznań szybciej się rozwijał, z pewnością pomogą w tym dobrze wykształceni, świadomi, współodpowiedzialni za miasto mieszkańcy, dla których przygotowaliśmy pakiet wielu narzędzi partycypacji, czyli współudziału w rządzeniu miastem.

Co z transportem?
Dla ludzi najważniejsze jest, żeby dojechać szybko i wygodnie, a więc potrzebujemy szeregu usprawnień dla transportu, zarówno publicznego jak i indywidualnego. Chcemy odkorkować Poznań, do tego potrzebna jest efektywna i nowoczesna sieć tramwajów i autobusów w połączeniu z rozwijającą się Poznańską Koleją Metropolitalną. Kierowcom potrzebne są nowe wiadukty i parkingi Park&Ride, coraz większej liczbie rowerzystów - realizacja programu rowerowego. Mamy pomysł jak odkorkować nasze miasto i zakończyć pozorny konflikt na linii kierowcy – rowerzyści. Pozorny, bo przecież im więcej ludzi na rowerach, tym mniej w samochodach a obliczono, że wystarczy, by 8% kierowców zrezygnowało z wyjeżdżania na ulice by korki zniknęły.

Tyle, że za transport jest odpowiedzialny Maciej Wudarski, więc w takim konflikcie, to on, obok Jacka Jaśkowiaka, jest jego „twarzą”.
Wiceprezydent jest organem wykonawczym. Uchwały i pieniądze na ich realizację zależą od rady miasta. A w niej większość ma Platforma. Oczywiście, najprościej jest obwiniać Macieja Wudarskiego za całe zło świata. Ale można też zajrzeć głębiej i znaleźć powody, dla których świetne projekty realizowane są tylko częściowo lub wręcz odkładane ad acta. To radni PO i lewicy często wstrzymują konieczne zmiany, bo boją się hipotetycznego protestu kierowców. Tak było choćby z buspasem na Garbarach czy zmianach na Grunwaldzkiej czy Głogowskiej. Po to też chcemy silnej reprezentacji w radzie miasta, aby być wsparciem dla dobrych projektów.

Jak rozumiecie swoje hasło Poznania jako „zielonego miasta”?
Wszyscy zgadzamy się, że zieleń w mieście nie jest tylko estetycznym dodatkiem do ulic, to warunek niezbędny naszego zdrowia. Jesteśmy miłośnikami zieleni, każda, nawet konieczna, wycinka nas boli. Musimy chronić stare drzewa przy ulicach, bo dają o wiele więcej, niż małe drzewka świeżo nasadzone „w zamian”. Będziemy tworzyli małe oazy zieleni, tzw. „parki kieszonkowe” - wśród zieleni ludziom żyje się lepiej.

Każda wasza propozycja będzie generowała koszty. Może nie takie jak wspominane przez Tadeusza Zyska „premetro”, ale jednak. Skąd wziąć na nie pieniądze?
Nasz program jest realny, podajemy w nim konkretne koszty. W budżecie miasta corocznie mamy kilkaset milionów złotych na inwestycje, niektóre z nich można realizować jeszcze z unijnym dofinansowaniem. Wiemy, że budżet nie jest z gumy, dlatego ważne dla nas jest to, jak ustalimy priorytety i czego oczekują mieszkańcy. A o to chcielibyśmy pytać ich w referendach i konsultacjach.

Czyli wracamy do indiańskich obrad i wydłużenia procesu decyzyjnego?
W ostatnich kilkunastu latach zbyt wiele zdarzyło się w Poznaniu bez konsultacji, by z nich zrezygnować. Przez zlekceważenie strony społecznej właściwie nie mamy dworca i zmarnowaliśmy gigantyczne pieniądze na Kaponierę.

Chcielibyście przywrócić stary dworzec mieszkańcom, ale jaki wpływ mają na to władze samorządowe?
Przywrócenie mu funkcji dworcowych oczywiście nie jest w gestii miasta. Ale miasto powinno o to zabiegać u odpowiednich władz. Był przygotowany i przekonsultowany świetny projekt dla starego dworca, ale został z niewiadomych powodów przez PiS zarzucony. I teraz w miejscu starego dworca mamy typową „gemylę”, a nowy dworzec jest „escape roomem”. Ktoś wyjdzie, albo nie wyjdzie. A jak wyjdzie, to nie wiadomo gdzie trafi.

Biorąc pod uwagę wszystko o czym mówiliśmy – jak oceniacie prezydenturę Jacka Jaśkowiaka? Mówiło się, że wywodzi się z ruchów miejskich, wy w 2014 roku go wspieraliście. Co z tego zostało?
Teza, że prezydent wywodzi się z ruchów miejskich jest dużym nadużyciem. W 2010 roku był kandydatem ruchu My-Poznaniacy. Zniknął na cztery lata i wrócił już jako kandydat PO. Gdzie te ruchy miejskie? W 2014 r. poparliśmy go w drugiej turze, bo nie było innej alternatywy. Ale czas rozliczyć kredyt zaufania.

Ocena jest jednoznaczna?
Nie jestem fanką Jacka Jaśkowiaka, ale nie oceniam wszystkiego negatywnie. Poznań w ostatnich latach ruszył w dobrym kierunku, ale zmiany są zbyt wolne i niekonsekwentne.

Prezydent powinien się angażować w polityczne spory?
Jaśkowiak jest członkiem partii politycznej, stąd jego zaangażowanie. Gdybyśmy „odpartyjnili” samorządy, nie byłoby takiego dylematu.

Pani szczerze wierzy, że może zostać prezydentem Poznania, czy bardziej będzie się starała promować listy do rady miasta?
Wierzę. Mamy świetną ofertę dla poznaniaków, a przykłady innych miast pokazują, że ruchy miejskie są realną alternatywą dla partii politycznych.

Dorota Bonk-Hammermeister wygrywa wybory. Kogo obsadza jako swoich zastępców?
Nie ustawiam gabinetu cieni. Po wygranych wyborach trzeba zasiąść do stołu z przedstawicielami wszystkich stron w radzie miasta. Wtedy jest czas na takie decyzje.

Kto będzie najmocniejszymi punktami waszych list?
Wszyscy. (śmiech) Każdy, kto interesuje się miastem zna te osoby. To np. Andrzej Białas, Aleksandra Sołtysiak – Łuczak, Maciej Wudarski, Magdalena Garczarczyk, Lech Mergler, Paweł Sowa, Paweł Głogowski, Arek Kluk, Andrzej Janowski, Tomasz Wierzbicki, wielu radnych osiedlowych. Na każdego z nas warto zagłosować.

Ile miejsc w radzie was zadowoli?
Chcemy stworzyć klub. Wprowadzić przynajmniej 6-7 osób.

Jaki ma pani scenariusz dla kampanii wyborczej? Obecnie Tadeusz Zysk intensywnie się promuje, Jacek Jaśkowiak startuje z pozycji „obrońcy tytułu”, zaś Jarosław Pucek, prowadzi swego rodzaju bitwę z Tomaszem Lewandowskim. Wy jesteście skazani na rywalizację z Włodzimierzem Nowakiem?
Nie chcemy prowadzić kampanii negatywnej i angażować się w te spory. Przygotowaliśmy kampanię merytoryczną, skierowaną do mieszkańców. Pokażemy co już udało nam się zrobić i że nie wzięliśmy się znikąd. Naszą siłą są ludzie i ich dokonania, które dają gwarancję dobrej pracy w radzie miasta. Takiej gwarancji nie daje np. kandydat, który był urzędnikiem i zajmował się tylko jedną, wąską dziedziną. Ma teraz pomysł na wszystko, ale jakoś nie widać ludzi, którzy za nim stoją, poza może Ryszardem Grobelnym. Albo kandydat, który do tej pory wydawał książki – po jego propozycjach widać, że wiedzę o potrzebach miasta ma niewielką.

Kampania pozytywna ma być w dzisiejszej polityce receptą na sukces?
Mam nadzieję. Chcemy przede wszystkim dotrzeć do poznaniaków z naszym programem, szkoda czasu i energii na boksowanie się z innymi kandydatami. Ich słabości ludzie sami ocenią. W czasie kampanii zamierzamy pozostać wierni swoim zasadom, czyli też np. nie zaśmiecać przestrzeni publicznej. Jeśli mówimy „a”, to mówimy też „b”. I akurat ja będę się tego trzymać.

Mikołaj Woźniak

Najchętniej piszę o polityce. Na bieżąco monitoruję pracę posłów i senatorów z Wielkopolski, a także projekty ustaw, które trafiają do Sejmu. Piszę także teksty interwencyjne, lubię opisywać ludzkie historie. Trzymam rękę na pulsie i poszukuję tematów z różnych dziedzin. To moja druga przygoda w "Głosie", po trzyletniej przerwie. Za pierwszym razem trafiłem tu na staż zaraz po maturze i zostałem na ponad pięć lat. Prywatnie jestem fanem komiksów i piłki nożnej.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.