Donald Tusk na ławie... rezerwowych
Jak Bruksela zmieniła Donalda Tuska? Czy po skończonej kadencji wróci do polskiej polityki? I czy za trzy lata będzie mu się jeszcze chciało „kopać” także z PiS? - zastanawiają się koledzy z boiska, politycy, przyjaciele.
Donald Tusk do Polski przyjechał na chwilę. Na święta, do prokuratury i na urodzinowy mecz. Bo jak mówił, urodziny bez haratania w gałę to nie urodziny. Ten krótki pobyt wystarczył jednak, żeby przewodniczący Rady Europejskiej skupił na sobie całą uwagę. I po raz kolejny rozpalił polityczną wyobraźnię. Jak bumerang wróciło pytanie - czy po skończonej kadencji w Brukseli wróci do polskiej polityki? I czy będzie mu się jeszcze kiedyś chciało „kopać” także z PiS?
Platforma Obywatelska już snuje marzenia na temat kandydowania Tuska. Sam Grzegorz Schetyna zapewnia publicznie, że to jego wymarzony kandydat na prezydenta w 2020 roku. Tylko przewodniczący Tusk nic na razie nie mówi. Jedyny wyraźny sygnał, i to w gronie swoich znajomych, dała Małgorzata Tusk, która na pytanie o powrót męża do polskiej polityki miała powiedzieć krótko: - Nie ma mowy. Ale to było przed rokiem.
Czy więc powrót byłego premiera do naszej polityki jest prawdopodobny, czy to są tylko pobożne życzenia Platformy?
Sławomir Neumann, poseł z PO, mówi, że Donald Tusk nie potwierdza, ale też nie wyklucza takiego scenariusza.
- Rozmawiamy o współpracy. Jednak wybory prezydenckie są dopiero za trzy lata i do tego czasu wiele może się wydarzyć. Dlatego pewnie taka twarda decyzja o kandydowaniu zostanie podjęta na pół roku przed wyborami. Ale scenariusz, który my piszemy w tej chwili i który wydaje się nam możliwy, jest taki - w 2019 roku wygrywamy jako zjednoczona opozycja wybory parlamentarne, a w 2020 idziemy na wybory prezydenckie z Donaldem jako kandydatem - tłumaczy poseł.
Na pytanie, czy życie w Brukseli i inna jakość tej polityki nie odmieniły przewodniczącego na tyle, że do tego polskiego piekiełka nie będzie mu się chciało ponownie wchodzić, Neumann odpowiada: - W tej chwili tak może być. Ale myślę, że jeszcze nieraz Donald Tusk będzie wzywany na różne przesłuchania, nieraz będą go chcieli upokorzyć i udowodnić, że jego miejsce jest w więzieniu, jak myśli Jarosław Kaczyński. A to też motywuje do walki.
Zdaniem Neumanna, Donald Tusk doskonale wie, jak dzisiaj jesteśmy w Europie postrzegani i ile pracy będzie wymagał taki powrót Polski do Europy. To także jest dla niego wyzwanie - kończy.
- Donald w polityce, tak jak na boisku, nigdy nie odpuszcza - mówi Zbigniew Lula, nie kryjąc nadziei na powrót przewodniczącego po skończonej kadencji w Brukseli. Lula to przedsiębiorca i piłkarz z zamiłowania. Przewodniczącego Tuska zna od ponad 30 lat, jeszcze z czasów spółdzielni Świetlik. Teraz spotkali się podczas urodzinowego meczu, w drużynie Politycy i Przyjaciele.
Jak twierdzi, Bruksela Donalda jako człowieka nie zmieniła. Ale jako polityka bardzo.
- To dzisiaj jeden z najważniejszych ludzi świata, jeden z kreatorów światowej polityki. I widać, że wychodząc z tego naszego kotła, w którym trwa tak bezpardonowa walka, odżył. Nabrał dystansu - tłumaczy.
- Przypominam sobie, jak wyjeżdżał po raz pierwszy do Brukseli, a ja mu wtedy powiedziałem: - Czekam na to, żebyś kiedyś te nowe wartości, z jakimi się spotkasz w Europie, przywiózł do Polski i zaszczepił je. I czekam nadal.
Lula chętniej niż o polityce mówi jednak o piłce. To inny świat.
- Pewnie dlatego Donald chciał w to swoje piękne święto wrócić do korzeni. Spotkać się z nami i pograć. Po meczu długo rozmawialiśmy, wspominając nasze najlepsze mecze. Bo takiej historii, jaką ma nasza drużyna, nie ma żadna inna na świecie. Przecież my razem gramy już od ponad 30 lat. I wszyscy nadal jesteśmy w piłce zakochani. Piłka to dla nas magia. Donald żałuje, że nie ma z kim grać w Brukseli. I chociaż jest naprawdę w doskonałej formie fizycznej, nadal młody duchem, odświeżony, zrelaksowany, to brakuje mu tego ogrania - opowiada przedsiębiorca.
Andrzej Kowalczys, szef tej piłkarskiej drużyny, dodaje, że pytania, czy ich przyjaciel z boiska wróci do krajowej polityki, nie padały ani przed meczem, ani po.
- Nikt z nas nie miałby odwagi zapytać. Rozmawialiśmy za to o bliższej przyszłości, i to tej sportowej. I ustaliliśmy, że latem przyjedziemy do Brukseli, żeby tam wspólnie rozegrać mecz.
Słysząc pytanie, z kim zagrają, odpowiada ze śmiechem: - Już my sobie znajdziemy jakiegoś sparingpartnera. Oczywiście takiego, z którym musimy wygrać. Bo mecz meczem, ale wygrana musi być po naszej stronie.
Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, również grał z przewodniczącym Rady Europejskiej w urodzinowym meczu.
- Było tak jak wtedy, kiedy Donald Tusk sprawował funkcję premiera. Na mecz przyjechał swoim samochodem. Jeśli kopnął piłkę w krzaki, to sam po nią biegł. I jak zawsze słuchał Andrzeja Kowalczysa. Żartujemy sobie, że Kowalczys to jedyny człowiek, który potrafi posadzić Donalda Tuska na ławie... rezerwowych - mówi Karnowski. I dodaje, że przewodniczący nie zmienił się też w innych sytuacjach.
- Obserwowałem go podczas uroczystego odsłonięcia tablicy Władysława Bartoszewskiego. O swoim przyjściu wcześniej nikogo oficjalnie nie informował. Nie chciał też przemawiać, ani odsłaniać. Nie podjechał limuzyną. Przeszedł przez zebrany tłum, witając się z ludźmi i rozdając autografy, kiedy go o to proszono. Teza, że to on zrobił spektakl, ponieważ wysiadł na dworcu kolejowym, jest więc kłamliwa.
- A co do powrotu - mówi dalej Jacek Karnowski - Donald Tusk nieraz zaskakiwał. Wydawało się kiedyś, że funkcja premiera nie jest dla niego. Że to będzie katorga, której nie zniesie. A jednak sobie z nią świetnie poradził. Myślę, że potrafi jeszcze zaskoczyć i... wrócić.
- To długodystansowiec, także polityczny - twierdzi inny kolega z boiska, Jerzy Borowczak.
- Za trzy lata będzie jeszcze za wcześnie na emeryturę. Zwłaszcza że Donald jest naprawdę w fantastycznej formie. Codziennie biega po 10 kilometrów. Bo tak się przyzwyczaił do biegania, że musi. Donald więc na prezydenta, a Schetyna na premiera - twierdzi polityk PO.
Na pytanie, czy Bruksela zmieniła Donalda Tuska, odpowiada, że nie. To ten sam człowiek. W naszych kontaktach nic się nie zmieniło - zauważa. Ta sama szatnia, te same żarty i tak jak przed laty lubimy sobie nawet pożartować z siebie. O polityce się też rozmawia, ale nie na poważnie. Ona przechodzi gdzieś bokiem, w takim wydaniu, że kiedy w tym meczu jubileuszowym pokonaliśmy „młodzież” 8 do 4, to stwierdziliśmy, że właściwie oni mogą spojrzeć na ten wynik tak po PiS-owsku i uznać, że z nami... wygrali.
Radomir Szumełda, który co prawda nie jest kolegą z boiska, ale zna przewodniczącego od lat, twierdzi, że Bruksela pozwoliła przewodniczącemu złapać wiatr w żagle.
- Nabrał energii, wigoru, takiej politycznej świeżości. Stał się politykiem światowego formatu. I tego potencjału, który sobie tam zbudował, z całą pewnością nie zmarnuje. Spodziewam się, że jeszcze wróci do polityki krajowej. To piłkarz, człowiek walki, fajter, strateg. Nie wierzę więc, że po trzech latach chciałby już przejść na polityczną emeryturę. To nie leży w jego naturze. Sądzę, że on jest poważnie zatroskany o Polskę, również w kontekście reputacji międzynarodowej. Wyobraźmy sobie, kto w krótkim czasie będzie w stanie odbudować tę naszą reputację. Moim zdaniem, jedyną osobą jest Donald Tusk. I mam wrażenie, że on też to rozumie.
Jeden z dobrych znajomych Donalda Tuska mówi tak: - Nie wiem, czy chciałby wrócić. Myślałem, że jeśli ktoś posmakował polityki na szczeblu europejskim, to nie będzie mu się chciało znowu wchodzić do tej naszej zagrody. Jednak kiedy rozmawiam z kolegami, nawet tymi, którzy nie marzą o tym, żeby Donald został przywódcą opozycji, to słyszę, że jestem naiwny. Bo on jednak wróci do polskiego politycznego grajdołka. Ale czy tak będzie? Nie wiem.
Jego zdaniem, popularność Donalda Tuska rośnie. To widać, kiedy ludzie podchodzą do niego w pociągu, jak go witają na ulicy, proszą o wspólne zdjęcie, autograf. Jakby go nie lubili, to by nie chcieli. Nawet słyszałem, że jakiś popularny zespół disco polo, spotkawszy go w Brukseli, zrobił sobie z nim selfie.
Rzeczywiście muzycy z zespołu Dbomb, którzy w Brukseli koncertowali, spotkali Tuska na ulicy. I zrobili sobie z nim zdjęcie. Potem jeden z nich tak opowiadał o tym w wywiadzie: „Spotkaliśmy go na jednej z brukselskich ulic. Szedł sobie spokojnie, bez żadnej ochrony, z małżonką i zakupami. Byliśmy zdziwieni, przecież mówi się, że Bruksela to bardzo niebezpieczne miejsce, niedawno były tam zamachy, a tu taka ważna osoba spaceruje po ulicy”.
- Ludzie nie przychodzą pod prokuraturę czy na dworzec tylko dlatego, że trzech strategów wymyśli to w jakiejś partii - mówi dalej dobry znajomy z polityki. - Tak się nie dzieje. PiS nie ma takiej strategii w stylu - zróbmy go męczennikiem, niech urośnie na drożdżach tak, żeby w sondażach okazało się, że mógłby pokonać prezydenta Andrzeja Dudę, a wtedy my powiemy, że trzeba wystawić Morawieckiego. Nie, to nie jest plan chytrego Machiavellego z Nowogrodzkiej. Jedyną strategię, jaką ma PiS względem Donalda Tuska, to wsadzenie go do więzienia i wykluczenie z ewentualnej rozgrywki. Ale taka strategia może się tylko odwrócić przeciwko nim - kończy.