
Jutrosin - Jak deszcz nie pada, to sama płaczę do beczki - mówi Jolanta Rozmarynowska.
Jolanta Rozmarynowska mieszka z trójką dzieci w Jutrosinie. To niewielka osada w gminie Ostrowice. Chociaż mamy już XXI wiek, to część mieszkańców tej miejscowości pozbawiona jest dostępu do bieżącej wody. W mieszkaniu Jolanty Rozmarynowskiej nie ma ani łazienki, ani toalety. Jest tylko zlew pozbawiony kranu. Wychodek stoi na podwórku.
- Po wodę do picia chodzę do hydrantu, który jest w odległości 450 metrów od naszego domu. Do mycia, do prania i do sprzątania podłogi używam wody z deszczówki - powiedziała nam kobieta.
A co jeżeli deszcz nie pada?
- Jak deszcz nie pada to sama płaczę do beczki - usłyszeliśmy.
- Najbardziej szkoda mi dzieci, które chorują, narzekają, że bolą ich brzuchy. Najstarsza Luiza ma 10 lat, jej siostra Kinga 8 lat, a najmłodszy Alan 4 lata. Dzieci są zadbane. Dziewczynki dojeżdżają busem szkoły w Ostrowicach. Do najbliższego sklepu jest ponad 2 km. Polna droga do Bornego jest w kiepskim stanie i zimą trudno nią przejechać. Trudno również nosić wodę z odległego hydrantu.
- Mam kankę od mleka, którą kładę na starym dziecięcym wózku, do tego biorę pięciolitrowe plastikowe butelki i w ten sposób zaopatruję w wodę rodzinę. Najgorzej jest zimą, gdy chwyci mróz i napada śnieg. Mieliśmy problem w grudniu, bo wtedy zamarzł hydrant. Po mojej interwencji awaria została usunięta. W domu z numerem pięć oprócz Jolanty Rozmarynowskiej i jej dzieci mieszka jeszcze mama i brat pani Jolanty.
- Dostaliśmy ten dom od gminy w 1979 r. Później kupiliśmy go na własność. Studni nigdy tu nie było. Gdy wójtem Ostrowic był Wojciech Jasiński (poprzednik Wacława Micewskiego - dop. red.) gmina wybudowała wodociąg z Bornego do Jutrosina. Niestety, prace zakończyły się przy posesji nr 4, czyli 450 metrów od naszego domu - powiedziała nam Janina Rozmarynowska, mama pani Jolanty.
- My najpierw korzystaliśmy z pompy u sąsiada, ale Tadeusz sprzedał swój dom i wyprowadził się do miasta. Teraz właścicielami jest rodzina z Wrocławia. Sympatyczni ludzie, ale przyjeżdżają tu tylko latem. Zimą dom stoi pusty. Od kilku lat Rozmarynowscy korzystali ze studni mieszkającej w pobliżu siostry pani Janiny, ale to już jest nieaktualne.
- To jest studnia kopana. Z roku na rok było w niej coraz mniej wody. W ubiegłym roku ciocia powiedziała nam, że wody jest za mało i nie możemy już czerpać z jej studni, bo dla niej zabraknie - mówi Jolanta Rozmarynowska.
Przez jakiś czas na podwórku Rozmarynowskich stała beczka, do której strażacy dowozili wodę, ale to też nie było dobre rozwiązanie.
- Zimą woda w beczce zamarzała. Poza tym po wodę do picia i tak musiałam chodzić do hydrantu - mówi Jolanta Rozmarynowska.
A gdzie teraz jest ta beczka?
- U sąsiadki, która mieszka z matką na końcu wsi i ma ten sam problem co my, bo u nich też nie ma studni. Z tego co wiem, to strażacy od czasu do czasu dowożą tam wodę do beczki - usłyszeliśmy.
Jolanta Rozmarynowska twierdzi, że w przeszłości już nie raz prosiła o pomoc gminnych urzędników w załatwieniu problemu wody, żeby nie musiała chodzić z kanką do hydrantu, ale nic nie wskórała. To dziwne, bo przecież wójt Wacław Micewski od lat tłumaczył, że wprawdzie zadłużył gminę, ale pieniądze z kredytów, które gmina zaciągała, przeznaczane były na poprawę życia mieszkańców: budowę wodociągów, kanalizacji i dróg. Jak widać nie do końca.
We ubiegły wtorek o sprawie rodziny z Jutrosina rozmawialiśmy z komisarzem rządowym Markiem Kukie, który po decyzji premier Beaty Szydło o zawieszeniu w obowiązkach wójta Wacława Micewskiego i Rady Gminy, sprawuje w Ostrowicach władzę.
- Pierwszy raz słyszę o tej sprawie. Zapoznam się z tym tematem bliżej i w krótkim czasie postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie, żeby pomóc tej rodzinie powiedział nam. Do tematu wkrótce powrócimy.