Dogonił pijanego kierowcę i został pobity. A policjanci się przyglądali (wideo)
Pijany kierowca zagrażał innym. Pan Marek zatrzymał go i został zaatakowany. Na miejsce przyjechali policjanci. I zamiast pomóc, czekali na wsparcie.
- Niech ci policjanci poniosą konsekwencje. Dlaczego tyle czekaliśmy na ich przyjazd? Dlaczego pierwszy patrol nie interweniował? - takie pytania nie dają spokoju panu Markowi, żołnierzowi z Łap. W niedzielę, próbując zatrzymać pijanego kierowcę, został przez niego brutalnie pobity. I to na oczach policji! Bo funkcjonariusze w tym czasie czekali na wsparcie.
Pani Katarzyna, narzeczona poszkodowanego opowiada, że policjanci przyjechali dopiero po około 25 minutach od zgłoszenia. - Błagałam policjanta i jego koleżankę, by rozdzielili bijących się. A oni popatrzyli na mnie, stali jak wryci. I odparli, że czekają na posiłki - oburza się kobieta.
- Gdyby tamten samochód w kogoś uderzył, zabił, sumienie by mnie gryzło do końca życia - przekonuje pan Marek, zawodowy żołnierz (nazwisko do wiadomości redakcji). I opowiada nam historię.
To było w niedzielę, około godz. 18.30. Jechał autem z narzeczoną. Nagle na ulicy Sikorskiego w Łapach, niedaleko straży pożarnej, zauważyli pirata drogowego. Gnał pod prąd, inne auta uciekały na pobocze.
Pan Marek ruszył w pościg. Jego narzeczona zaczęła dzwonić na policję. - Na numer alarmowy 112 - mówi pani Katarzyna (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Informowała, gdzie jesteśmy, dokąd jedziemy i skręcamy. Bardzo dokładnie to opisywała - dodaje żołnierz, trzymając w ręku kroplówkę. Pirata drogowego dorwał w oddalonej o 10 kilometrów od Łap wsi Łupianka Stara, na stacji paliw. - Poczułem od niego mocną woń alkoholu - opowiada.
Potem już zrobiło się groźnie. Kierowca-pirat rzucił się na pana Marka. W aucie byli jeszcze pasażerowie (mężczyzna i dwie kobiety). Ten drugi, według pana Marka, też bił. - Mieli ze sobą pałki teleskopowe - dodaje.
- Mnie przy tym nie było, ale bili się na zewnątrz. Pięć policyjnych radiowozów przyjechało. Zabezpieczyli nagranie z kamery - przyznaje właściciel stacji benzynowej w Łupiance Starej.
Pani Katarzyna opowiada, że policjanci przyjechali dopiero po około 25 minutach od jej zgłoszenia. - Przyjechali i patrzyli. A ja błagałam policjanta i jego koleżankę, by pomogli. A oni stali jak wryci. I odparli, że czekają na posiłki - mówi kobieta. Była w szoku. Bezradna, bezsilna. Nie dała za wygraną. Zagroziła, że sama zacznie rozdzielać bijących się, a policjanci będą mieli ją na sumieniu, jeśli coś złego jej się stanie.
- Nie mogłam dalej patrzeć na ich bezczynność. Ruszyłam pierwsza, a wtedy oni za mną - opowiada pani Katarzyna.
- Widocznie się przestraszyli - przypuszcza z kolei jej narzeczony. Potem, jak ocenia, było tak, jak powinno być. Przyjechały kolejne patrole. - Do tych policjantów nie mam żadnych zastrzeżeń. Jednak mam wielki żal, że tak długo czekałem na przyjazd policji za pierwszym razem - nie kryje rozgoryczenia pan Marek.
Co na to policja? Podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji zapewnia, że patrol z Łap dotarł do stacji benzynowej po niespełna 13 minutach (o godzinie 18.47), a około 3-4 minuty później dojechał tam również kolejny, trzyosobowy.
- Na miejscu funkcjonariusze zatrzymali dwóch mężczyzn podróżujących fordem w wieku 19 i 20 lat oraz ich 16-letnią koleżankę. W trakcie badania trzeźwości okazało się, że obaj mężczyźni są pijani. Starszy z nich, który kierował pojazdem miał przeszło 2,3 promila alkoholu, młodszy zaś o 0,2 promila mniej - tłumaczy Baranowski.
Dodaje, że interweniujący mężczyzna, jak i podejrzewani o pobicie mieli obrażenia ciała. Wszyscy zostali przewiezieni do szpitala.
Pan Marek swoją szlachetną postawę przypłacił zdrowiem. Z licznymi obrażeniami trafił do szpitala. Ma m.in. połamany oczodół. Ale nie żałuje.
- Uważam, że zachowałem się tak jak trzeba, tak jak powinien zrobić każdy obywatel - twierdzi.
Bartosz Wojda, białostocki adwokat przypomina, że poszkodowany mężczyzna może teraz żądać odszkodowania. - Do zatrzymania osoby podejrzanej doszło w wyniku tzw. ujęcia obywatelskiego. Jeżeli zatrzymujący poniósł szkodę, a w szczególności ucierpiało jego zdrowie, ma prawo domagać się odszkodowania i zadośćuczynienia od sprawcy. Szczegółowo regulują to odpowiednie przepisy. Ten pan już teraz może żądać z tego tytułu zapłaty - tłumaczy mecenas.
Takie zatrzymania obywatelskie zdarzają się co jakiś czas. W maju ubiegłego roku, kierowca jadąc przez Wólkę doprowadził do zatrzymania volkswagena passata. Kiedy zobaczył, że siedzący za kierownicą 30-latek jest kompletnie pijany, zabrał mu kluczyki i wezwał policję.