„Dobra zmiana”: policja w Sejmie, BOR w Senacie
Jan Rulewski o Wiejskiej: - To jest jak zakład zmilitaryzowany w stanie wojennym.
Po stronie Prawa i Sprawiedliwości nie widać woli zakończenia obecnego kryzysu parlamentarnego. Dodajmy, że po stronie opozycji - również.
Wtorkowy poranek rozpoczął się od odsunięcia grupki protestantów spod Sejmu. Strażacy sprawnie ugasili koksowniki, a wzdłuż ulicy Wiejskiej pojawiły się barierki odgradzające parlament. Później na terenie parlamentu pojawiła się zwarta kolumna funkcjonariusz policji. „Na terenie Sejmu setki policjantów. PiS boi się suwerena i odgradza się od Rzeczpospolitej Polskiej” - tweetowała posłanka Nowoczesnej, Kamil Gasiuk - Pihowicz. Dziennikarze zostali wpuszczeni do Sejmu, ale drzwi prowadzące na galerię prasową zastali zamknięte, ponieważ na sali sesyjnej nadal trwa protest posłów opozycji. Senatorowie, którzy rozpoczęli wczoraj obrady, protestowali przeciwko obecności policji na terenie parlamentu. Senator Bogdan Borusewicz apelował do marszałka o usunięcie ich z sali, a marszałek Stanisław Karczewski uspokajał, że na sali nie ma oficerów BOR.
- Jestem przyzwyczajony do pracy w tak zmilitaryzowanych warunkach, mam też duże doświadczenie w tym zakresie - przypominał swoją przeszłość senator Jan Rulewski (zapewne była to aluzja do pobicia Jana Rulewskiego przez milicję w marcu 1981 roku w sali WRN w Bydgoszczy - przyp. red).
Niektórzy się boją, my też. Kiedy rozmawiamy, daleko odkładamy komórki, zauważyliśmy też, że czasami one nam „wariują”. Podobno „wariuje” też telewizja. Może to świadczyć o braku profesjonalizmu u tych, którzy chcą nas kontrolować. To przypomina zakład zmilitaryzowany z okresu stanu wojennego.
- Jeżeli obie strony zdecydują się na kompromis, a marszałek wycofa ograniczenia dla mediów, to stanie się możliwe zakończenie obecnego kryzysu - komentuje Prof. Roman Bäcker, politolog z UMK. - Podkreślam - obecnego, ponieważ jakie będą następne kryzysy - trudno dziś przewidzieć. Wiadomo tylko, że będą jeszcze bardziej radykalne i gwałtowne niż obecny, który wybuchł w piątek.
- Rząd traci punkty, ale nie dlatego, że opozycja ma nowe pomysły na Polskę - dodaje prof. Jarosław Nocoń. - Raczej wszystko koncentruje się na wzajemnej krytyce.
Kraj na skraju kryzysu politycznego
Która ze stron: rząd czy opozycja gra na przedterminowe wybory? Kto mógłby na tym zyskać, a kto stracić? Co nas czeka w polityce?
Prawo i Sprawiedliwość starło się z opozycją. Mamy do czynienia z najpoważniejszym kryzysem od początku rządów PiS.
O analizę bieżącej sytuacji politycznej poprosiliśmy politologów komentujących bieżące wydarzenia polityczne.
Prof. ROMAN BÄCKER, politolog z UMK w Toruniu:
- Sytuacja wymknęła się spod kontroli rządzącej partii, to wynika z kolejności wydarzeń. PiS reagował chaotycznie, za wszelką cenę chciano przeprowadzić m.in. ustawę budżetową. Politycy PiS nie zastanowili się nad konsekwencjami swojego postępowania w dłuższej perspektywie czasowej. Kiedy opozycja zaczęła blokować trybunę sejmową, Jarosław Kaczyński nie zrozumiał powagi sytuacji.
Natomiast w przypadku opozycji mamy do czynienia z natychmiastowym wykorzystaniem okazji, która zdarzyła się po bezprawnym wykluczeniu posła Szczerby z posiedzenia Sejmu przez marszałka Kuchcińskiego. Marszałek Sejmu, niezgodnie z konstytucją, zakazał dziennikarzom nagrywania posiedzeń plenarnych. W pierwszej fazie konfliktu mamy do czynienia z reakcją opozycji bardzo wyraźnie pokazującą zagrożenia ze strony partii rządzącej. Wpisuje się ona w narrację, że PiS chce zniszczyć w Polsce demokrację.
- Teraz mamy do czynienia z wyraźnym patem. PiS nie ma możliwości przyznania się, że ustawa budżetowa została przyjęta niezgodnie z wszelkimi procedurami. Dlatego PiS nie może po raz kolejny pójść z tą samą ustawą na plenarne posiedzenie Sejmu. A jeśli chodzi o opozycję, to nie może ona powiedzieć, że nic się nie stało i dalej grać w szachy, skoro szachowe figury zostały przewrócone.
Opozycja musi krzyczeć, że zostały złamane wszelkie zasady, bo one zostały złamane. Nie ma wyjścia.
- Z tego ślepego zaułka można wyjść w dość prosty sposób, tylko dzięki bardzo silnej woli naprawy z obu stron. Najlepszym sposobem rozwiązania tego pata byłby ruch ze strony Senatu, który przejąłby wszelkie uwagi i poprawki opozycji i skierowałby ustawę budżetową - po raz kolejny do Sejmu. Z poprawkami, które w całości zostały przegłosowane w Sali Kolumnowej podczas posiedzenia pewnej części posłów, bo to nie było posiedzenie plenarne Sejmu. Jeżeli obie strony zdecydują się na taki kompromis, a marszałek wycofa ograniczenia dla mediów, to stanie się możliwe zakończenie obecnego kryzysu. Podkreślam jednak - obecnego, ponieważ, jakie będą następne kryzysy - trudno dziś przewidzieć. Wiadomo tylko, że będą jeszcze bardziej radykalne i gwałtowne, niż obecny, który wybuchł w piątek.
- Przedterminowe wybory nie rozstrzygnęłyby sytuacji, ponieważ poziom poparcia wyborczego dla wszystkich partii jest podobny do tego, który był rok temu przed wyborami. Moim zdaniem, żadna z partii nie chce grać na przedterminowe wybory. Przez przypadek - przez samowolne wykluczenie posła Szczerby przez marszałka Sejmu - Polska znalazła się na skraju ogromnego kryzysu politycznego.
PiS - kurs na konfrontację
Prof. JAROSŁAW NOCOŃ, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego:
- Dostrzegam przede wszystkim kurs konfrontacyjny ekipy rządzącej. Zbyt konfrontacyjny i zupełnie niepotrzebny. PiS otwiera kolejne fronty walki politycznej i przysparza sobie kolejnych wrogów - teraz weszli w ostry kurs z dziennikarzami, czego efektem jest coraz większa integracja opozycji i rosnący opór społeczny. Odnoszę wrażenie, że obecne działania PiS mogą spotęgować ewentualne ruchy odśrodkowe w samym PiS. W tej chwili tylko europoseł Ujazdowski krytykuje kierownictwo PiS, ale tam jest frakcja Jarosława Gowina oraz Zbigniewa Ziobry. Przy sprzyjających okolicznościach, kiedy poczują, że przez obecny kurs konfrontacyjny zaczną tracić poparcie i szansę w kolejnych wyborach, będzie to kwestia tylko jednej decyzji. Żadna z nich nie będzie partią samobójczą i będą próbowały ugryźć z tego tortu jak najwięcej.
- Niestety, nie oznacza to, że po stronie opozycji rodzi się nowy ruch czy nowa jakość.
Obecnie rząd traci punkty, ale nie dlatego, że opozycja ma nowe pomysły na Polskę. Raczej wszystko koncentruje się na wzajemnej krytyce, a nie na konstruktywnych rozwiązaniach.
- Nie wydaje mi się, żeby któraś ze stron grała na przedterminowe wybory. To byłaby ryzykowna gra. PiS już się raz przekonał, że próba wcześniejszych wyborów może skończyć się dla niego źle. Nie sądzę też, żeby wysokie poparcie PiS w sondażach mogło się przełożyć na dobry wynik wyborczy.
- Jednak konfrontacyjna strategia PiS może zmobilizować negatywny elektorat. Z pewnością byłoby to na rękę części ugrupowań opozycyjnych, zwłaszcza tych, które nie są w parlamencie. Na nowe wybory chętnie spojrzałyby SLD i Partia Razem, zwłaszcza ta druga, która miałaby szansę jako nowa siła. Na razie pokazują się podczas manifestacji i próbują konstruktywnie spojrzeć na ten spór.