Do tablicy: Czy łódzkim uczniom odpadną nóżki?
Całkiem nowy wniosek po tygodniu konsultacji urzędników z mieszkańcami w sprawie sposobu wprowadzenia rządowej reformy edukacji w Łodzi?
Uczniowie naszych podstawówek są bardzo leniwi i po wakacjach zmęczy ich nawet o 650 metrów dłuższy spacer niż obecnie.
Pierwszy wariant reformy w wydaniu Urzędu Miasta Łodzi zakłada, że samorządowe gimnazja, pozbawione naboru do klas pierwszych, spokojnie „wygasną” sobie do czerwca 2019 r. Ale magistrat obawia się przeludnienia części podstawówek, dostosowanych do pracy jako sześcioklasowe - ale już nie jako ośmioklasowe. „Jeśli wybierzemy ten wariant, będzie dwuzmianowość” - ostrzegają urzędnicy podczas konsultacji.
Inna trudność, podkreślana przez UMŁ, to brak wyposażenia obecnych podstawówek w przyrządy niezbędne do nauki fizyki i chemii - bo tych w sześcioklasowej podstawówce nie wykładano.
Alternatywą jest wariant drugi, poddany łodzianom do oceny za pomocą internetowego narzędzia do głosowania „vox populi”. Podstawówki, które w wariancie pierwszym byłyby dwuzmianowe dostaną dwie siedziby: dotychczasową oraz przejętą po przyłączonym gimnazjum. W pierwszej uczą się klasy młodsze, w drugiej - najczęściej siódma i ósma oraz „wygasające” oddziały gimnazjalne pod okiem dotychczasowego szefa podstawówki.
„Problemu nie byłoby, gdyby szkoły miały połączenie, ale budynki dzieli 800 metrów do kilometra” - alarmuje w liście do redakcji „Dziennika Łódzkiego” mama jednego z uczniów Szkoły Podstawowej nr 65 przy ul. Pojezierskiej. Część jej podopiecznych w wariancie B trafi do nowej, drugiej, siedziby SP nr 65 - po Gimnazjum nr 12 przy ul. Brzóski. Po sprawdzeniu w internecie okazuje się, że oba budynki dzieli od siebie 650 metrów. Jeśli przyszły siódmoklasista mieszka, przy Pojezierskiej, a nie Brzóski, we wrześniu na pewno odpadną mu nóżki.
Ten sam problem pojawił się w poniedziałek - gdy na początek konsultacji urzędnicy omawiali z rodzicami rozwiązania dla rejonu Górnej. SP nr 7 z ul. Wiosennej ma „oddać” starsze klasy do siedziby Gimnazjum nr 37 z ul. Jarosławskiej (1,3 km).
W tym przypadku rodzice wolą Gimnazjum nr 41 z ul. Bohdanowicza (tylko 1,2 km drogi, w dodatku w połowie wysiłku jest McDonald’s, więc można się wzmocnić w trakcie wielkiej wędrówki cheesburgerem z frytkami.
Zapraszam nastolatków (z rodzicami) do wzięcia udziału w Parkrunie, czyli w darmowym biegu na 5 km w Parku Poniatowskiego (start w każdą sobotę o godz. 9). Są tam szkraby, które pokonują ten dystans szybciej niż w 20 minut.
Chwała rodzicom, którzy, mimo zwiększonych przez reformę dystansów i tak będą puszczać do szkoły pociechy piechotą. Bo, już obecnie przed częścią podstawówek (zwłaszcza na wielkich osiedlach) rankami ustawiają się kolejki samochodów, a widok przedstawia się niczym z bramki przed autostradą.
Przed dwoma tygodniami pisałem w tym miejscu o skutkach zapowiadanej przez magistrat podwyżki cen za bilety MPK - cudowny pomysł, aby przekonać łódzkie mamusie i tatusiów do zachęcania dzieci do korzystania z komunikacji miejskiej w drodze do szkoły.
Zdaję sobie sprawę, że rodzice mówią podczas konsultacji o odległościach, ponieważ ze strachu przed reformą sięgają po każdy argument. Należy do nich również formułka: „ci, co będą w wygasających oddziałach gimnazjalnych, nie zaakceptują w swoim budynku naszych siódmo- i ósmoklasistów - chcemy, aby nasi zostali po wakacjach razem z młodszymi”.
A przecież, jeśli do reformy jednak nie dojdzie, pociechy protestujących i tak opuściłyby swoją podstawówkę - po odebraniu w czerwcu świadectwa szóstej klasy.
Pozytywny skutek reformy to wybuch kreatywności niektórych zespołów nauczycielskich. Ponoć jedno z gimnazjów domaga się od magistratu przekształcenia w ogólniak, a wtedy „przebije” poziomem większość obecnych liceów, ponieważ wprowadzi do swojego programu innowację w postaci języka mandaryńskiego.
W Łodzi jest już ogólniak, w którym od ponad 20 lat można uczyć się za darmo japońskiego, niedługo będziemy więc podwójną potęgą w kontaktach z Azją Wschodnią.