Do sądu w Bydgoszczy trafił sąsiedzki spór. Na wokandzie nocne hałasy i pies
Sprawa dotycząca uporczywego nękania (z art. 107 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia) zakończyła się. Sąd wyda orzeczenie 19 kwietnia. Dziennikarze nie mogli być na sali.
- To jest niewyobrażalne, by sprawa tak prosta ciągnęła się już drugi rok - mówi pani Barbara S., oskarżycielka posiłkowa w procesie Janusza B. - Poruszę niebo i ziemię, by udowodnić, by sąd wydał wreszcie sprawiedliwy wyrok.
Wczoraj czekała na rozpoczęcie kolejnej rozprawy na korytarzu Sądu Rejonowego w Bydgoszczy. Obok za ścianą przed salą rozpraw stali Janusz B., jego żona i obrońca Jakub S.
Sędzia Alina Paśniewska, zapytana o możliwość wykonywania zdjęć podczas rozprawy z zastrzeżeniem wizerunku obwinionego, skierowała pytanie do obrońcy Janusza B. Ten złożył wniosek o uniemożliwienie prasie śledzenia postępowania.
- Wysoki sądzie, mój klient jest funkcjonariuszem publicznym. Informowanie o tym postępowaniu może naruszyć jego interes - argumentował Jakub S. Sędzia zarządziła 10 minut przerwy. Po tym czasie oświadczyła, że powołując się na artykuł 70 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, wyłącza jawność procesu.
Przepis mówi o tym, że „jawność mogłaby obrażać dobre obyczaje, wywołać zakłócenie spokoju publicznego”. Na sali mogły pozostać tylko strony postępowania.
Proces dotyczy z pozoru błahego sporu między sąsiadami w budynku przy ulicy Altanowej w bydgoskim Fordonie. Janusz B., jeden z lokatorów, zgłosił policji, że jego sąsiadka, której mieszkanie mieści się po drugiej stronie korytarza w klatce schodowej, ma psa. Zwierzę - według skarżącego - zachowywało się zbyt głośno. Pupil pani Barbary S. szczekał.
- Zostałam najpierw ukarana nakazem zapłaty 100 zł, ale gdy napisałam sprzeciw od tej decyzji sądu, uchylono to postanowienie - mówi S. Wtedy wszystko to się zaczęło.
Sąsiad miał - w opinii lokatorki - opluwać samochód jej i jej męża, dzwonić domofonem w godzinach porannych i w nocy, wysyłać obraźliwe SMS-y. - To było nie do zniesienia - zaznacza pani Barbara S. - Razem z mężem jesteśmy spokojnymi ludźmi, nigdy z nikim z sąsiadów się nie pokłóciliśmy, nie byliśmy w konflikcie. Tylko pan B. się na nas uwziął - twierdzi S. i pokazuje zdjęcia rzekomo szczekającego nie do zniesienia psa. Na fotografii widać niedużego „przypalanego” czworonoga bawiącego się z mężem S. Zdjęcie jest utrzymane w humorystycznej konwencji. Mężczyzna trzyma za przednie łapy psa ubranego w dziecięcą sukienkę: - To potulne, spokojne i przyjaźnie usposobione zwierzę. Nie rozumiem, jak on może komuś przeszkadzać.
Pani S. zdecydowała się zgłosić zachowanie sąsiada na policję. Policja przyjęła zgłoszenie i po wstępnym rozpoznaniu przekazała je prokuraturze. Śledczy zaś skierowali postępowanie do Sądu Rejonowego w Bydgoszczy do wydziału wykroczeń. Januszowi B. (strażakowi z bydgoskiej jednostki, a prywatnie mężowi sędzi) postawiono zarzut z artykułu 107 kodeksu wykroczeń. Przepis mówi: „Kto w celu dokuczenia innej osobie złośliwie wprowadza ją w błąd lub w inny sposób złośliwie niepokoi, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany”. Już w trakcie trwającego postępowania pani S. miała wątpliwości co do bezstronności sędzi orzekającej w tej sprawie.
- Nie uwzględniono mojego wniosku o występowanie w sprawie w charakterze oskarżyciela posiłkowego - mówi S. - Innym razem rozprawa wyznaczona na godzinę 10 rozpoczęła się godzinę wcześniej. Nie wiedziałam o tym.
Na te zarzuty odpowiada sędzia Włodzimierz Hilla, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy: - Pani S. złożyła oświadczenie o zamiarze działania w charakterze oskarżyciela posiłkowego, ale wobec niewskazania sygnatury pismo omyłkowo dołączono do innej sprawy - tłumaczy. - Na rozprawie 4 lutego, na której była pani S. i jej pełnomocnik, sędzia ogłosiła, że rozprawa 16 lutego rozpocznie się o godz. 9. Ta zmiana pewnie uszła uwadze oskarżycielki.