Do Berlina mamy pociąg bezpośredni i bez... pomyślunku
10 - 15 osób - tyle jeździ z Gorzowa do Berlina bezpośrednim pociągiem. - Bo to takie połączenie bez głowy - mówią pasażerowie.
Walka o uruchomienie bezpośredniego połączenia do stolicy Niemiec trwała miesiące. Ostatecznie Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze przekonało 5 tys. podpisów mieszkańców północy regionu (zbiórkę zorganizowali: Tomasz Drost z Komunikacja.org oraz Michał Obiegło).
Wtedy zaczęły się przygotowania, które zakończyły się 20 marca. Wtedy pierwszy raz z Krzyża przez Drezdenko, Strzelce, Witnicę i Kostrzyn do Berlina pojechał bezpośredni skład, na który w tym roku marszałek wyłoży niemal 1 mln zł.
Marna średnia
Minęły dwa miesiące od startu połączenia. I co? Korzysta z niego niewiele osób. Ile dokładnie? Nie wiadomo. Michał Iwanowski, rzecznik marszałka, odpowiedział nam, że „dotychczasowy okres funkcjonowania połączenia nie jest miarodajny do przygotowania rzetelnej analizy popularności”.
Poszliśmy więc na dworzec w sobotę i w poniedziałek (oba pociągi startowały 8.28). W sobotę było około 35 osób. Jednak większość stanowiła wycieczka niemieckich nastolatków. „Zwykłych” pasażerów było 12. - Ile osób z Gorzowa jeździ do Berlina - zapytaliśmy konduktora. - Czasami 10, czasami 15 osób - odpowiedział. Potwierdził nam to jeszcze jeden pracownik drużyny pociągu. - Średnia to jakieś 12 osób - mówił.
Od dziś połączenie bezpośrednie będzie... wolniejsze od tego z przesiadką!
W poniedziałek znów byliśmy na dworcu w Gorzowie. Do pociągu do Berlina wsiadło... 10 osób. Troje z nich porozmawiało z nami przed podróżą. Pani Renata jechała na szkolenie. - Liczy się dla mnie to, że wsiadam w Gorzowie i wysiadam w Berlinie. Bez przesiadek, bez biegania z torbą po kostrzyńskim dworcu - mówiła. Przyznała jednak, że „godzina połączenia jest z kosmosu”. - Po co komu dojazd do Berlina przed 11.00? - pytała.
Podobnego zdania był pan Władysław i pani Krystyna. - Ten pociąg byłby popularny, gdyby dojeżdżał do Berlina przed 7.00. Bo dziś mało kto nim jeździ z Polski. Ludzie dosiadają się dopiero po niemieckiej stronie - mówili niezależnie nam od siebie.
Drożej i... wolniej
Kolejna wada? Cena. Podróż kosztuje 54 zł. Jadąc z przesiadką - wychodzi podobnie. Choć większość wybiera najtańszy sposób: przejazd do Kostrzyna za niecałe 12 zł, a potem „wynajęcie” za 5 euro biletu wieloprzejazdowego od pań, które tak dorabiają sobie na trasie.
Gigantyczne różnice robią się przy wspólnych wypadach i biletach okresowych. Pięć osób bezpośrednio pojedzie w obie strony za 540 zł, a z przesiadką za... połowę mniej!
Istotny jest też czas. Bezpośrednie połączenie do wczoraj zajmowało dwie godziny. Najszybsze z przesiadką - 2 godz. i 17 minut. Od dziś, po korekcie rozkładów, najszybsze połączenie z przesiadką utrzymało czas, a bezpośrednie zajmuje już... 2 godz. i 23 min. Gdzie tu sens i logika?
Zapytaliśmy T. Drosta, czy o to mu chodziło. - Nie. Pociąg miał jechać z Piły i zbierać pasażerów z Wielkopolski. Wtedy nie byłoby pustek. Tymczasem zaczyna bieg w Krzyżu. I to start w Pile był uzasadnieniem późnego wyjazdu z Gorzowa. Teraz faktycznie wygląda to jak połączenie bez logiki - mówi Drost. Zapowiada, że będzie w tej sprawie pisać do marszałek Elżbiety Polak. Co na to urząd?
Rzecznik Iwanowski wyjaśnia, że w takiej formie jak dziś pociągi będą kursować do 10 grudnia. A zmiany? Urząd wyjaśnia, e podczas prac nad rozkładem jazdy 2016/2017 zakładany był odjazd pociągu z Gorzowa około 5:24, a przyjazd do stacji Berlin-Lichtenberg o 7:18. - Niestety strona niemiecka nie może w chwili obecnej potwierdzić zaproponowanego przez nas rozkładu jazdy ponieważ uzależnione jest to od terminu, kiedy spalinowe zespoły trakcyjne "LINK" otrzymają homologację umożliwiającą ich wykorzystane w ruchu transgranicznym - informuje Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze.
Dowiedzieliśmy się też, że przy najbliższej okazji urzędnicy podejmą rozmowy ze Związkiem Komunikacyjnym Berlin-Brandenburgia o obniżeniu ceny na kursy do Berlina.