Długi weekend i całe życie na motocyklu, który stał się pasją
Trwa majówka. Wiele osób wsiądzie do aut, na motocykle i wyjedzie na wypoczynek. Policjanci apelują do nich o ostrożność, by nie był to kolejny tragiczny długi weekend. Motocykliści, którzy są bardziej narażeni na wypadki, podkreślają jednak, że ich pasja nie musi być niebezpieczna.
Godz. 20, huk rozgrzanych silników, al. Piłsudskiego w Łodzi, pięć motocykli slalomem mija jadące auta, przerażeni i zdezorientowani kierowcy naciskają na hamulce... Wiosenna pogoda sprawiła, że na polskich drogach znowu widzimy więcej motocyklistów.
Dlatego dla przeciętnego człowieka motocyklista to młody człowiek szalejący na dwóch kołach. Jednak ta pasja ma wiele odcieni. Motocykliści to nie tylko młodzi miłośnicy szybkości. Na motorach jeżdżą panowie w średnim wieku, a nawet seniorzy, a także wiele kobiet. Prof. Jacek Wódz, znany socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, opowiadał nam, że sam w młodości jeździł na motocyklu. Zaznacza, że był to dla niego środek transportu. Nie stać go było na auto, więc kupił motor. Dziś motocykl nie jest środkiem służącym jedynie do przemieszczania się. Jazda na nim to przede wszystkim hobby. Na dodatek nie dla biednych. Trzeba mieć sporo pieniędzy, by kupić motor.
- Biedni muszą się bardzo starać, by odłożyć na motocykl - przekonywał nas prof. Wódz.
Według niego, pasja taka jak jazda motocyklem wynika dziś z chęci wyróżnienia się. Z drugiej strony pojawia się też psychologiczna potrzeba doświadczenia mocnych doznań. Dla takich samych powodów skacze się na bungee i lata lotnią. Dla wielu panów to także uzupełnienie męskości. Niektórzy zastanawiają się, dlaczego motocyklistów nie odstraszają informacje o śmiertelnych wypadkach kolegów. Jacek Wódz uważa, że dzieje się tak, bo - wbrew temu co sądzą filozofowie - życie nie jest dla człowieka taką wielką wartością. Jego zdaniem, motocyklistom chodzi głównie o to, by pokonywać bariery, słabości.
- Nie potępiam motocyklistów, bo każdy ma prawo do swojego wariactwa - mówił nam prof. Wódz.
Aspirant Marzanna Boratyńska z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi przyznaje, że wypadków z udziałem motocyklistów jest wiele. W tym tygodniu w Łodzi na ul. Więckowskiego 38-letnia kobieta kierująca hyundaiem, zmieniając pas ruchu, potrąciła 31-letniego motocyklistę. Mężczyzna stracił przytomność, z urazem głowy został odwieziony do szpitala.
W Wielkanocną Niedzielę do tragedii doszło w Sieradzu przy ul. Grunwaldzkiej. Przed południem 29-letni mężczyzna jechał tam motocyklem suzuki. Podczas wyprzedzania wpadł w poślizg, stracił panowanie nad motorem, uderzył nim w krawężnik, a sam wpadł na drzewo. Zabrano go do szpitala, gdzie po kilku godzinach zmarł.
- Trzeba pamiętać, że motocyklista to niechroniony uczestnik ruchu - podkreśla Marzanna Boratyńska. - Nie chroni go, jak kierowcę, blacha auta, poduszki powietrzne. Co najwyżej kask i kombinezon. Ale często można zauważyć motocyklistów w krótkich spodenkach i koszulce z krótkim rękawem. Trzeba pamiętać, że motocykl to mobilny pojazd. Wystarczy chwila nieuwagi kierowcy i dochodzi do tragedii. Najwięcej wypadków z udziałem motocyklistów ma miejsce podczas zmieniania pasa przez kierowców. Bywa też, że winnymi wypadków są sami motocykliści. Gubi ich nadmierna prędkość i brawura.
Piotr jeździ motocyklem ponad 10 lat. Skończył już czterdziestkę. Ma firmę, żonę i dwójkę dzieci. W sobotę wkłada kombinezon, kask, wsiada na swojego „ścigacza” i rusza na przejażdżkę. Czuje wolność. Wiatr smaga mu twarz. Nie podoba mu się, gdy ludzie nazywają motocyklistów dawcami narządów. Wie, że niektórzy motocykliści przesadzają. Osiągają zawrotne prędkości w miejscach, gdzie nie powinni. Drażni to innych i potem źle wypowiadają się o motocyklistach.
- Najgorszy wiek dla motocyklisty to między 15. a 27. rokiem życia. Jeśli przeżyje ten czas, to jest bezpieczniejszy - mówi Piotr. - Chłopak dorośleje, poznaje dziewczynę, zakłada rodzinę. Ma dla kogo żyć.
Dla Tomasza Kacprzaka, byłego przewodniczącego Rady Miasta Łodzi, motocykl jest największą pasją, choć jeździ nim dopiero od pięciu lat.
- Motocykl tak jak każdy pojazd może być bezpieczny i niebezpieczny - mówi filozoficznie Tomasz Kacprzak. - Znam ludzi, którzy latami jeżdżą motocyklem i nic im się nie stało. Przy czym, gdy dochodzi do wypadku z udziałem motocyklisty, to skutki są poważniejsze niż w przypadku kierowcy.
Tomasz Kacprzak podkreśla, że jazda motocyklem jest zupełnie inna niż samochodem.
- Motocykl nie wybacza błędów tak jak auto - tłumaczy. - Potrzebna jest duża koncentracja i odpowiednie umiejętności. Nie chroni nas tu karoseria tak jak kierowcę auta. Ale wielu motocyklistów pokazuje, że można jeździć bezpiecznie.
Od wypadku Maćka minęło już kilka lat. Dochodziła godz. 23. Była ciepła, sierpniowa noc. Wjechał motocyklem na skrzyżowanie ul. Dąbrowskiego z Tatrzańską w Łodzi. Nagle drogę zajechało mu niebieskie subaru... Tyle pamięta. Z opowieści kolegów motocyklistów wie, że przeleciał kilka metrów w powietrzu. Karetka zawiozła go do szpitala im. Kopernika. Od początku jego stan lekarze określali jako bardzo ciężki. Mama Maćka usłyszała, że może wydarzyć się wszystko. Nie było wiadomo, czy przeżyje. W wypadku doznał wstrząśnienia mózgu i wielu wewnętrznych obrażeń. Miał zmiażdżoną lewą rękę, ciężko złamaną prawą. Gdy rodzina przyjechała do szpitala, Maciek leżał w śpiączce farmaceutycznej. Od razu po wypadku trafił na stół operacyjny. Lekarze rozpoczęli walkę o jego życie.
- Sytuacja nie była ciekawa - mówi dziś Maciej. - Miałem problemy z sercem. Nie wiem, czy na skutek amputacji, czy wypadku. Dwa tygodnie walczyłem o życie. Nic nie pamiętam. Gdy mnie wybudzono, stan był w miarę stabilny.
Wtedy dowiedział się, że amputowano mu rękę. Operacja trwała cztery godziny. Lekarze walczyli o rękę.
- Jednak mieli do wyboru ratować mnie lub rękę - dodaje. - Mój stan był bardzo ciężki, a lekarze stwierdzili, że ręka obumarła. Nie było w zasadzie szans, by była sprawna. Musieli w końcu ją amputować. Ale wtedy, gdy obudziłem się po dwóch tygodniach, nic do mnie nie docierało. Zresztą do dziś bardziej czuję tę rękę, której nie mam. Wtedy jednak byłem otumaniony. Nie wiedziałem, czy to wszystko jest snem czy jawą.
W szpitalu spędził dwa miesiące. Musiał zmierzyć się z nową rzeczywistością - z tym, że nie ma lewej ręki, a prawa wymagała długiej rehabilitacji. To był szok. Przed wypadkiem Maciej pracował jako fizjoterapeuta. Nie poddał się, choć chwil załamania nie brakowało. Wiedział, że musi znaleźć nowy sposób na życie. Tym sposobem okazał się sport.
Instytut Transportu Drogowego wyliczył, że w 2018 r. na polskich drogach zginęło 238 motocyklistów, czyli o siedmiu więcej niż rok wcześniej i 75 motorowerzystów (o 21 więcej). Liczba wypadków z udziałem motocyklistów, w tym śmiertelnych, zwiększa się też w całej Unii Europejskiej.
Tomasz Kacprzak zaznacza, że 95 proc. wypadków śmiertelnych z udziałem motocyklistów powodują kierowcy. Przyczyną jest zwykle wymuszenie przez kierującego autem pierwszeństwa przejazdu. Motocyklistów mamy jednak coraz więcej. W Łodzi jest zarejestrowanych 13 tys. motocykli i co roku przybywa 800 kolejnych. 70 tys. łodzian ma motocyklowe prawo jazdy.
- Jazda na motocyklu to wspaniała przygoda - mówi Tomasz Kacprzak. - Jeżdżąc na nim, można pokonać swoje ograniczenia, cieszyć się wolnością, zwiedzać kraj i świat w towarzystwie przyjaciół.
Kasia z Łodzi jest ekonomistką. Jej pasją są motory. Uwielbia moment, gdy zapali silnik, włoży kask i ruszy przed siebie. Czuje wtedy niesamowitą wolność. Motocyklową pasją zaraził ją kilka lat temu jej chłopak. Uczył ją jeździć na WSM-ce. Niedawno kupili sobie suzuki o pojemności 600 cm sześc. Mają jeszcze hondę. Czasem razem wybierają się na motocyklową wycieczkę.
- Tyle, że częściej to ja jeżdżę suzuki - śmieje się Kasia. Nie boi się. Wierzy w swoje umiejętności. Do tej pory nic jej się nie stało.
Przed nadchodzącą majówką policja apeluje o ostrożność. Rok temu w długi weekend tylko na łódzkich drogach doszło do 35 wypadków, w których ranne zostały 44 osoby, a jedna poniosła śmierć. Zatrzymano aż 107 nietrzeźwych kierowców.