Dlaczego nasi sędziowie biją teraz na alarm?
Wielu sędziów uważa, że polska Temida wymaga zmian. Ale nie wolno naruszać niezawisłości i autorytetu sądów.
Matysiakowie z Zielonek są załamani i wściekli. Państwowe nadleśnictwo odebrało im las kupiony przez pradziadka przed drugą wojną. Leśnicy skorzystali z ustawy o nacjonalizacji przeforsowanej przez PiS. Wprawdzie Trybunał Konstytucyjny uznał ją za sprzeczną z konstytucją, ale rząd nie opublikował orzeczenia. Matysiakowie poszli do sądu. Ten - opierając się na niepublikowanym wyroku TK - kazał zwrócić las.
Do siedziby nadleśnictwa puka komornik, pokazuje wyrok sądu. A nadleśniczy na to: „Zdaniem rządu i moim jest to tylko opinia grupki kolesi. Ja się trzymam ustaw”. Na boku dodaje: „Jak ja ten wyrok wykonam i las Matysiakom oddam, to mnie minister wywali i już roboty nie znajdę! A mam dzieci”.
Komornik wzywa policjantów, pokazuje wyrok, a oni mówią - słowo w słowo - to, co nadleśniczy: że muszą się trzymać ustaw, bo jak nie, to komendant, który podlega ministrowi, wywali ich na zbity pysk. Potem grożą komornikowi wykluczeniem z zawodu. Dwaj prokuratorzy odmawiają wszczęcia dochodzenia przeciwko komornikowi i sędziemu, który wydał „skandaliczny wyrok”. Lądują na zapadłej prowincji z dyscyplinarkami. Trzeci prokurator oskarża komornika i sędziego. Sprawa trafia do speckomórki uprawnionej do karania sędziów i prokuratorów… - Słowem: chaos prawny, a potem anarchia - podsumowuje tę czarną wizję Maciej Czajka, sędzia okręgowy z Krakowa.
Sędzia z krakowskiego Śródmieścia, anonimowo, dodaje: - Na świecie są trzy rodzaje państw: demokracje, w których rządzi prawo; satrapie, w których wszystko zależy od kaprysów władcy; i państwa upadłe, które wyniszcza chaos, bo każdy kieruje się własnym kodeksem. To, jakim krajem będzie Polska, zależy dziś od postawy i solidarności sędziów, bo ciągotki władzy są oczywiste. Polacy muszą zrozumieć, że tu nie chodzi o nas, 10 tysięcy polskich sędziów. Stawką jest los obywateli.
Problem w tym, że - według CBOS - ponad 60 proc. obywateli ocenia pracę sądów źle, aż 84 proc. uważa, że Temida pracuje zbyt wolno, co potwierdzają aktualne statystyki. Wielu chciałoby „leniwych sędziów” pogonić, chętnie oddaliby wymiar sprawiedliwości w ręce silnego szeryfa, na jakiego od lat pozuje Zbigniew Ziobro. Politycy PiS podgrzewają te emocje. I suweren kipi gniewem.
- Nigdy w życiu nie otrzymywałem tylu nienawistnych telefonów, esemesów, listów. Internetowe komentarze pełne są pogróżek pod adresem moim i innych sędziów. „Wrzucić gnidę do rowu i zakopać” - to najdelikatniejsza z nich - opisuje Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa. Zastrzega, że z poprzednimi rządami gremia sędziowskie, w tym KRS, również wchodziły w ostre spory, bo politycy mają ciągotki do poszerzania swojej władzy. To niepokoi sędziów, bo w sporach z dwiema władzami - wykonawczą i ustawodawczą - które stanowią dziś karny monolit, są oni zawsze stroną słabszą: nie mają policji, tajnych służb, mediów, a jedynie - gwarantowaną przez konstytucję niezależność i niezawisłość. - I oczywiście wyroki, z których obecna władza próbuje zrobić „opinie” - mówi sędzia z Krowodrzy, wieloletni stronnik PiS.
Opisana na początku tekstu historia na razie się nie wydarzyła (nacjonalizacja prywatnych lasów to tylko pomysł), ale - jak twierdzą sędziowie, z którymi rozmawialiśmy - z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej ziszczenia czarnego scenariusza. - Normy wypracowane ogromnym wysiłkiem przez ćwierćwiecze są najcenniejszą wartością Polski i Polaków. My, sędziowie, trzymamy się z dala od polityki. Ale jednocześnie mamy obowiązek stać na straży prawa wynikającego z konstytucji. Dlatego mówimy dzisiaj jednym głosem - tłumaczy Maciej Czajka. Jest działaczem stowarzyszenia Themis, które wspólnie z innymi zrzeszeniami sędziowskimi, w tym Iustitią - z której władz pochodzi zastępca ministra Ziobry - opowiedziało się jednoznacznie za przestrzeganiem przez wszystkie organy państwa wyroków Trybunału Konstytucyjnego, także tych niepublikowanych. Identyczne uchwały podjęły zebrania przedstawicieli sądów wszystkich szczebli, równie jasne jest stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa, kropkę nad „i” postawił Sąd Najwyższy. W sporze o TK wszelkie możliwe gremia sędziowskie stanęły zatem zdecydowanie po stronie TK. Wyraziły przy tym zdecydowany sprzeciw wobec „bezprecedensowych prób podważania autorytetu sądów i wpływania na sędziów” przez polityków partii rządzącej, w tym (a może przede wszystkim) ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.
W reakcji najbardziej doświadczeni i szanowani w kraju i za granicą sędziowie usłyszeli od czołowych polityków PiS, że są „grupą kolesi” broniącą starego ładu. - Jestem w szoku - mówi nam wyraźnie podenerwowany małopolski sędzia z dziesięcioletnim stażem, zwolennik zmian w wymiarze sprawiedliwości i do niedawna stronnik PiS. - To próba wywołania nagonki na niezawisłe sądy.
- Chcielibyśmy spokojnie pracować i żyć. Sędziowie mają, jak wszyscy, rodziny, kredyty do spłacenia. Różnią się poglądami. Nikt tu się nie pisał na bohaterstwo. Ale PiS nie zostawia wyboru. Może to zabrzmi górnolotnie, ale w całym środowisku dominuje przekonanie, iż musimy wytrwale stać na straży prawa, broniąc jednocześnie autorytetu kluczowych instytucji wymiaru sprawiedliwości. Chodzi bowiem o fundamenty naszego wspólnego państwa - tłumaczy Waldemar Żurek.
Czy 10,2 tys. sędziów sądów powszechnych (plus sędziowie sądów administracyjnych) rzeczywiście wyznaje ten pogląd? - Od początku przemian demokratycznych wpajaliśmy sędziom, że mają obowiązek służyć prawu, a nie instytucjom władzy. Wierzę, że oni mają to silnie zakodowane - mówi prof. Andrzej Zoll, były prezes TK i rzecznik praw obywatelskich.
- Faktycznie tak jest. Sędziowie mają też bardzo silne poczucie niezawisłości i niezależności - podkreśla Krzysztof Sobierajski, prezes krakowskiego Sądu Apelacyjnego.
W Polsce jest ponad 10 tys. sędziów sądów powszechnych
Zdecydowana większość sędziów zaczęła pracę już w wolnej Polsce, wielu - po wejściu do Unii. To, ich zdaniem, sprawia, że nie mogą być skażeni dawnym systemem. Krytycy zbudowanego po 1989 roku systemu odpowiadają, że sędziowie nigdy nie przeszli lustracji, a weryfikowali się sami - co w praktyce oznacza, że żaden PRL-owski orzecznik za nic nie odpowiedział. Czy nie wpływało to na postawy i poglądy młodych? Nie doprowadziło do powielenia złych wzorców? Czy jakiś odsetek sędziów nie trafił do zawodu wskutek dawnych rodzinno-towarzyskich układów? - To są ważne pytania, trzeba na nie uczciwie odpowiedzieć, ale sędziów nie mogą rozliczać politycy, bo to byłby zamach na praworządność i niezawisłość, czyli fundamenty państwa! Na to zgody nie będzie - kwituje sędzia z Krowodrzy, zwolennik zmian.
Ale na tej wojnie - bo to już wojna - sędziowie są dla polityków łatwym celem. Nasz wymiar sprawiedliwości, choć relatywnie kosztowny, nie spełnia oczekiwań obywateli. Postępowania w wielu sądach, zwłaszcza w dużych miastach, potwornie się ciągną, sprawiedliwość bywa mocno spóźniona - a wtedy przestaje być sprawiedliwością. - Ale zasadniczo wina nie leży tu po stronie sędziów, którzy w zdecydowanej większości pracują bardzo ciężko i z zaangażowaniem, tylko po stronie polityków, którzy od 26 lat źle organizują pracę sądów, a właściwie dezorganizują ją kolejnymi reformami - przekonuje Krzysztof Sobierajski, który przeżył w swej karierze kilka reform. Każda dramatycznie uderzała w obywateli: rosły zaległości, wydłużał się czas oczekiwania na wyrok. - Rosła wściekłość ludzi na sędziów. A nazwiska polityka, który za to odpowiadał, nikt nie pamiętał - dodaje sędzia.
W zeszłym roku do sądów powszechnych wpłynęło ponad 15 mln nowych spraw. To prawie dwa razy więcej niż dekadę temu. - A sędziów tyle samo - mówi Waldemar Żurek. Liczba spraw rośnie, bo posłowie przypisują w kolejnych ustawach sądom nowe obowiązki. Polak w każdej kwestii - od rejestracji stowarzyszenia po ciężkie spory majątkowe - idzie do sądu. W efekcie sędziowie zajmują się wieloma błahostkami, które na Zachodzie załatwiane są poza sądem powszechnym: w nieprofesjonalnych sądach pokoju, notariatach, a przede wszystkim - w mediacjach.
Organizacje sędziowskie apelują do polityków, by - zamiast poszerzać - ograniczyli tzw. kognicję sądów, czyli zakres spraw, jakimi muszą się one zajmować. - Na wyroki czekałoby się wtedy krócej - przekonuje sędzia Żurek. Sędzia Bartłomiej Przymusiński ze stowarzyszenia Iustitia dodaje: - Dziś sądy w wielkich miastach są zawalone sprawami, często trudnymi, a sądy prowincjonalne mają tych spraw mało i dominują kwestie proste. Obciążenie sędziów jest nierównomierne: jeden prowadzi sto, a inny pięćset spraw. Ogromna część sędziów to funkcyjni, którzy nie orzekają, tylko zajmują się kontrolą pracy pozostałych. Trzeba to zmienić - przekonuje Przymusiński.
Krzysztof Sobierajski dodaje, że niekoniecznie dobrym rozwiązaniem jest obecny system awansów: jak ktoś jest dobry i chce się piąć po szczeblach kariery, musi się starać o stanowisko w sądzie wyższej instancji. W efekcie najzdolniejsi trafiają do sądów okręgowych, potem apelacyjnych, a w rejonach brakuje często dobrych i doświadczonych sędziów. Tymczasem to właśnie w sądach rejonowych zapada zdecydowana większość wyroków i od jakości orzecznictwa tych sądów zależy w ogromnej mierze opinia Polaków o całym wymiarze sprawiedliwości.
- Powinniśmy się wzorować na Niemczech: tam nie ma awansów na sędziów okręgowych, apelacyjnych itp. Wszyscy są sędziami sądów powszechnych i każdy może pracować w sądzie dowolnej instancji - mówi Przymusiński. Jego zdaniem, gdyby politycy oddali organizację sądów sędziom, np. Krajowej Radzie Sądownictwa i prezesom sądów apelacyjnych, polska Temida byłaby o wiele sprawniejsza. - Ale przez 26 lat politycy woleli zachować tę władzę dla siebie. A za niewydolność systemu krytykują nas - boleje sędzia.
To samo mówi Waldemar Żurek: - Przy obecnej liczbie sędziów można zwiększyć sprawność Temidy o 20 proc. To 3 miliony spraw rocznie! - szacuje. Jego zdaniem, zmiany są konieczne i wielu sędziów to rozumie. Ale nie mogą oznaczać rozmontowania fundamentów państwa.
Starsze pokolenie Polaków wyrosło na westernach, młodsze na komiksach Marvela - w każdej z tych narracji jest Zły, budzący odrazę, i Dobry, pokonujący Złego w imieniu tłamszonej gawiedzi. Zbigniew Ziobro od lat jawi się - lub chce się jawić - jako Dobry. Wpływ na to mogą mieć jego osobiste doświadczenia: od 10 lat walczy w sądach o ukaranie lekarzy, których błędy miały się przyczynić do śmierci jego ojca. Sprawa ciągnie się głównie z powodu problemów z biegłymi. Ziobrowie uważają, że to efekt działania dwóch „układów”: lekarskiego i prawniczego. Wielu Polaków ma podobne doświadczenia z Temidą i podziela pogląd o istnieniu patologicznych układów. Powszechna jest opinia o lenistwie części sędziów. Mamy przy tym większą skłonność do negowania sądowych wyroków niż np. Niemcy, Skandynawowie i Francuzi.
Autor: Zbigniew Bartuś