Dlaczego mam płacić na ojca darmozjada?
Państwo nie potrafi skutecznie wyegzekwować alimentów należnych dzieciom od ojców, ale niech tylko te dzieci dorosną, „wyjdą na ludzi”, a tatuś znajdzie się w potrzebie, wtedy wyciąga rękę po alimenty na siebie.
Antoni przekroczył trzydziestkę. Skończył studia, pracuje, ma żon ę i dwoje dzieci, kredyt na mieszkanie oraz mamę, której wiele zawdzięcza. Ojca prawie nie pamięta. Odszedł od rodziny, gdy on i brat mieli zaledwie po kilka lat. Podobno wyjechał za granicę. Antek nie tęsknił za nim. Matka starała się, by nie odczuwali jego braku. W domu było dość ubogo, ale serdecznie i bezpiecznie. I on, i brat skończyli studia, pożenili się, pobrali kredyty na mieszkania i kiedy ich mamie wydawało się, że wreszcie osiągnęli wymarzoną stabilizację, pewnego dnia do drzwi domu Antka zapukał pracownik socjalny z „opieki”.
Powiedział, że przychodzi w sprawie... alimentów na ojca.
- Myślałem, że to tylko zły sen - wspomina mężczyzna tamten moment. Okazało się, że ojca deportowali z Niemiec. Co tam robił tyle lat - nie wiadomo. Wiadomo jedynie tyle, że nie wypracował emerytury, nie ma żadnej renty, a wymaga całodobowej opieki w DPS-ie. Miesięczny koszt pobytu w takiej placówce to ponad 3 tys. zł. Gmina, zgodnie z przepisami, szuka więc dzieci, które za to zapłacą.
Zmiany w kodeksie karnym. Za niepłacenie alimentów można trafić do więzienia? (x-news/Dzień Dobry TVN)
- Niestety, od obowiązku alimentacyjnego na rodziców w złej sytuacji nikt nie jest zwolniony - tłumaczy Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR w Opolu. - Nawet jeśli syn czy córka przebywali w domu dziecka. Mieliśmy nawet taki przypadek, że dorosła już dziewczyna myślała, że jest sierotą, a o tym, że ma matkę, która żyje, dowiedziała się dopiero wtedy, kiedy zjawił się u niej pracownik socjalny, który ją odnalazł i uświadomił, że musi płacić alimenty, bo matka jest bez środków do życia.
- Właśnie pracownicy socjalni mają obowiązek odnaleźć dzieci osób, które są stare i schorowane, bez dochodów i dopiero wtedy przypominają sobie, że mieli rodziny, a nawet znają ich adresy - mówi Agata Kulinicz, kierownik rejonu opolskiego MOPR. Dla tych ostatnich wizyta jest nie tylko wielkim zaskoczeniem, ale nierzadko powrotem do traumatycznych przeżyć, bolesnych nie tylko w przenośni. Tak było na przykład wtedy, gdy odnaleźliśmy jednego z synów człowieka, który kiedyś znęcał się nad nimi, a dziś przebywa w domu pomocy. Jeden z synów jest niepełnosprawny, więc został zwolniony z alimentów, ale drugi musi płacić. Po negocjacjach z ośrodkiem pomocy społecznej i drobiazgowych wyliczeniach własnych obciążeń, stanęło na tym, że co miesiąc ma on przesyłać przekaz na kilkaset złotych. Czuje się tym mocno skrzywdzony i swój protest wyraża w dopisku na przekazie - „na darmozjada”.
Zgodnie z przepisami ustawy o pomocy społecznej, jeśli człowiek wymaga opieki całodobowej w DPS, wówczas płaci za pobyt 70 proc. swoich dochodów, a resztę dopłaca gmina. Te same zasady dotyczą wszystkich pensjonariuszy, niezależnie od tego, czy przepracowali po kilkadziesiąt lat i przy niskich płacach naliczono im niskie emerytury, czy też nie pracowali, trudnili się zbieractwem i całe życie korzystali z pomocy różnych charytatywnych organizacji oraz państwa. Na starość jedni i drudzy spotykają się w tych samych domach opieki społecznej, w takich samych warunkach i - jakby na ironię - tych pracowitych także nie stać na opłatę za pobyt.
W Opolu MOPR kieruje do domów pomocy społecznej ok. 300 osób. Dopłaca do tego 6 mln zł, a trzeba wziąć pod uwagę, że społeczeństwo się starzeje, a związki rodzinne osłabiają się także z powodu wyjazdów młodych ludzi za granicę. Coraz bardziej powszechny stał się proceder niepłacenia alimentów. Mężczyźni (bo to głównie ich dotyczy) nierzadko decydują się z tego powodu pracować na czarno. Nie płacą składek, zatem nie wypracowują sobie emerytury ani renty.
Kiedy się zestarzeją i nie będą mieli żadnych dochodów, stają przed powiatową komisją orzecznictwa. Jeśli w ich przypadku zostanie orzeczony znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, wówczas otrzymają od państwa stały zasiłek (604 zł), a gdy będą wymagać opieki całodobowej, wówczas, niezależnie od tego, ile wynosi ich dług alimentacyjny wobec państwa, znajdą dach nad głową, wikt i opierunek w DPS-ie. Za ich pobyt zapłaci gmina, która - aby nie zbankrutować - szuka dzieci, które dopłacą do „interesu”.
Średnio w gminie dopłaca się do takiego pensjonariusza 2 tys. zł miesięcznie. Dużo. Dlatego szukają one „sponsorów”, którymi zgodnie z przepisami mają być dzieci.
- Nie ma co ukrywać, że jest nam żal takich ludzi - mówi Maria Jabcon, pracownik socjalny MOPR. Z największym trudem wydobywali się z tego, co im zafundowano w domu rodzinnym, zdobyli zawód, założyli rodziny i kiedy wydawało im się, że wreszcie są na prostej, dopada ich nowa trauma. Zgodnie z przepisami, jeśli jest w takiej rodzinie ktoś chory, niepełnosprawny lub bezrobotny, wówczas można umówić się na niższą kwotę alimentów, niż wynosi koszt DPS-u, lub nawet na pewien czas zwolnić z ich płacenia. Ale co pół roku musimy ponownie badać sytuację i jeśli się poprawi, wzrosną alimenty. Ci ludzie legalnie pracują, mieszkają pod konkretnym adresem, więc ich znalezienie przez komornika nie jest problemem.
Kilka lat temu odnalazł się nagle w noclegowni ojciec młodej Opolanki, która była oburzona, gdy dowiedziała się, że nie ma on dochodów i - jako córka - ma płacić za pobyt mężczyzny w DPS-ie. Rozsierdzona tym faktem, przez internet skontaktowała się z innymi osobami, które również nie zaznały od ojców niczego dobrego, a przez lata zmagały się ze wspomnieniami alkoholowych libacji, bicia i upokorzeń. Stowarzyszenie działało krótko, ale ma na swym koncie pewien sukces. Otóż w 2015 r. do ustawy wpisano, że dzieci, których rodzice zostali pozbawieni przez sąd praw rodzicielskich, nie będą płacić na nich alimentów. W stosunku do tych osób, które są już dziś dorosłe, niczego to jednak nie zmienia.
Joanna, która ma szanse na to, by sąd pozbawił jej męża praw rodzicielskich w stosunku do synów, dotąd nie chciała tego robić. Ich ojciec wyjechał do Niemiec i nie wiem, gdzie przebywa, bo się z nami nie kontaktuje. Nie chciałam burzyć spokoju chłopców, narażać na rozmowy z psychologami, powracać do złych czasów, ale myślę, że to będzie konieczne. Chyba lepiej przez krótki czas narazić ich na przykrości, niż przez zaniechanie spowodować, że kiedyś będą na ojca płaciły latami.
- Sądy powinny działać bardziej zdecydowanie zwłaszcza w stosunku do małych dzieci, które po pozbawieniu praw rodzicielskich mają jeszcze szanse na adopcję uważa Lidia Kaczyńska-Pampuch, dyrektor Domu Dziecka przy ul. Powstańcow Śl. w Opolu.
- Myślę, że upowszechnienie informacji o przyszłych alimentach spowoduje, że i w stosunku do rodziców starszych dzieci częściej będą one orzekać odebranie władzy. Teraz bardziej zwraca się uwagę na to, by podtrzymywać nawet kruche więzi rodzinne, bo - wbrew pozorom - dzieci bardzo potrzebują rodziców. Często bywa tak, że gdy dorosną, wybaczają i pomagają im nawet. Chodzi jednak o to, by nie były do tego zmuszane.