Dlaczego Lech Poznań był słabszy od Legii? Pięć wniosków po hicie
Trener Nenad Bjelica grubo się pomylił, mówiąc zimą, że Lech ma gotowy skład na Ligę Mistrzów. Kilka tygodni temu Kolejorz miał szansę na dublet. Teraz wygląda na to, że zostanie z pustymi rękami.
1. Brak pomysłu na mecz. Kiedy zawiódł plan A, nie było planu B
Z trzech rozegranych w tym sezonie pojedynków Lecha z Legią ten ostatni był najsłabszy w wykonaniu Kolejorza. A przecież wiadomo już było przed meczem, że jest on najważniejszy.
Tymczasem w Lechu nie było piłkarza, o którym można by powiedzieć, że zagrał na swoim poziomie. Od początku meczu widać było, że lechici nie mają pomysłu na to, jak rozegrać to spotkanie. Grali zachowawczo, nie mieli przekonania do własnych umiejętności. Chcieli przeczekać pierwszy kwadrans, zorientować się, w jakiej dyspozycji jest rywal. Nie było widać w ich poczynaniach chęci zwycięstwa.
"Za wcześnie, by mówić, że któraś z czterech pierwszych drużyn straciła szanse na mistrzostwo":
Źródło: Press Focus
Taka gra „na alibi” bardzo szybko została boleśnie zweryfikowana przez Legię. Szybko stracony gol zamiast zmobilizować naszych piłkarzy do lepszej gry, zupełnie ich podłamał. Lech przespał pierwszą połowę. Kiedy zawiódł plan A, nie miał planu B. Oznaką bezradności były długie podania na połowę Legii z pominięciem środkowej linii. Osamotniony w walce z warszawskimi obrońcami Dawid Kownacki nie potrafił nic zdziałać.
2. Zły wybór Bjelicy czy„okno wystawowe”?
Nenad Bjelica zupełnie nie wyciągnął wniosków z kwietniowego meczu z Legią. Ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich był brak w wyjściowym składzie Marcina Robaka. Miejsce doświadczonego, silnego fizycznie i będącego w dobrej dyspozycji lidera klasyfikacji strzelców zajął Dawid Kownacki.
Chorwat tłumaczył tę zmianę dość pokrętnie. Stwierdził, że Robak miał jakieś problemy zdrowotne. Sam piłkarz po meczu zdementował te informacje, co na pewno stawia jeszcze większy znak zapytania przy tej kontrowersyjnej decyzji szkoleniowca. Tym bardziej że ten manewr zupełnie nie wypalił w poprzednim meczu.
Kownacki w starciach z mocniejszymi fizycznie rywalami Pazdanem i Dąbrowskim znów był bezbarwny. Nie potrafił przytrzymać piłki, przegrywał większość indywidualnych pojedynków. Tylko raz udało mu się wyprzedzić Dąbrowskiego, ale arbiter w tej sytuacji nie odgwizdał rzutu karnego, który prawdopodobnie należał się Lechowi. Nie ulega jednak wątpliwości, że legioniści znowu nie dali mu pograć, górowali nad nim w każdym elemencie. Legia w tym meczu nawet nie najadła się strachu, bo ofensywa Kolejorza nie istniała.
Już przed wyjściem na murawę, gospodarze mogli odetchnąć, widząc Robaka na ławce rezerwowych. To zawodnik, który zdecydowanie bardziej nadaje się do twardej walki z zawodnikami o międzynarodowej klasie. Nic więc dziwnego, że pojawiła się też teoria, że Bjelica zrobił z tego meczu „okno wystawowe”. Wiadomo, że do Warszawy przyjechało wielu skautów, by zobaczyć w akcji „Kownasia”, za którego już zimą Fiorentina oferowała 3 mln euro. Kolejorz tę propozycję odrzucił, licząc, że latem zarobi więcej.
Promocja się nie udała. Młody napastnik był skutecznie odcięty od dośrodkowań, a Robak, który był ostatnio w niezłej formie, odżył fizycznie i psychicznie, nie potrafił po meczu ukryć swojego rozczarowania. Czy coś pęknie w jego przyszłych relacjach z trenerem? Pokażą to kolejne mecze.
3. Ważne mecze wygrywają indywidualności
Legia pewnie wygrała, bo miała ogromną przewagę w najważniejszej strefie boiska, czyli w środkowej linii.
- Rywale mieli dzisiaj zawodnika, który nie pasuje do tej ligi. Chodzi o Odjidja-Ofoe, który wyrasta ponad naszą ekstraklasę. Nie wiedzieliśmy, jak grać przeciwko niemu. Dzisiaj byliśmy słabsi od rywala - przyznał po meczu Nenad Bjelica. Ofoe dał rzeczywiście korepetycje ofensywnym zawodnikom Lecha, a zwłaszcza Radosławowi Majewskiemu. Był nieuchwytny dla lechitów, strzelił pięknego gola, świetnie rozdzielał piłki i regulował tempo gry. Legia miała jednak jeszcze jednego bohatera. W cieniu Belga operował Tomasz Jodłowiec, który nie tylko był tarczą Ofoe, ale też bardzo dużo dawał w ofensywie. Łukasz Trałka, pełniący tę rolę w Kolejorzu, wypadł na jego tle po prostu blado. Podobnie jak Maciej Gajos na tle Thibaulta Moulina.
"Wystarczy jedna porażka Legii i...":
Źródło: Agencja TVN
Problem Lecha polega na tym, że środkowa linia potrafi zdominować rywali słabszych drużyn. W starciach z zespołami, których pomocnicy mają odpowiednią jakość, po prostu się gubi. Ten mecz ewidentnie pokazał mankamenty nie tylko kapitana Lecha, ale też jego kolegów. Potrafią zachwycać, gdy mają dużo miejsca, kiedy jednak przeciwnik gra pressingiem, ogranicza swobodę, są zbyt słabi technicznie, by rozegrać szybko piłkę do przodu i grają chaotycznie.
Nie tylko więc atak nie dał tyle, co powinien w takim starciu, ale trudno też cokolwiek dobrego powiedzieć o najbardziej doświadczonych piłkarzach Kolejorza. Majewski, Trałka czy Radut nie stworzyli kolegom żadnej sytuacji. Można powiedzieć, że Legia wyznaczyła im limit, którego nie byli w stanie przekroczyć.
4. Słaba postawa Lecha w meczach o stawkę to nie przypadek
Stare piłkarskie porzekadło głosi, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Kiedy rywale pozwalają Lechowi rozwinąć skrzydła, kiedy decydują się na wymianę ciosów w meczach o małym ciężarze gatunkowym, poznaniacy czują się jak ryba w wodzie.
Kolejorz jest jednak zespołem o kruchej konstrukcji mentalnej i nie potrafił tego zmienić też Bjelica. Pierwsze symptomy tego, że poznaniacy nie radzą sobie z presją, pojawiły się w meczu z Górnikiem Łęczna. Komplet widzów i perspektywa objęcia fotela lidera sparaliżowała lechitów do tego stopnia, że jednej z najsłabszych drużyn ekstraklasy nie potrafili strzelić gola. W zadziwiający, niewytłumaczalny sposób Kolejorz przegrał też finał Pucharu Polski, w którym był zdecydowanym faworytem. Owszem, lechitom brakowało trochę szczęścia, ale też zupełnie nie potrafili utrzymać nerwów na wodzy, gdy dochodzili do sytuacji bramkowych.
W środę w Warszawie też paraliżował ich strach. Nie można mówić o przypadku, mając bilans 1 zwycięstwo - 0 remisów - 5 porażek z zespołami z pierwszej czwórki. Dla porównania Legia w starciach z kandydatami do mistrzowskiego tytułu straciła tylko dwa punkty. Prezesi Lecha od dawna powtarzają, że wzmacniają zespół piłkarzami z charakterem. Takimi graczami mieli być Tetteh, Nicki Bille Nielsen, Lasse Nielsen, Maku-szewski. Okazuje się, że zespół, o którym mówił Bjelica, że bez wzmocnień jest już gotowy na Ligę Mistrzów, nie jest w stanie sięgnąć po trofea nawet na krajowym podwórku.
5. Lech nie ma wcale takiej szerokiej kadry
Po meczu w Warszawie prysnął też mit o wyrównanej, będącej w dobrej formie, szerokiej kadrze Lecha. Gdy wypadł Darko Jevtić, ofensywna siła Lecha została mocno zredukowana.
Kogo oprócz Robaka miał na ławce Bjelica, by odmienić losy meczu w Warszawie? Będącego daleko od swojej optymalnej dyspozycji Pawłowskiego? Zejście Majewskiego i Raduta spowodowało, że nie było piłkarza, który byłby w stanie dograć piłkę do Robaka i Kownackiego. Miał to zrobić Tetteh? Lech na ekstraklasę ma niezłych piłkarzy, ale czy bardzo dobrych? Skoro nie umiał postraszyć Legii, to uda mu się to w decydujących starciach o fazę grupową z przeciwnikami z Czech, Rumunii, Grecji, Holandii czy Belgii. W drużynie z europejskimi ambicjami muszą być piłkarze klasy Odjidja-Ofoe. Takich jednak trzeba nie tylko wyszukać, ale też odpowiednio im zapłacić. Czy Lech jest na to gotowy? Z tego, co mówią prezesi, bardziej zależy im na ogrywaniu młodych zawodników i zarabianiu na ich sprzedaży niż na regularnej grze w Europie.
W Poznaniu jest bowiem inny pomysł na prowadzenie klubu, niż jest to w Legii. Mówił o tym były prezes Bogusław Leśniodorski. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” pojawiła się taka wypowiedź, skądinąd bardzo ciekawa.
- Dla nas priorytetem jest awans do Ligi Mistrzów i sprawienie, by wartość drużyny rosła i dawała możliwość zarabiania na zawodnikach. W Lechu grają młodymi chłopakami, mało wygrywają, za to zarobili dużą kasę na Linettym. Zaraz sprzedadzą Kownackiego, Kędziorę i Bednarka. Ja broń Boże ich nie krytykuję, ale myślą inaczej. U nas nie ma miejsca na to, by pudłował Niezgoda albo Witeska zrobił błąd. Lech stawia na młodzież i dlatego nie umie wygrywać seryjnie.
"Legia była lepszym zespołem, trzeba to jasno przyznać":
Źródło: Agencja TVN
W Legii liczy się wynik i nic innego. Bajki o trenerach stawiających na młodzież to taka ściema, aż nie wierzę, że dziennikarze w to wierzą. Nie ma trenera w Legii i nigdy nie będzie, który będzie stawiać na młodych. Będą tylko tacy, którzy wystawią najlepszych. Musisz wygrywać. W momencie, gdy ktoś przeforsuje w Legii stawianie na młodych, to jest po tym klubie, od razu. Ja wam gwarantuję - mówi Leśniodorski.
Prezesów Lecha porażki na pewno bolą, ale nie robią z nich tragedii, dopóki bilans wydatków i wpływów się równoważy.