Dlaczego "kanar" jest gorszy od kanarka, czyli dlaczego niewiele osób chce kontrolować bilety, choć proponują im nawet 3,5 tysiąca złotych
Za chwilę może zabraknąć tych, którzy będa kontrolowali pasażerów w łódzkich tramwajach i autobusach.
Jaki zawód jest najtrudniejszy? Wielu powie pewnie, że „mój”. A ten inny, że „jego”.
Nie ma obiektywnego rankingu nielubianych profesji, ale ta kojarzy się wyjątkowo negatywnie, szczególnie dla pasażerów komunikacji zbiorowej.
O ile „kanarek” wzbudza pozytywne emocje, o tyle już „kanar” podnosi niektórym ciśnienie do granic wytrzymałości. Chodzi oczywiście o kontrolerów biletów. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Łodzi oferuje im nawet trzy i pół tysiąca na rękę, a mimo to usilnie szuka chętnych.
Wprawdzie na umowę-zlecenie, ale kolejki chętnych do tej pracy się nie ustawiają. Dlaczego? Pieniądze przecież nie są takie złe, ale... W tym „ale” tkwi problem. Bo może dla „kanarów” jesteśmy nieuprzejmi, a czasem oni.
A może my ściemniamy, że mieliśmy „gdzieś tam” bilet lub migawkę, a oni, że tego nie zauważyli. A może wina leży po obu stronach?