Dlaczego dziecko potrafi niemal zakatować szkolnego kolegę? [rozmowa]
Zapraszamy do rozmowy z kołobrzeskim psychologiem, Jackiem Pawłowskim. Dziś rozmawiamy o przemocy wśród dzieci i młodzieży.
Kto jest winien, że nastolatek potrafi prawie zakatować rówieśnika? On sam, bo najwidoczniej coś z nim nie tak, a może jego rodzice? W opinii jednego z psychologów, wypowiadających się na ten temat, usłyszałam: winni jesteśmy my, dorośli. Bo dzieci, także nastolatkowie, naśladują świat dorosłych.
Co dom, to inny model wychowania. Jeśli dodamy do tego środowisko rówieśnicze, czasem powstaje mieszanka wybuchowa. Nie zawsze jednoznacznie i na równi winni są rodzice, szkoła, podwórko, sąsiedzi, trenerzy, instruktorzy, a więc wszyscy, którzy stykają się z dzieckiem. Gdyby agresja dzieci wynikała tylko i wyłącznie z naśladowania rodziców, dorosłych, nie byłoby młodocianych przestępców „z dobrego domu”. Januszek nie naśladował matki, która mu niebo przychylała, tylko popadł w złe środowisko, w którym zaślepione matczysko pomagało się utrzymać. Wiadomo, że za zachowanie dzieci odpowiedzialność zawsze biorą dorośli, a właściwie powinni, bo odpowiedzialność dziwnie się rozmywa. Czasem wynika to ze złej woli rodziców, nauczycieli, pedagogów, czasem z lenistwa, czasem z niewiedzy i braku doświadczenia. Jedna rozmowa, spotkanie dobrego pedagoga, czujnego i empatycznego wychowawcy wystarczy, żeby mieć ogląd sytuacji dziecka i pomóc mu uporać się z agresją. Bo agresja męczy i niszczy także oprawcę. Bycie tym złym (samotnym), niedobrym (niekochanym) wcale nie jest takie komfortowe. Z boku widzimy bezwzględnego, tępego zbira, przyszłego mieszkańca więzień. Boimy się go i unikamy, nie dajemy szansy i nie widzimy nic dobrego. Wrażliwy na barwy agresor? Dobre sobie. Zdolny muzycznie, pisarsko szkolny mafiozo? Wolne żarty. Dać mu szansę? Na pewno ją zmarnuje, a farby ukradnie i sprzeda na dopalacze.
Coraz częściej słyszymy o przemocy wśród dziewcząt. Potrafią być okrutne, bezwzględne. W czasach mojego dzieciństwa, w ogóle nie słyszało się o takich przypadkach. Dziewczynki owszem, intrygowały, potrafiły zaszczuć nielubianą koleżanką, ale pięści? Pobicia? Były rzadkością. Co się stało, że dziś odnotowujemy coraz więcej takich historii?
To prawda, dziewczęta też już potrafią, lubią i stosują przemoc fizyczną. Biją, tłuką, znęcają się, tną, kopią i zabijają. Plus szczucie w sieci i upokarzanie w realnym życiu. Dziewczyny także więcej piją, palą, szybciej się uzależniają. Agresja pojawia się od starszych klas gimnazjum w górę. Dziewczyny biją bo lubią zadawać ból, lubią czuć przewagę i wykorzystują ją, żeby zabrać pieniądze, komórkę, buty, perfumy. Wśród nich często dochodzi do agresji zupełnie bez powodu, same agresorki nie wiedzą dlaczego są tak okrutne. Najczęściej winę zrzucają na ofiary, że się krzywo spojrzała, głupio uśmiechnęła, potrąciła na przerwie itd. Nietrudno się domyślić, że niektóre sytuacje same prowokują żeby mieć powód do spuszczenie manta. Dorośli, wychowawcy muszą pilnie śledzić zachowanie uczennic. Reagować na każdy rodzaj przemocy. Wspierać ofiary, omawiać na lekcjach wychowawczych problemy agresji i radzenia sobie z nią. Ale także samotności, odrzucenia, biedy, alkoholizmu rodziców i uczniów.
No, nie jest łatwo, ale uważam, że przynajmniej do niektórych można trafić i pomóc. Ofiarom i sprawczyniom.
Kiedyś mawiało się: to wszystko przez te pełne przemoc filmy, albo gry komputerowe. Dziś każdy, również np. psychopata, może dziś „wrzucić” nakręcony przez siebie filmik, na którym widać jak stosuje przemoc w stosunku do ludzi, do zwierząt. Niby wszyscy wiemy, że to przestępstwo i takie „produkcje” są wyłapywane , a ich autorów można ustalić i ukarać.
Ale nim to nastąpi, filmiki krążą gdzieś po Internecie i -no właśnie - infekują wyobraźnię tych „normalnych”, albo co gorsza dzieci?
Filmy i gry z przemocą generują przemoc. Uczą jej i nagradzają muzyczką następnych leveli. Dzieciom, coraz bardziej uzależnionym od gier, zacierają się światy. Przenoszą polowanie z nożem z ekranów komórek, tabletów, laptopów do klasy. I dziwią się, że rówieśnik nie ma licznika żyć do wykorzystania, że krzyczy, odczuwa ból i nie można go wyłączyć. Z wrzucaniem własnych produkcji z przemocą, gnębieniem czy wprost zabijaniem to też wynik naszych cybernetycznych czasów. Nastolatkowie nakręcają się nawzajem i prześcigają w wymyślnych sposobach zadawania cierpień, upokorzeń. Reżyserów czeka chwała, poklask i lajki na wagę złota i popularności w klasie. Cyberprzemoc jest niebezpieczna, okrutna i prymitywna. Do dorosłych należy kontrola nad tym co robią dzieci. Nie dajmy się uwieść cudownie brzmiącym słowom o prawie dziecka do tajemnicy korespondencji, prywatności itd. Owszem, mają takie prawo, ale przejrzenie komputera czy komórki, z zachowaniem tajemnicy i delikatności, nie sponiewiera młodej tkanki dziecka. Dobrze jest, żeby dziecko od początku miało świadomość, że jego komórka nie jest jego twierdzą. Wiadomo, że kontrola nie może być posunięta do absurdu i dopadania do komórki po każdym dźwięku esemesa. Należy też pamiętać, żeby w żadnym wypadku nie wyśmiewać, nie komentować i pod żadnym pozorem nie opowiadać osobom trzecim. „Nasza Dżesika chyba się zakochała w Brajanku”, „Robercik pisze wiersze, choć tu nie wstydź się, przeczytaj cioci” itd. itp.
Jak wychowywać dzieciaka, żeby radziło sobie z emocjami i nie rzucał się z pięściami na kolegów w ramach wyrównywania rachunków?
Mądrze kochać.