Dla wielu miała być to przystań na starość, a stała się gehenną...
Niegdyś osiedle wojskowe, dziś mieszkają tam emeryci wojskowi i przyjezdni z Wrocławia. Dla wielu miała być to przystań na starość, a stała się gehenną...
Ponad 10 lat temu do Potoku w gminie Przewóz zaczęli sprowadzać się ludzie z Wrocławia i okolic.Mogłoby się wydawać, że to raj dla emerytów, poszukujących spokoju na starość. W latach 50-tych miejscowość zamieszkiwali żołnierze zawodowi wraz z rodzinami. Szeregowi kilka razy w miesiącu dbali o to, żeby osiedle wyglądało schludnie. Rodziny wręcz kłóciły się o to, żeby tam zamieszkać. Teraz jest wręcz odwrotnie. Ceny własnego „M” oscylują w granicach 40 tys. zł, a kilka lat temu mieszkanie można było kupić za 7 tys. zł.
Marianna Dolożek ma 70 lat, przeprowadziła się tu ze swoim partnerem. W 2008 r. swoje zadłużone we Wrocławiu mieszkanie zamienili na lokum w Potoku. Kobieta przeniosła się z wnuczką i partnerem. Jakiś czas później okazało się, że nie tylko jej rodzina jest zameldowana pod jej adresem.
- Oprócz nas meldunek miał jakiś mężczyzna, który narobił długów i teraz ja muszę to spłacać. Wiadomo, jak mieszkanie jest zadłużone, to różnie może być - mówi pani Marianna.
Kobieta jest jedną z wielu osób, które przyjechały do Potoku. Wcześniej mieszkała w dużym mieście, tam pracowała i zajmowała się wnuczką.
- Myślałam, że tutaj będzie inaczej, lepiej...Życie tu nie jest łatwe. Nie mamy sklepu na miejscu, autobus przyjeżdża dwa razy dziennie. W trakcie wakacji to nie mam jak się dostać do Żar, bo nie mam prawa jazdy i samochodu. Zresztą nie jestem sama w tej sytuacji. Dzieci nie mają jak się rozwijać, bo do najbliższego miasta mam 30 kilometrów. Nie mogę wysłać wnuczki na przykład na angielski, bo po prostu jest za daleko. Jak mieszkałyśmy we Wrocławiu to nie byłoby problemu - mówi Maria.
Takich rodzin w Potoku jest wiele
Kilka lat temu do wsi przeprowadził się Kacper, nauczyciel matematyki z Wrocławia. Był aktywnym, starszym panem na emeryturze. Jak mógł komuś pomóc, to pomagał. Codziennie biegał po kilka kilometrów. Zmarł po ciężkiej chorobie.
Wiele starszych osób, zwyczajnie nie daje sobie rady z utrzymaniem. I choć mieszkają w gminie po kilka lat, czasem nawet miesięcy, to na wójcie spoczywa obowiązek pomocy takim ludziom.
- To my musimy płacić za ich utrzymanie, jeśli mają meldunek w naszej gminie i nie mają rodziny. To koszt 3 tys. zł miesięcznie i spore obciążenie dla naszego budżetu - mówi Ryszard Klisowski, wójt Przewozu. Jedną z takich osób jest pan Kazimierz. - Kazik był bardzo aktywnym mężczyzną. Po przeprowadzce z Wrocławia zaczął pracować jako stróż w tartaku w Piotrowie. Codziennie dojeżdżał na rowerze 15 kilometrów do pracy. Mówiliśmy na niego śpiewak, bo cały czas nucił sobie pod nosem - wspomina M. Dolożek.
Mężczyzna stracił pracę i nie było go stać na to, żeby się utrzymać. Miał meldunek w Potoku, więc wójt gminy Przewóz co miesiąc dofinansowuje Kazimierzowi pobyt w ośrodku dla osób starszych.
Drugi mężczyzna, który także spędza jesień życia w takiej placówce, ma finansowany pobyt całkowicie, ponieważ nie posiada emerytury ani renty, która mogłaby chociaż trochę pokryć koszty utrzymania.
W rozmowie z pracownikiem opieki społecznej dowiadujemy się, ile osób na dzień dzisiejszy utrzymuje gmina.
- W tej chwili mamy dwie takie osoby. Jedna ma w całości finansowany pobyt w ośrodku, a druga otrzymuje dofinansowanie - informuje Barbara Kicuła.
Ówcześni mieszkańcy Potoku, niegdyś wrocławianie, żałują, że zdecydowali się na życie na wsi. Wielu z nich nie pracuje. nie stać ich na podstawowe wydatki, lub na opłacenie rachunków. Zdarzało się, że wójt gminy musiał wykładać na to środki z gminnej kasy. Z punktu widzenia władz tacy lokatorzy mogą być uciążliwi, lecz dla samych mieszkańców taka sytuacja też łatwa nie jest. R. Klisowski przyznaje, że nikt nie chce w Potoku mieszkać, nawet gdyby pada propozycja przydziału mieszkania komunalnego.