Dla archeologa skarb to nie tylko skrzynia ze złotem [MAPA]
Archeolog odkrywa historię człowieka. To jak żył, co jadł, w co się ubierał, w co wierzył. To bezpośredni kontakt z przeszłością – mówi Radosław Zdaniewicz, prezes górnośląskiego oddziału Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich.
Standardowe pytanie do archeologa: czy znalazłem kiedyś jakiś skarb. Oczywiście, że tak, ale mamy inne pojęcie skarbu. Dla nas to nie musi być skrzynia ze złotymi monetami. Skarbem jest fragment ceramiki czy biżuterii, przedmioty codziennego użytku czy broń.
Rzeczy, które niekoniecznie mają wielką wartość materialną, ale są cenne z punktu widzenia archeologii, historii. Dają odpowiedź na pytania o to jak żyli tu ludzie przed wiekami. Jacy ludzie to byli, czym się zajmowali. Dla nas skarb jest źródłem wiedzy – mówi Radosław Zdaniewicz, adiunkt w Dziale Archeologii w Muzeum w Gliwicach i prezes Oddziału Górnośląskiego Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich.
- Wśród stereotypów dotyczących archeologii nie ma już raczej Indiany Jonesa. Za to ludzie często mylą nas z paleontologami. Myślą, że w ziemi szukamy szczątków dinozaurów czy innych stworzeń. A archeolog to historyk. Odtwarza przeszłość człowieka odkrywając namacalne ślady jego obecności. Jeśli nawet natrafiamy na szczątki np. mamutów, to interesują nas one tylko w kontekście człowieka, który na nie polował – dodaje.
Archeologom z Muzeum w Gliwicach towarzyszyłem podczas wykopalisk w podgliwickim Pniowie. To wspólne przedsięwzięcie muzeum i Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Ekipa złożona z kilku osób przez dwa tygodnie badała wzniesienie nieopodal cmentarza, które najprawdopodobniej było siedzibą średniowiecznego rycerza. Przesłanki każą przypuszczać, że stała w tym miejscu drewniana wieża otoczona fosą. Żeby to sprawdzić badacze wykonali kilka wykopów. Śladów samej wieży nie znaleźli, ale wrócili z mnóstwem eksponatów świadczących o tym, że faktycznie jakiś obiekt się tu znajdował. To m.in. fragmenty naczyń, groty bełtów czy elementy końskiego wędzidła. Wstępnie oszacowano je na XIV-XV wiek.
Praca przy wykopaliskach to nie jest łatwy kawałek chleba. Wykopy muszą być nie tylko odpowiednio głębokie, ale również precyzyjne. Kopać trzeba delikatnie aby niczego nie przeoczyć czy zniszczyć. Szpadle i łopaty wszelkiej maści to standardowe wyposażenie, ale z pomocą przychodzi również technologia.
- Te ciemniejsze fragmenty to anomalie w ziemi. Znaki, że była ona np. ruszona przez człowieka, albo, że coś się w niej znajduje – wyjaśnia Zdaniewicz pokazując wykres z magnetometru, urządzenia, którym wcześniej przebadano teren wykopaliska. - Dzięki temu nie musimy kopać zupełnie na ślepo. Gdybyśmy z kolei np. wykopali fragment belki, to dzięki badaniom dendrochronologicznym wiedzielibyśmy kiedy zostało ścięte drzewo, a dzięki temu wydatować całą konstrukcję, którą tworzyła – dodaje.
Ekspedycje archeologiczne bywają różne. Ich rozmiar zależy od tego czego się szuka i oczywiście od zgromadzonych funduszy. Pniowskie wykopalisko nie było duże. Kilka osób, kilka wykopów. Blisko Gliwic, więc bazy nie trzeba było zakładać.
- Zdarzają się jednak i większe wyprawy. Pamiętam gdy budowano autostradę A1 w okolicach Kutna. Przy takich inwestycjach to spore przedsięwzięcie. Wynajmuje się kawałek szkoły czy innego budynku na bazę. Tam trzymany jest sprzęt i wykopane zabytki. Prowadzi się obszerny dziennik prac. Wtedy wyjeżdżałem w kwietniu i wracałem zimą do domu. Swoją drogą jechałem ostatnio tym odcinkiem autostrady. Pewnie niewielu kierowców zdaje sobie tam sprawę, że pod drogą znaleźliśmy m.in. średniowieczną wioskę z XII wieku czy osadę z wczesnej epoki brązu – mówi Radosław Zdaniewicz.
Wykopaliska to jednak zaledwie część pracy archeologa. Jedna z najciekawszych, ale nie największa. Przed ruszeniem w teren jest analiza źródeł, określanie miejsca, w którym można coś znaleźć. A po zasypaniu wykopów? Znaleziska trzeba przeanalizować i skatalogować. Oczywiście również zakonserwować. Fragmenty ceramiki spróbować skleić w całość, a brakujące elementy uzupełnić gipsem. To często żmudne zajęcia, ale niezbędne. Nie chodzi przecież o znajdowanie dla samego znajdowania. Trzeba jeszcze historię, którą się odkryło opowiedzieć. Tylko wtedy ma to sens. Stąd do obowiązków archeologa dochodzi przygotowywanie wystaw, tworzenie publikacji czy prowadzenie, jak np. w Muzeum w Gliwicach, lekcji z dziećmi.
- Tą pracą trudno się znudzić. To nie tylko poznawanie historii. To również bycie blisko ludzi. Bezpośredni kontakt z tym, co po sobie pozostawili. Dowiadujemy się dzięki temu kim byli, co jedli, w co wierzyli i w co się ubierali. Jak wyglądało ich życie. Nawet w tych najprostszych sferach. Studiowałem równocześnie historię, ale właśnie ten bezpośredni kontakt, który daje archeologia, najbardziej mnie interesował. Poza tym wciąż jeszcze jest bardzo wiele do poznania. Choć Gliwice są jednym z najlepiej przebadanych miast w Polsce, dzięki m.in. remontowi Rynku i Starówki, a tereny Górnego Śląska dostarczyły już wielu odkryć, to ziemia wciąż jeszcze kryje bardzo wiele tajemnic – mówi Radosław Zdaniewicz.
Z tych tajemnic zwykle nie zdajemy sobie sprawy. Często znaleziska przychodzą niespodziewanie. Pamiętajmy, że poza planowanymi ekspedycjami archeolodzy często nadzorują inwestycje, które toczą się na terenach objętych nadzorem konserwatorskim. Gliwice są tu najlepszym przykładem. Przy okazji dwóch dużych inwestycji: budowy DTŚ i remontu starówki, pojawiło się co najmniej kilkanaście znalezisk. Od głośnego cmentarza skazańców, przez pozostałości XVI/XVII-wiecznej szkoły, średniowieczne rynsztoki i setki mniejszych eksponatów. Ale skarby pod ziemią można znaleźć i przy mniejszych pracach.
- Kiedyś nadzorowałem drobną inwestycję w Pyskowicach. Budowano jakiś pawilon handlowy. Teren był objęty nadzorem konserwatorskim, więc towarzyszyliśmy pracom. I znalazłem głowicę miecza. Pięknie zachowaną. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odnaleźć cały miecz. Średniowieczny, najlepiej w kontekście, który pomoże ustalić do kogo ów miecz należał. To takie małe marzenie – mówi Radosław Zdaniewicz.
Zdarzają się jednak i rozczarowania. Jak to z Łabęd, gdzie według źródeł znajdował się kopiec podobny do tego w Pniowie. Okazało się jednak, że został zniszczony i zasypany pod hałdą. Takie przypadki to dziś jednak rzadkość. To raczej pozostałości podejścia z poprzedniej epoki. Dziś miejsca, gdzie znajdują się zabytki lub kiedyś dokonano choćby najmniejszych znalezisk są objęte ochroną konserwatorską. Wszelkie prace ziemne w tych miejscach wymagają asysty archeologów.