Diduszko notuje double-double i jest liderem
Emocji w tym meczu było jak na lekarstwo, ale włocławskich kibiców to z pewnością nie martwi. Ich zespół odniósł bardzo pewnie zwycięstwo nad słabym w tym sezonie Treflem.
Nie były w tym potrzebne super wyczyny liderów punktowych. Dawid Jelinek przez 21 minut trafił tylko 2 z 11 rzutów z gry, a Champ Oguchi przez 25 minut miał 4/9 z gry. Robert Tomaszek prawie w ogóle nie grał (niespełna 9 minut), więcej na parkiecie przebywał Grzegorz Kukiełka (ponad 11 minut).
Trener Igor Milicic widział, co się dzieje i słusznie dał Jelinkowi odpocząć, Tomaszka nadmiernie nie eksploatował, a w końcówce wpuścił Adriana Warszawskiego (dwie ładne akcje) i Kamila Hanke.
Praktycznie cały mecz Anwil posiadał dużą przewagę, choć też nie zagrał rewelacyjnego meczu. Przez pierwsze 15 minut jedynym, który trafiał dla Trefla był Tyreek Duren (7 pkt.). Dopiero wówczas pierwsze punkty z gry zdobył Sławomir Sikora (4/6 z gry, 7 zbiórek). Sopocianie nie mieli pomysłu, jak sforsować szczelną obronę Anwilu pod koszem, próbowali rzucać z dystansu, ale też bezskutecznie.
Anwil w pierwszej połowie trafił sześciokrotnie za 3 pkt. (Kamil Łączyński dwa razy, po jednym Oguchi i Piotr Stelmach i Robert Skibniewski). Dopiero pod koniec pierwszej połowy gracze Trefla przypomnieli sobie, że potrafią rzucać za 3 pkt. - dwa razy trafił Marcin Dutkiewicz, raz Grzegorz Kulka (7 zbiórek), punkty dołożył Duren i przewaga zmalała do 7 pkt. (33:26).
Ale na początku trzeciej kwarty mecz już się rozstrzygnął i duża w tym zasługa Barto-sza Diduszko, który w tym meczu jako jedyny zdobył double -double (13 pkt. i 12 zbiórek).
Od razu dwukrotnie trafił za 3 pkt., potem za 2, za „3” przymierzył też Fiodor Dmi-triew (3/4 z gry, 4 zbiórki), dwie skuteczne akcje zaprezentował też Jelinek. Anwil osiągnął najwyższe prowadzenie w meczu - 54:28.
Trefl mógł jedynie walczyć o jak najmniejsze rozmiary porażki. I to się sopocianom udało. Kilka minut niefrasobliwej gry Anwilu w czwartej kwarcie, w sumie znów dużo strat (18) i przewaga zmalała do 11 pkt. Ale na posterunku był Oguchi, który trafił za 3 pkt. i ostatecznie było już wiadomo, że Anwilowi nic złego w tym meczu się nie stanie.
Włocławianie utrzymali zatem miano drużyny niepokonanej na własnym parkiecie, ale gorzej im idzie na wyjazdach. W tym roku czeka ich jeszcze jeden mecz - 30 grudnia pojadą do Kutna na mecz z Polfarmexem. To będzie dobry moment, żeby odwrócić zły los meczów wyjazdowych. Trzeba liczyć, że lepiej celownik nastawi Jelinek, a pozostali zawodnicy zagrają przynajmniej tak skutecznie, jak przeciw Treflowi. Tylko wówczas zwycięstwo nad groźną ekipą Polfarmexu będzie możliwe.