Od 1 października 50,5 tys. emerytów i rencistów podległych MSWiA dostaje obniżone emerytury i renty. Zaczyna działać ustawa dezubekizacyjna.
Można powiedzieć, że te 50 tys. ma pecha, bo dla ponad 130 tys. funkcjonariuszy IPN nie znalazł dokumentów o przebiegu służby. Co się z nimi stało?
Zgodnie z ustawą, zwaną dezubekizacyjną, od 1 października najwyższa renta czy emerytura funkcjonariusza, który „pełnił służbę na rzecz totalitarnego państwa”, nie może przekraczać przeciętnej wysokości emerytury i renty z ZUS. To niewiele ponad 2 tys. zł brutto, czyli niecałe 1800 zł na rękę. Część dostanie najniższe świadczenie, czyli 1000 zł brutto.
Uchwalona pod koniec 2016 r. głosami PiS ustawa zwana dezubekizacyjną objęła szerszy krąg osób niż ta uchwalona przez PO. Teraz podlegają jej także np. pracownicy przygotowujący system PESEL, funkcjonariusze BOR.
Do 28 września do IPN wpłynęły pytania o przebieg służby ponad 223 tys. osób (biura emerytalno-rentowego MSWiA i Służby Więziennej). Efekty poszukiwań IPN przedstawiamy na infografice. Zaskakujące jest, że dla ponad 132 tys. b. funkcjonariuszy nie ma dokumentów.
We wtorek poprosiliśmy Oddział IPN w Gdańsku o informacje, dla ilu funkcjonariuszy z województwa kujawsko-pomorskiego sprawdzał przebieg służby? Ilu jest objętych ustawą, ilu nie, a dla ilu nie znaleziono dokumentów. Do piątkowego popołudnia nie dostaliśmy odpowiedzi.
Ustawa miała nie obejmować milicjantów - obiecywał min. Błaszczak. Tymczasem obejmuje najstarszych wiekiem, bo do grudnia 1954 r. milicja była w strukturach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a ten resort podlega ustawie.
Przekonał się o tym nasz Czytelnik, były bokser z Włocławka, którego w 1949 r. skaperował bydgoski milicyjny klub sportowy. Przeniósł się do Bydgoszczy, został w milicji, walczył jako bokser, zrobił kurs trenerski. Jako milicjant zajmował się wyłącznie sprawami kryminalnymi. Ale właśnie okres do grudnia 1954 r. został uznany przez IPN jako służba na rzecz totalitarnego państwa. Na nic zaświadczenie, wystawione na początku lat 80. przez ówczesną KW MO, że bokser cały czas służył w MO, a nie w SB.
Co do zasady, ustawie dezubekizacyjnej nie podlega ZOMO, które w l. 70., 80. pacyfikowało protesty opozycji.
Takich paradoksów Tomasz Oklejak, naczelnik Wydziału do spraw Żołnierzy i Funkcjonariuszy w Biurze RPO może wskazać więcej. Często sprawy są bardzo dramatyczne. Najbardziej te dotyczące sędziwych wdów i byłych żołnierzy AK, którzy po wojnie wstąpili do milicji i oczywiście nie ujawnili swojej przeszłości. Nie zrobili też tego w okresie przemian. Teraz dostaną obciętą emeryturę czy rentę. Ustawa dotknie też wielu byłych sportowców, także „orłów Górskiego”, których kiedyś choćby na krótko przypisano do etatów podległych SB.
Wdowy natomiast często w ogóle nie wiedzą, gdzie służyli ich mężowie, nie mają dokumentów, nie wiedzą, gdzie ich szukać.
Do Biura RPO wpłynęło ok. 1450 skarg i wniosków. - Rzecznik przyłączy się do kilku-kilkunastu najbardziej dramatycznych spraw, ale nie jesteśmy w stanie uczestniczyć we wszystkich postępowaniach - mówi Oklejak.
RPO nie złoży wniosku do TK, by zbadał zgodność ustawy dezubekizacyjnej z konstytucją. O to proszą go nawet poszkodowani.
Na razie warszawski sąd nie wyznaczył terminów rozpraw odwoławczych. W Ministerstwie Sprawiedliwości ciągle na etapie prac jest projekt zmian w Kodeksie postępowania cywilnego, by sprawy mogły zostać przekazane do sądów w Polsce. Na razie podlegają one właściwości sądu w Warszawie.
Ustawa dezubekizacyjna miała uderzać w „oprawców” i „wyrównać niesprawiedliwość społeczną”. Nie jest zastanawiające, że dla ponad połowy emerytowanych funkcjonariuszy nie znaleziono akt? Dla kogo ich nie ma? Gdzie trafiły? Do prywatnych szaf? Czy do papierni na przemiał?
Ani mi w głowie bronić byłych ubeków czy esbeków. Ale niech karę poniosą ci, którzy rzeczywiście nimi byli. Niech nie rządzi odpowiedzialność zbiorowa, która bije na oślep.