- Rosjanie nie przyjadą tu czołgami, ale bombardują nas - dzień po dniu - rozmaitymi fake newsami - mówi Marcin Ogdowski, dziennikarz i autor książek.
- Nie mogłem wyjść ze zdumienia, kiedy półtora roku temu w osiedlowym sklepie przypadkiem usłyszałem rozmowę sprzedawczyni z klientem na temat ewentualnej wojny. Wyczuwałeś również taki klimat?
- On był obecny już wcześniej. W 2014 roku miałem spotkania autorskie w Białymstoku i Przemyślu, mieszkańcy mówili mi o takim zagrożeniu. Początek rosyjskiej agresji na Ukrainie przełożył się na niepokój ludzi mieszkających przy wschodniej granicy Polski. Lęk, że będziemy następni, był wtedy jak najbardziej wyczuwalny. Media społecznościowe, cały internet, pełne były takich rozważań. Komentowano nawet rutynowe ruchy polskiego wojska. Jednostki jadące na poligon budziły niepokój i poruszenie, że to już mobilizacja. MON dementowało, ale ludzie wiedzieli swoje.
- Za Platformy dużo mówiono o tzw. przesmyku suwalskim. Za PiS, w wypowiedziach Antoniego Macierewicza, wtedy jeszcze ministra obrony narodowej, doskonale wyczuwało się budowanie rosyjskiego zagrożenia.
- Narracja PiS jest wprost ukierunkowana na wywołanie antyrosyjskiej histerii. Dla większości Polaków Antoni Macierewicz jest tak skompromitowaną postacią, że to, co mówił, było traktowane z dużą rezerwą. Nie zmienia to faktu, że w twardym, PiS-owski elektoracie po dziś dzień panuje przekonanie, że Rosjanie na nas czyhają. Że rosyjski niedźwiedź skrada się u naszych granic i zaraz zrobi nam coś złego. Ale w 2018 roku to już nie są powszechne opinie Polaków.
Więcej o kwestii obronności, WOT i Antonim Macierewiczu - w dalszej części rozmowy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień