Zarówno licencjat, pracę magisterską, jak i doktorat poświęciła badaniom nad stresem u zwierząt. Poruszanie się w kształt ósemki tam i z powrotem, kiwanie się, bujanie - w ten sposób czworonogi okazują swoje zdenerwowanie
Jest zakochana w nich po uszy. Każdego przebadanego osobnika rozpoznaje po pysku. Taka jest dr Agnieszka Sergiel z PAN w Krakowie.
W naturalnym środowisku depcze im po piętach. Dosłownie. Nie podchodzi zbyt blisko, choć wyjątki się zdarzają. - Ale tylko kiedy śpią - podkreśla dr Agnieszka Sergiel. Niedźwiedzie wciąż skrywają wiele tajemnic. - To jest w nich fascynujące - przekonuje badaczka, która skrupulatnie odsłania kolejne sekrety z ich życia. Tak jak w kwietniu tego roku. Kierowany przez nią międzynarodowy zespół naukowców opublikował wtedy wyniki analizy tzw. niedźwiedziego tańca. - Indianie z plemienia Ute naśladują w tańcu rozpoczynającym wiosnę to, co zaobserwowali u niedźwiedzi, czyli specyficzny chód polegający na mocnym wciskaniu łap w podłoże - tłumaczy dr Sergiel.
Wraz z innymi pracownikami z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie i kilku zagranicznych instytucji po pięciu latach badań odkryła powody tego zachowania. W każdej z czterech łap niedźwiedzie mają gruczoły ukryte między palcami i w opuszkach łap. Podczas „tańca” uwalnia się z nich wydzielina, która zostaje w głębokich śladach odciśniętych w naturalnym podłożu. -Udało się nam potwierdzić, że dzięki śladom zapachowym niedźwiedzie są w stanie rozpoznać m.in. płeć osobnika - objaśnia badaczka. Zapach to często jedyna forma ich komunikacji.
O wynikach badań rozmawiamy w jej krakowskim gabinecie. Wśród całego stada niedźwiedzi w formie figurki, rysunku na kubku, a nawet kolczyków w uszach pani doktor. Jak tłumaczy badaczka, to wszystko prezenty od najbliższych i przyjaciół, którzy dobrze znają jej życiową pasję. Miłość do zwierząt wyniosła z rodzinnego domu w Raciborzu. -Zawsze mieliśmy psy - mówi. -Nie kupujemy zwierząt, wszystkie adoptujemy.
Niedźwiedzie w jej życiu pojawiły się przy okazji studiów na Uniwersytecie Wrocławskim. Zarówno licencjat, pracę magisterską, jak i doktorat poświęciła badaniom nad stresem u zwierząt. Poruszanie się w kształt ósemki tam i z powrotem, kiwanie się, bujanie - w ten sposób czworonogi okazują swoje zdenerwowanie. Podobnie zachowywały się niedźwiedzie, które przez ponad tysiąc godzin obserwowała i badała we wrocławskim zoo. Szczególnie zapamiętała jednego z nich - brunatnego niedźwiedzia Mago. Nie mogła uwierzyć, w jakich warunkach był trzymany. - Przez dziesięć lat przebywał w klatce o powierzchni 6 mkw., bez dostępu do wybiegu i do naturalnego światła, poza okienkiem pod sufitem - wspomina.
Sprawa Mago trafiła do mediów i wywołała aferę we wrocławskim ogrodzie zoologicznym. Jego ówczesny dyrektor Antoni Gucwiński w 2006 r. po czterech dekadach pracy stracił stanowisko, a pięć lat później został prawomocnie skazany za znęcanie się na zwierzętami.
Ta historia dała badaczce sporo do myślenia. Dlatego wraz z dr. Robertem Maślakiem postanowiła sprawdzić, w jakich warunkach żyją pozostałe niedźwiedzie w niewoli. W ramach trzyletniego projektu naukowego (wsparła go finansowo brytyjska organizacja RSPCA i polska organizacja ochrony zwierząt OTOZ Animals) dwójka naukowców przejechała Polskę wzdłuż i wszerz, szukając okazów w zoo, cyrkach i schroniskach. -Agnieszka pamiętała pyski wszystkich 56 niedźwiedzi, które badaliśmy. Rozpoznawała je nawet po zdjęciach - nie kryje podziwu dr Maślak.
- Pracowita i mocno zaangażowana nie tylko w pracę naukową, ale także pomoc zwierzętom - tak mówi o swojej współpracowniczce. - Już po krótkiej obserwacji rozpoznaje zaburzenia zachowania będące wynikiem stresu - dodaje dr Maślak.
Wyniki badań okazały się gorsze od spodziewanych. Niektóre niedźwiedzie były utrzymywane w fatalnych warunkach. W betonowych pomieszczeniach, bez dostępu do naturalnego wybiegu. Dwójka naukowców postanowiła to zmienić. - Rozpoczęliśmy szukanie miejsca, gdzie w Polsce można stworzyć coś w rodzaju azylu. W końcu Lech Banach, były dyrektor poznańskiego zoo, odpowiedział pozytywnie na naszą propozycję, a niemiecka fundacja Vier Pfoten sfinansowała wybiegi dla siedmiu niedźwiedzi - wyjaśnia dr Maślak. Dwa z nich już nie żyją. Jednak dr Sergiel podkreśla, że warto było nawet dla jednego dnia czy tygodnia, kiedy mogły się poczuć jak prawdziwe zwierzęta.
Tym żyjącym na wolności również nie jest łatwo. O ile naturalne siedliska niedźwiedzi w Tatrach są dobrze chronione, to w Bieszczadach cywilizacja dociera nawet w najdziksze zakątki. W rezultacie zwierzęta coraz częściej zaglądają ludziom do okien. - Ponieważ są wszystkożerne i dążą do łatwego zaspokojenia potrzeb pokarmowych, szybko uczą się zdobywać pożywienie. Także w niezabezpieczonych śmietnikach, kompostownikach i pasiekach - dodaje dr Agnieszka Sergiel. A to rodzi konflikty.
W Polsce mamy mniej niż 100 niedźwiedzi brunatnych z populacji karpackiej. Ile dokładnie i jak zmienia się ta liczba? Odpowiedź na te pytania przyniosą wyniki liczenia tych zwierząt, które z innymi naukowcami prowadzi również dr Sergiel. Ostatni spis niedźwiedziej populacji był prowadzony sześć lat temu. Wtedy w Tatrach mieszkało 25 osobników, a w Bieszczadach dwa razy więcej. Badania metodą genetyczną, polegającą na analizie DNA wyizolowanego z próbek sierści i odchodów są bardzo czasochłonne. - Aby prawidłowo przeprowadzić takie analizy, trzeba przejść i pobrać próby z całego terenu występowania niedźwiedzi kilkukrotnie w ciągu kilku miesięcy. Wyznaczamy kwadraty o powierzchni 5 na 5 km i mamy ich do sprawdzenia kilkaset - wyjaśnia badaczka. Niektórym osobnikom zakłada się obroże ze specjalnym nadajnikiem. Dzięki nim za pomocą sieci GSM można na odległość tropić te dzikie zwierzęta. - Dzięki temu wiemy, że jeden z niedźwiedzi przeszedł aż cztery kraje i doszedł aż na Węgry - dodaje dr Sergiel. Badaczka miała okazję obserwować niedźwiedzie w naturze nie tylko w Polsce, ale i Chorwacji, Hiszpanii i Meksyku. W najbliższym czasie planuje z dr. Maślakiem wyjazd na Ukrainę, gdzie będą badać te żyjące w jednym z azyli. W byłych krajach sowieckich warunki utrzymywania tych zwierząt w niewoli są nadal fatalne. Śmiało można je porównać do kury zamkniętej w klatce o wielkości podwójnej kartki papieru.
Przy okazji badań naukowcy zamierzają choć trochę poprawić los tych zwierząt. - Tym razem zabieramy ze sobą koncentrator tlenu zakupiony ze składek wśród znajomych i przyjaciół. Będzie on potrzebny miejscowym lekarzom weterynarii w czasie leczenia niedźwiedzi - zapowiada dr Robert Maślak.
A może po prostu lepiej wypuścić na wolność niedźwiedzie trzymane w zamknięciu? - To bardzo niewłaściwe podejście - przekonuje Agnieszka Sergiel. - Takie zwierzęta kojarzą już człowieka ze źródłem pokarmu. Ponadto są różnego pochodzenia genetycznego i z punktu widzenia ekologii niestety powinny pozostać w niewoli.
„Idealne” warunki to minimum pół hektara wybiegu z trawą, drzewami, krzewami oraz basenem czy potokiem. Takich rajów dla niedźwiedzi w niewoli jest jak na lekarstwo. - Mamy też tendencje do dużej ingerencji w naturalne siedliska i do budowania dróg wszędzie. Jesteśmy częścią przyrody i nie powinniśmy w ten sposób jej traktować - podkreśla badaczka.
I choć jest zakochana po uszy w niedźwiedziach, nie zamierza ich zatrzymywać tylko dla siebie.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 19
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto