Deniss Rakels: Nowi myśleli, że jestem tu od dawna
- Dałem słowo Lechowi, więc byłoby to nie fair, gdybym się wycofał. Czuję się tu jak swój - mówi Deniss Rakels, nowy piłkarz Lecha Poznań.
W ostatnim sparingowym meczu z Górnikiem Konin zagrał pan na lewym skrzydle i udało się panu zdobyć dwie bramki. Właśnie na boku pomocy będziemy pana oglądać w nowym sezonie?
Trudno powiedzieć. W Cracovii grałem właśnie jako boczny pomocnik, aczkolwiek lubię zmieniać pozycje na boisku w trakcie meczu, bo wtedy mogę dać drużynie więcej. Tam, gdzie będzie mnie widział trener, tam będę grał - czy to w ataku, czy na skrzydle.
Już w czwartek może pojawić się okazja do oficjalnego debiutu w barwach Kolejorza przeciwko norweskiemu Haugesund w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy.
Na pierwszą rundę nie dotarły moje dokumenty, ale liczę, że teraz już wszystko będzie dobrze. Chcę jak najszybciej zagrać, bo potrzebuję tego, by z każdym kolejnym meczem coraz lepiej spisywać się dla Lecha. Czuję się tu dobrze, Polskę traktuję jak drugi dom i przede wszystkim chcę grać. To najważniejsze.
O tym, że ma Pan trafić do Lecha mówiło się wielokrotnie, pierwszy raz pewnie kilka lat temu. Wreszcie się to stało faktem.
Wcześniej, przed wyjazdem do Anglii, w Polsce mieszkałem pięć lat. Poznań to jedno z piękniejszych miast w kraju, mam nadzieję, że będę mógł mu się przyjrzeć, bo na razie tylko mieszkanie znalazłem. Co ważniejsze, Lech to czołowa drużyna w ekstraklasie. To właśnie przedstawiciele poznańskiego klubu zgłosili się do mnie pierwsi i chciałem tu przyjść. Miałem propozycje z innych polskich klubów, mogłem też zostać w Anglii, ale dałem słowo Lechowi, więc byłoby to nie fair, gdybym się wycofał.
Przygoda z angielską piłką kończy się dla pana mimo wszystko sporym niedosytem, głównie przez kontuzje, które w Reading pana nie oszczędzały…
Na początku było bardzo dobrze, byłem w takiej formie, jak w Cracovii, strzeliłem kilka bramek i nowy sezon rozpocząłem w pierwszym składzie, oczywiście ze sporymi nadziejami. Niestety, już w trzecim meczu sezonu złamałem nogę, a niestety, tam jest taka konkurencja, że jak wypadniesz z gry na miesiąc, to możesz mieć bardzo duże kłopoty, by powrócić do wyjściowego składu, a ja z powodu kontuzji wypadłem aż na pięć.
Czego oczekuje pan od gry w poznańskim Lechu?
Na pewno nie jest tak, że chcę się odbudować i za rok wrócić do Anglii. Jestem zawodnikiem Lecha, w moim kontrakcie jest opcja przedłużenia go o kolejne trzy lata i jeśli wszystko będzie dobrze, to tak się właśnie stanie. Nie myślę teraz o niczym, innym, jak o Lechu.
Konkurencję do gry w pierwszym składzie będzie miał pan mocną, bo Kolejorz szalał na rynku transferowym. Zdążył już pan ze wszystkimi się poznać i porozmawiać?
Gramy o mistrzostwo, więc konkurencja musi być - po dwóch, trzech piłkarzy na pozycję to normalne, w zasadzie tak, jak w Anglii. Każdy chce grać jak najwięcej, rywalizacja nam może tylko pomóc. Co do komunikacji, to mi jest chyba najłatwiej, bo znam wielu chłopaków, spotykaliśmy się przecież na boisku. Nawet w momencie, gdy przychodzili nowi gracze, to myśleli, że ja już wcześniej byłem w Lechu, bo tak dobrze mówię po polsku. Jestem tu jak swój, a pobyt w Anglii pomógł mi też w nauce języka, więc ze wszystkimi się dogaduję.