Dbaj o swoje serce. Dla ciebie kocha i pracuje całą dobę
Przyspieszone bicie serca to jeden z objawów zakochania. Czy rzeczywiście kochamy sercem? Jak bardzo emocje wpływają na pracę tego niezwykłego mięśnia? Odpowiada prof. Andrzej Wysokiński, szef kardiologii w SPSK4.
Czy stan zakochania może wpływać na kondycję naszego serca?
Oczywiście, że tak. Mowa chociażby o słynnym przyspieszonym biciu serca. Ten objaw związany jest bezpośrednio z emocjami. Tak właśnie nasz mózg reaguje na miłość. Emocje, przeżycia, stres powodują pobudzenie ośrodkowego układu nerwowego, który oddziałuje na serce poprzez coraz szybsze bicie. Oprócz tego także zmiany hormonalne mają wpływ na naczynia krwionośne. Pod wpływem przeżyć dochodzi do obkurczenia się naczyń i wzrostu ciśnienia tętniczego krwi. Nie bez powodu w tekstach piosenek znajdziemy słowa jak: „serduszko puka, chłopiec panny szuka”.
Czy można powiedzieć, że kochamy sercem?
Przede wszystkim kochamy mózgiem, bo tutaj właśnie rodzi się świadomość tego, że ktoś się nam podoba. Wszystko zaczyna się w mózgu, ale objawy często dotyczą układu naczyniowo-sercowego. Można powiedzieć, że miłość powstaje w głowie, ale oddziałuje na serce. Właśnie w mózgu rodzą się stres czy kłopoty. Gdy na przykład nie ma problemów w pracy to zmniejsza się ryzyko nadciśnienia, czy miażdżycy, a choroby te pojawiają się dopiero na dalszym etapie życia. Jak ktoś żyje nieregularnie, nie oszczędza się, jest cały czas „na fali” to objawy choroby pojawiają się znacznie wcześniej. Coraz częściej zdarza się, że na oddziale kardiologicznym mamy młodych pacjentów 30 - 40 letnich, którzy są już po zawale serca. Cały ten cykl niesprzyjających wydarzeń związany jest głownie z nieregularnym stylem życia - zawsze jest bowiem jakaś przyczyna i są jej następstwa. Fachowo takie zjawisko nazywa się to kontinuum sercowo-naczyniowym, które zaczyna się od stresu i niezdrowego trybu życia, a poprzez nadciśnienie, prowadzi do zawału, niewydolności serca i zgonu.
Często mówi się: boli mnie serce, pęka mi serca. Czy emocje naprawdę tak działają?
Tak, ma to swoje uzasadnienie w medycynie. Jeżeli mózg obciążony jest emocjami - dobrymi czy złymi, to może to istotnie wpływać na pracę naszego serca. Zwróćmy uwagę, że także z powodu euforii i szczęścia niektóre osoby mdleją - np. gdy wygrywają samochód lub miliony w totolotka, ale również gdy umiera ktoś bliski. Serca nie można oddzielić od reszty narządów. Dlatego w naszym słownictwie utarły się powiedzenia o złamanym sercu. Matki mówią czasem, że „serce mnie boli, bo syn mi się zmarnował, czy zszedł na niewłaściwą ścieżkę”. Takie dolegliwości sercowe szczególnie odczuwalne są u osób, które mają już istotne zmiany miażdżycowe.
Czy serce z laurek ma coś wspólnego z tym prawdziwym sercem?
Można powiedzieć, że tak, ale w bardzo dużym przybliżeniu. Ono bardziej przypomina kształt kropli lub dzwonka niż serce z laurek. Ma dwie komory i dwa przedsionki. Nasze serce jest wielkości zaciśniętej pięści. Waży około 200-300 gramów. Nie zapominajmy, że jest to przede wszystkim mięsień.
Bardzo pracowity mięsień.
Tak, pracuje cały czas. Łatwo przeliczyć jak wielką pracę wykonuje codziennie. Na minutę uderza średnio 60-90 razy. W ciągu naszego życia daje to ponad 3 miliardy uderzeń. Żaden, nawet najlepszy aparat lub maszyna, nie są w stanie wytrzymać takiej pracy. A żyjemy przecież coraz dłużej, po 90 czy nawet 100 lat. Na oddziale kardiologii mamy wielu chorych, których z sukcesami leczymy po 90. roku życia. Kiedyś to było dosyć futurystyczne. Trzeba pamiętać, że serce to mięsień, który musi ciągle pracować. Jeśli zatrzyma się praca serca, to ustaje czynność narządów, głównie mózgu, który jak centrala dowodzenia kieruje naszym organizmem. Jeśli mózg jest niedokrwiony, przestaje działać i wtedy następuje śmierć człowieka. A serce mamy jedno i musimy o nie dbać, bo bez niego nie ma życia.
Akcję serca można jednak przywrócić dzięki reanimacji.
Możemy przywrócić czynność serca, ale jeśli mózg jest za długo niedokrwiony i dojdzie do tzw. odkorowania, to mamy do czynienia już ze zmianami nieodwracalnymi. W takim przypadku, serce co prawda pracuje, ale to respirator oddycha za człowieka i żyje on dzięki podawanym lekom. Warto też powiedzieć, że nie każdy zawał kończy się zatrzymaniem akcji serca. Naczynia wieńcowe, które odchodzą od aorty do serca tworzą całą siatkę połączeń, która wygląda jak korzenie drzewa. Im dalej od serca dochodzi do zamknięcia tętnic wieńcowych, tym straty dla organizmu są mniejsze. Z kolei, im bliżej aorty tym skutki są poważniejsze.
Jeśli dokonuje się zawał serca, czyli zamyka tętnica wieńcowa, to najlepiej udrożnić ją w ciągu pierwszej godziny, góra półtorej. I wtedy może nie być żadnych strat związanych z niedokrwieniem. Jeżeli nie zdążymy w tym czasie zainterweniować, to dochodzi do nieodwracalnej martwicy komórek. Przez zamkniętą tętnicę krew nie dopływa do serca, nie zaopatruje mięśnia w tlen i wtedy komórki, a potem całe fragmenty serca zaczynają umierać.
Czy możemy być nieświadomi, że właśnie mieliśmy zawał?
Tak, są bezobjawowe zawały lub takie, które mają niecharakterystyczne objawy. Wtedy sytuacja dla chorego jest najgorsza, bo nie ma bólów, nie ma wizyty u lekarza i odpowiedniego leczenia, co może w konsekwencji zakończyć się nieoczekiwanym zgonem. Słyszymy wielokrotnie: „taki był zdrowy, nie chodził do lekarza, nic mu się nie działo i nagle umarł - dlaczego”. To jest tzw. nagła śmierć sercowa.
Podobnie jest z chorobą wieńcową czyli chorobą niedokrwienną serca. Często prowadzi ona do zawału serca. Polega na stopniowym zwężaniu się tętnic wieńcowych przez blaszki miażdżycowe. Niepokojące objawy pojawiają się w momencie, gdy światło naczynia zwęzi się do 80-90 proc. swojej średnicy. Najczęściej objawy występują przy wysiłku. Wtedy, ilość krwi dopływającej do serca jest za mała w stosunku do jego potrzeb. Po chwili odpoczynku i wytchnienia zazwyczaj ukrwienie serca wraca do swojego normalnego rytmu. Jednak oczywiście niezbędna jest wtedy konsultacja medyczna, bo następnym krokiem może być już zawał serca, czyli całkowicie zamknięcie naczynia wieńcowego.
Jakie objawy powinny nas zaniepokoić?
Typowe objawy zawału serca to pieczenie, palenie, rozrywanie, dławienie za mostkiem, które promieniuje najczęściej do żuchwy, szyi, do lewej łopatki, barku, łokcia i palców. Nie wszyscy jednak chorzy mają takie „książkowe” objawy. Przeważnie tak jest, ale jak się okazuje w życiu i medycynie - nie zawsze.
Przeważnie serce leży po lewej stronie, ale też nie zawsze.
Bywa, że znajduje się po prawej stronie klatki piersiowej. Zazwyczaj wtedy mamy do czynienia również z odwróceniem położenia innych narządów jak wątroba, śledziona, jelita. Jest to genetyczna anomalia, a nie choroba. Wszystko działa normalnie, ale warto by chirurg i inny leczący nas lekarz o tym w razie potrzeby wiedział.
Co zrobić, by serce biło nam sprawnie i długo?
Przede wszystkim należy prowadzić tzw. prozdrowotny tryb życia. Polega on na wdrażaniu regularnego wysiłku fizycznego, bo serce go bardzo lubi. Wtedy te niezdrowe substancje, które znajdują się we krwi, są „przepalane” i wydalane i zdecydowanie wolniej zatykają nam tętnice - cukier i cholesterol wyraźnie obniżają się. Druga sprawa to stosowanie diety - najlepiej śródziemnomorskiej, by nie dopuścić do nadwagi. Ciężar ciała powinien być odpowiedni do wieku i wzrostu. Należy jeść mało i często, a nie jeden wielki posiłek raz dziennie. Powinniśmy unikać stresu, wysypiać się, jeść śniadanie o stałej porze, spacerować i regularnie kontrolować podstawowe parametry naszej kondycji zdrowotnej. Przypomnijmy, że osoby do czterdziestego roku życia, nawet jeśli czują się zdrowo, powinny mierzyć ciśnienie przynajmniej raz w roku. Po czterdziestce obowiązkowo kontrolujemy ciśnienie co pół roku, cholesterol co dwanaście miesięcy. Bardzo ważnym wykładnikiem zdrowia jest też poziom cukru w krwi. Badajmy go co najmniej raz w roku.
Nadciśnienie staje się chyba już chorobą XXI wieku?
Podwyższone ciśnienie sieje duże spustoszenie w sercu i naczyniach wieńcowych. Obkurczone stresem naczynia przyspieszają miażdżycę, a ta może prowadzić do zawału serca lub udaru mózgu. Dlatego nie można wszystkiego argumentować długimi kolejkami do lekarza, bo są przecież także bezpłatne akcje prozdrowotne. Wystarczy również kupić jeden aparat do mierzenia ciśnienia na rodzinę. Mówi się, że już około 12-15 milionów Polaków cierpi na nadciśnienie. Z tym, że tylko około dziewięciu milionów o tym wie, a pozostała część jest tego faktu nieświadoma. Jeśli mamy nieleczone nadciśnienie, to istotnie przyspieszamy swoją śmierć. Długość życia znacznie się wtedy skraca. A przecież nikt nie chce przenosić się do życia wiecznego zbyt wcześnie i wszyscy walczymy o każdy, chociaż jeden dzień więcej.