Wydawałoby się, że kilkadziesiąt lat temu ludzie z małych miast raczej nie wyjeżdżali ze swoich domów. Ale już wtedy eskapady cieszyły się dużą popularnością.
Czersk był dobrze skomunikowany, bo miasto połączyła ze światem kolej żelazna. A to nie tylko pozwoliło miasteczku w Borach Tucholskich na duży rozwój gospodarczy, ale i pokazało mieszkańcom, że gdzie indziej można żyć lepiej.
Ludzie z Czerska i okolicy, małych miejscowości, jak Łąg czy Będźmierowice, przekonali się, że warto szukać chleba na emigracji. Wiele osób wyjechało, na przełomie XIX i XX w., a nawet jeszcze w latach 20. do Niemiec. Były też inne kierunki - Stany Zjednoczone i Brazylia.
Niektórzy szybko się zorientowali, że można po prostu zobaczyć inne miasta i inne kraje. Na wyjazd za granicę stać było tylko najzamożniejszych obywateli. Przykładem takiej podróży, właściwie pielgrzymki, był pociąg, który zabrał podróżnych do Rzymu.
To było wydarzenie. Na wagonie znalazł się odpowiedni napis. Zaproszono też fotografa lokalnej gazety - Echa Borów Tucholskich. Pojawili się szanowani mieszkańcy, jak mecenas Burdecki i ks. wikariusz Lange. Potem pamiątki z tej podróży przechowywano z dużą pieczołowitością w wielu domach. Pielgrzymi przywieźli błogosławieństwo papieskie dla rodzin. Oprawione w ramki wiszą na ścianach u ich potomków do dziś.
Ale czerszczanie poznawali też Polskę. Wielka grupa czerszczan w 1935 r. pojechała na przykład do Wieliczki. Uśmiechnięci i szczęśliwi, kilka lat przed II wojną światową.
Rok przed wojenną pożogą na rowerową wyprawę do małej wsi, położonej kilkanaście kilometrów od miasta, pojechali pocztowcy z rodzinami.
Zdarzały się też dalsze wyprawy szkolne. W 1927 r. wyjazd uczennic do Poznania to było wydarzenie.