Darzył ją gorącym uczuciem. Zabił z zimną krwią
Brutalny psychopata - tak o kimś, kto od uczuć łatwo przechodzi do zbrodni, mówią psycholodzy. Janusz strzelił kilka razy do byłej partnerki, a potem spalił sklep, w którym pracowała
Tak jak miłość ma wiele twarzy, tak i zazdrość może mieć różne oblicza. Ta, która prowadzi do zbrodni, jest zazdrością patologiczną.
Osoby zabijające z jej powodu są określane mianem psychopatów. Taką właśnie osobą był mieszkaniec Chełma, który uśmiercił swoją byłą partnerkę za to, że go zraniła i zostawiła. Jego ofiarą stała się także matka kobiety.
Janusz i Agata poznali się pod koniec lat 80. Młodzi, zakochani, zaplanowali całe wspólne życie. Jednak ślub i wesele - to nie dla nich.
Oni byli szczęśliwi bez wszelkich ceremonii i podpisywania papierków. Młodzi zamieszkali razem na jednym z osiedli w Chełmie, gdzie w zgodzie i miłości przeżyli kilkanaście lat.
Po latach sielanki, coś się nagle zaczęło psuć...
Miłość kwitła, wszystko układało się zgodnie z planami. Janusz i Agata, chociaż bez ślubu, żyli jak mąż z żoną. Ale sielanka kochanków nie trwała wiecznie.
Był 2001 rok, a między dojrzałymi już partnerami coraz częściej dochodziło do nieporozumień. Młodzieńcze uczucie się wypaliło, pojawiły się rutyna, znudzenie i coraz większe problemy w związku. Po kilkunastu latach wspólnego życia ich związek się rozpadł.
Janusz nie mógł się z tym jednak pogodzić. Przez kilka miesięcy nachodził Agatę, która zamieszkała u swojej matki. Zraniony urządzał jej awantury. Mężczyzna nie mógł przeżyć tego, że partnerka od niego odeszła.
Zabiję cię, jeśli do mnie nie wrócisz - Janusz straszył Agatę. W końcu zrealizował swoje groźby w brutalny sposób
Obsesyjnie myślał tylko o tym, że musi być z nią. Jeśli nie z Agatą, to z nikim innym. A ona nie może przecież być długo sama. Na pewno znajdzie nowego i o nim całkowicie zapomni!
Janusz przecież nie mógł pozwolić na to, żeby wielka miłość zakończyła się w taki sposób. Z czasem zazdrość popchnęła go do tego, że zaczął grozić jej śmiercią.
- Zabiję cię, jeśli do mnie nie wrócisz - straszył byłą kochankę, której gehenna trwało ponad rok.
5 lipca 2002 r. Janusz przyszedł do sklepu z bielizną, prowadzonego przez Agatę. Było gorące lato, a mieszkańcy miasta woleli tego dnia chłodzić się we własnych domach niż chodzić na zakupy.
Ruch w butiku był na tyle mały, że Agata zaprosiła do niego swoją matkę, by razem mogły spokojnie poplotkować. Śmiały się i opowiadały historie. Nie wiedziały, że wesoła atmosfera przerodzi się w prawdziwy dramat, a zwykłe odwiedziny w sklepie, w ich ostatnie spotkanie.
Wszystko przez niego... on też tego dnia wpadł do butiku...
Mężczyzna kupił wcześniej pistolet na miejskim bazarku, który potem zabrał ze sobą do sklepu. Zabójstwo zaplanował już wcześniej. Dlatego wziął jeszcze kanister z benzyną.
Zeznawał policjantom, że wcale nie chciał
Gdy dotarł na miejsce, zraniony kochanek po raz kolejny zaczął prosić partnerkę o powrót do niego. Ta nie chciała tego nawet wysłuchać. Wtedy on wyciągnął broń i zaczął strzelać do obu kobiet. Potem rozlał w sklepie benzynę, podpalił ją i pospiesznie uciekł.
Okazało się, że Agata została bardzo poważnie postrzelona w szyję. Zszokowana i zalana krwią wybiegła jeszcze ze sklepu. Jednak nie to było najgorsze...
Przechodnie spostrzegli, że pali się na niej ubranie. Płomienie obejmowały całe jej ciało. Przypadkowi ludzie ugasili żywą pochodnię i wezwali pogotowie.
Poważnie poparzona została odwieziona do szpitala w Chełmie, a potem do specjalistycznej kliniki w Siemianowicach Śląskich. W wyniku oparzeń Agata zmarła po kilku dniach.
Ataku nie przeżyła również jej matka. Zwęglone zwłoki starszej kobiety strażacy znaleźli w sklepie, dopiero po ugaszeniu pożaru.
Janusz wkrótce został zatrzymany przez policjantów. Przesłuchującym go funkcjonariuszom zeznał, że wcale nie chciał zabić byłej partnerki i jej matki, tylko zastrzelić samego siebie na oczach ukochanej.
- Żeby wtedy cierpiała z wyrzutów sumienia, jak i ja cierpiałem, gdy ode mnie odeszła - mówił mundurowym, a potem przesłuchującym go prokuratorom.
Kilka miesięcy później zasiadł na ławie oskarżonych. Jego linia obrony wciąż była niezmienna.
- Pamiętam, że klęczałem przed Agatą. Strzeliłem, ale niestety nie mogę sobie przypomnieć, do kogo wycelowałem. Na pewno chciałem zabić siebie, ale co się stało, nie pamiętam - tłumaczył przed sądem oskarżony o zabójstwo.
Zabójca stanął wkrótce przed sądem i został skazany na surową karę - dożywotnie więzienie za śmierć dwóch kobiet.
Miał emocjonalne problemy z samym sobą
- Zachowanie człowieka w postaci nachodzenia, awanturowania się i gróźb karalnych sugerują nam, że mamy do czynienia z osobą funkcjonującą patologicznie - zauważa Monika Semczuk-Sołek, psycholog i psychoterapeuta z Ośrodka Psychoterapii Integratywnej w Zamościu.
Według Semczuk-Sołek, w przypadku tego tragicznego zdarzenia, spowodowanego chorą zazdrością i nieszczęśliwym rozstaniem, mamy do czynienia z pewnymi zaburzeniami, jeśli chodzi o przypadek Janusza.
- Z opisanego przypadku wynika, że mógł on mieć zaburzenia osobowości, psychotyczne lub organiczne. Świadczy to o tym, że zraniony kochanek mógł mieć psychozę na skutek na przykład choroby alkoholowej - mówi Semczuk-Sołek. - Jednak tego nie da się dokładnie określić bez znajomości całej historii życia emocjonalnego mężczyzny - zastrzega psycholog.
Nie zauważyła, że Janusz był psychopatą
- Na podstawie dokonanych obserwacji młodych mężczyzn zauważono, że w przypadku chłopców zaniedbywanych bądź maltretowanych w dzieciństwie występuje mutacja tego genu. Przez to wzrasta ryzyko, że takie dzieci wyrosną na brutalnych psychopatów. Jednak nie należy zapominać, że przecież nie u wszystkich chłopców taka mutacja następuje - wyjaśnia pani psychoterapeutka z zamojskiego ośrodka.
Według Moniki Semczuk-Sołek, w przypadku, gdy ofiarami psychopaty są osoby niemające żadnych psychologicznych zaburzeń, pojawia się ważne pytanie: co takiego się dzieje w ich postrzeganiu rzeczywistości, że nie dostrzegają oczywistych sygnałów zagrożenia i nie reagują na nie.
- Takich sygnałów nie wolno bagatelizować, bo może dojść do tragedii - apeluje Semczuk-Sołek.
Według pani psycholog, w tej brutalnej zbrodni jest jeszcze jeden ważny aspekt, o którym nie powinniśmy zapominać. Chodzi o osobę matki Agaty, która zginęła, gdyż zraniony Janusz nie mógł poradzić sobie z odejściem ukochanej partnerki.
- Starsza z kobiet była bezpośrednim świadkiem zbrodni. Na jej nieszczęście nie była też przypadkową osobą w tym butiku, w którym doszło do tragedii. Była to przecież matka kobiety, która zraniła go emocjonalnie, a więc stała się obiektem agresji tego człowieka - kwituje Monika Semczuk-Sołek.