Daria dla Pauliny jest dziś bohaterką. Pomogła jej podczas ataku padaczki
Do zdarzenia doszło w zatłoczonym autobusie. Zareagowała tylko 19-latka i nieznajomy chłopak. Ta historia pokazuje, że czasem niewiele trzeba, żeby uratować komuś życie. Trzeba tylko zechcieć.
25-letnia Paulina Broda uważa, że uczennica z „Mechanika” uratowała jej życie. - Dzięki niej mój syn nadal ma matkę. Daria jest i pozostanie moją bohaterką! - podkreśla.
Atak w autobusie
Był piątek, 24 lutego. 18-letnia Daria Burzyńska jechała na lekcje. Jest uczennicą klasy 3a technikum w Zespole Szkół nr 1 w Olkuszu (Mechanika). Jak codziennie wsiadła o godz. 8.10 na al. Tysiąclecia do autobusu linii PS i zajęła miejsce z tyłu przy oknie. Obok niej nikt nie siedział. Była zaspana, patrzyła w szybę.
Autobus zatrzymał się na światłach na skrzyżowaniu drogi krajowej nr 94 z ul. Kazimierza Wielkiego. Wtedy usłyszała, że komuś upadł telefon na podłogę. Szybko odwróciła głowę.
- Paulina siedziała jedno miejsce dalej. Popatrzyłam na nią, zaczęła się trząść. Nie wiedziałam, co robić - wspomina Daria. - Pasażerowie patrzyli w tę samą stronę, ale nikt się nie ruszył… - dodaje.
Tylko chłopak, który siedział przed dziewczyną, chwycił Paulinę na nogi. Daria złapała ją za ramiona i głowę, żeby nie uderzyła nią np. w siedzenie. Krzyknęła, żeby ją położyć wygodnie na podłodze, ale nie było reakcji ze strony innych osób. - I w sumie tyle zrobiłam - uczennica kończy skromnie swoją opowieść.
Któryś z pasażerów jednak zadzwonił po pogotowie. Kierowca szybko dojechał do przystanku przy dworcu i tam się zatrzymał. Ludzie wysiedli z autobusu, poza Darią i nieznajomym chłopakiem, którzy nadal przytrzymywali Paulinę, do przyjazdu ratowników.
Zakaz denerwowania się
25-latka wsiadła do autobusu na tym samym przystanku co Daria. Również poszła do tyłu. Tego dnia jechała sama. Zwykle jest w autobusie z przyjaciółką i jej 5-letnią córką Julką.
Paulina trzyma ją zwykle na kolanach, wygłupiają się i grają w kolory. Jedna pyta, co jest koloru zielonego, druga rozglądając się wokół, zgaduje.
- Nie chcę myśleć, co by było, gdybym Julka była przy mnie i widziała wszystko - podkreśla Paula.
Wie, co mówi, bo to nie jest jej pierwszy atak padaczki. Kiedyś jej syn Kacper był tego świadkiem. Mocno to przeżył. Teraz już wie, że pierwsze co ma robić w takich sytuacjach, to wzywać pomoc.
Pierwszy napad Paulina miała 11 lat temu jako 14-latka. Była akurat u koleżanki. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Ataki z roku na rok się nasilały. Najpierw były co kilka miesięcy, potem doszło do tego, że zdarzały się nawet trzy razy w tygodniu.
Lekarze z Olkusza powiedzieli jej, że będzie coraz gorzej.
- Była wtedy w wieku 21 lat i miałam już synka. To był dla mnie cios - wspomina kobieta. Nie poddała się jednak. Znalazła specjalistę w Katowicach. Poprawiło się. Dziś bierze leki, regularnie jeździ na wizyty. Ostatni atak miała w kwietniu 2016 r. Zwykle napady zdarzają się w domu. W lutym było inaczej. Mało tego, w szpitalu przyszły kolejne dwa.
- Nie wiem, jaka była przyczyna. Miałam ciężki tydzień w pracy, nie wysypiałam się. Byłam zmęczona. Może to przez to - zastanawia się kobieta. Teraz ma zakaz pracy na popołudniową zmianę i denerwowania się. Ale z drugiej strony nie chce zawieść szefowej, która dała jej możliwość pracy, nie patrząc na jej chorobę.
- Mój poprzedni szef przyjął kogoś innego, gdy się dowiedział, że mam padaczkę - wspomina.
Manekin nie człowiek
Daria mocno przeżyła całe to zajście. W autobusie jeszcze jakoś się trzymała, ale gdy dotarła do szkoły, była tak roztrzęsiona, że musiała iść do domu.
- Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Owszem, mamy kurs pierwszej pomocy w szkole, ale ćwiczymy na manekinie, który się nie rusza. A tu był żywy człowiek - mówi.
Działała instynktownie. Co jej się chwali, bo mało osób w zatłoczonym autobusie się na to zdobyło.
- Z tyłu pojazdu siedział pan, który od razu zastrzegł, że nic nie będzie robił, bo jest po zawale. Podniósł ręce do góry i tylko się przyglądał - opowiada Daria.
Dziewczyny bardzo się polubiły. Okazuje się, że kiedyś mieszkały nawet w jednym bloku. Mama Darii pracuje razem z koleżanką Pauliny. Zresztą Daria kojarzyła Paulinę z autobusu, jeździły przecież o tej samej porze praktycznie codziennie.
- Świat jest mały. Tym bardziej człowiek nie powinien być obojętny na krzywdę innych - mówi Paulina. Nie wie, czy kiedyś znów nie dostanie ataku w miejscu publicznym.
Padaczka
- Padaczka, inaczej epilepsja to zaburzenia neurologiczne z charakterystycznymi napadami.
Napady mają różne nasilenie, od krótkich i prawie niezauważalnych po długie, silne wstrząsy. Powtarzają się i nie mają bezpośredniej przyczyny. - Atak padaczki przychodzi nagle. Osoba chora często nawet nie czuje, że się zbliża. Nie jest w stanie przyjąć bezpiecznej pozycji czy pójść w bezpieczne miejsce.
Dlatego tak bardzo ważna jest reakcja otoczenia. Głównie chodzi o ułożenie pacjenta w pozycji bezpiecznej (najlepiej tzw. pozycja boczna ustalona), by nie zachłysnął się śliną i nie udusił własnym językiem. Należy też zadbać o to, by nie uderzał głową w twarde przedmioty. Nie można wkładać do ust pacjenta nic do zagryzania ani palców. Może to spowodować wymioty. Pacjent może też ugryźć ratownika.