Aleksander Król

Danuta Stenka - tym razem zagra złą kobietę

Wszystkie postaci, które grała pani wcześniej, jak chociażby Judyta z filmu „Nigdy w życiu!”, były dobroduszne, ugodowe, ciepłe... Podobno marzyła pani, Wszystkie postaci, które grała pani wcześniej, jak chociażby Judyta z filmu „Nigdy w życiu!”, były dobroduszne, ugodowe, ciepłe... Podobno marzyła pani, by zagrać czarny charakter i dostała, czego chciała. Bogna Mróz, ordynator szpitala w Rybniku z serialu “Diagnoza”, jest zła.
Z tymi moimi postaciami bywało różnie. Bo były to też kobiety silne, które w swoim scenicznym czy filmowym życiu miały bardzo mocne momenty, a nawet dość dyskusyjne sceny. Ale tak zawsze było, że jeśli nawet przez ułamek sekundy wydawało się, że ta postać jest osobą złą, to dało się to wytłumaczyć tym, co ją spotyka. Na tym polegała różnica. Bo dla Bogny Mróz nie ma żadnego wytłumaczenia. Szczerze mówiąc, ja, jako Danuta Stenka nie chciałabym pracować z taką osobą.

W Bognie Mróz nie ma pierwiastka Danuty Stenki?
Oczywiście, że jest. Na sobie buduję tę postać. Ja jestem jej rdzeniem. Myślę, że każdy z nas, każdy człowiek, ma pełen wachlarz cech. Dostał go w momencie przyjścia na świat, ale wykorzystuje jedynie znikomy fragmencik kolorów, które się w tej tęczy pojawiają. A to jest spowodowane środowiskiem, w którym się wychowuje, genami i wieloma czynnikami. Natomiast my, aktorzy, mamy możliwość zbadania, poszukania w sobie tych barw, których na co dzień nie używamy, a nawet byśmy nie podejrzewali, że mogą w nas siedzieć. Otóż ten zawód ciągle mnie przekonuje, że wszystko jest możliwe, że ja też mogę taka być. Widocznie okoliczności zewnętrzne sprawiły, że jestem taka, a nie inna.

Już w pierwszym odcinku “Diagnozy”, Bogna Mróz, w rozmowie z Anną Leśnie-wską (Maja Ostaszewska) mówi, że postawiła na karierę, a nie na rodzinę. Serialowy dom pani ordynator jest pusty. W pani życiu prywatnym jest zupełnie na odwrót. Często powtarza pani, że rodzina jest najważniejsza.
Rzeczywiście, dla mnie rodzina to podstawa. I coraz bardziej się o tym przekonuję. Mimo że dzieci wyfruwają, po części już wyfrunęły z gniazda, to coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że to jest moja baza, moje miejsce, kotwica, coś niezwykle ważnego dla mnie. Natomiast zawód jest dla mnie może i równie ważny. To jest taki warkocz – przeplatają się historie zawodowe i mojego życia osobistego i nawzajem na siebie wpływają. Jedna sfera bez drugiej nie istnieje. O tym, jaka jestem w domu, decyduje to, jaka jestem na zewnątrz, na ile się mogę spełnić w zawodzie, ile rosną mi skrzydła albo na ile zostają podcięte. Oczywiście to nie tyczy tylko mojego zawodu. Człowiek współczesny ogromnie dużo czasu spędza w pracy. Nie można tego wymazać i uznać, że to coś nieważnego. Że teraz na chwilkę tylko tam idę, a potem już będę w domu żyła. Nie, tutaj też żyję, i to życie jest niezmiernie istotne i ma wpływ na mój dom. Na szczęście to działa w dwie strony. Szczęśliwie mój dom, moja rodzina, moje gniazdo mają wpływ na to, co się dzieje na zewnątrz.

W którymś z wywiadów powiedziała pani, że córki uratowały pani życie.
Nie jestem w stanie sięgnąć teraz do tego, ale tak jest. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez nich, bez mojego męża, bez mojego domu. Jesteśmy na tym etapie życia rodzinnego, gdy dzieci wyfruwają z domu i zostajemy sami i to jest moment, kiedy człowiek się dowiaduje, z kim założył rodzinę, z kim żył przez lata. Dopiero teraz. Przedtem byliśmy zajęci pracą, dziećmi. One już same sobą się zajmują i my zostajemy sami. Teraz jestem chyba jeszcze bardziej przekonana o tym, że mąż jest moją drugą połową jabłka. Nawet bardziej niż kiedyś, gdy wydawało mi się, że tak jest na pewno, ale mogło o tym decydować jakieś zauroczenie.

Chciałaby pani, aby córki zostały aktorkami? Paulina skończyła psychologię i angażuje się w działalność charytatywną m.in. w Indiach, ale może Wiktoria?
Paulina skończyła psychologię, a Wiktoria psychologię biznesu. Poszła trochę w podobnym kierunku, co Paulina, ale Wiktoria szuka swojego świata. To nigdy nie było moje marzenie, by córki zostały aktorkami. O dziwo, bo przecież mnie spotkało mnóstwo szczęścia w tym zawodzie. Spotkałam fantastycznych ludzi, którzy zdecydowali, że tak, a nie inaczej potoczyły się moje losy. Ale może właśnie dlatego wiem, jaki to ma ogromny wpływ. Ile trzeba szczęścia w tym zawodzie. Spotykałam na swojej drodze fantastycznych aktorów poza Warszawą, którzy tam po prostu zostali, bo nie tak poukładały się ich losy. Nie mogli pokazać tego, co potrafią, światu, nie dostawali takich propozycji. Dlatego nie chciałam, by moje córki zostały aktorkami. Nie odradzałabym, nie rzucałabym im kłód pod nogi – ale to by było trudne i dla mnie, i dla nich. Ja bym się niepokoiła o każdy ich krok, o każdy ich wybór, o każdy ich problem w zawodzie. Przeżywałabym bardziej niż swój problem, bo ze swoim mogę sobie poradzić, a z ich - nie byłabym w stanie nic zrobić. Nie rzucałabym im kłód w drodze do kariery, ale to byłoby też trudne dla nich z jeszcze jednego powodu - one cały czas przeglądałyby się we mnie. Na pewno byłaby jakaś rywalizacja zawodowa. Ta rywalizacja przecież ma miejsce na co dzień przez sam fakt, że one są dziewczynkami. To jest oczywiste, dziewczynki nieświadomie rywalizują z matką. Doszłyby dodatkowe spięcia.

Kiedyś powiedziała pani, że w tym zawodzie w Polsce dojrzałe aktorki nie mają czego szukać, nie dostają ról. W pani przypadku jest inaczej, kariera przyspieszyła po czterdziestce, wciąż spływają nowe propozycje.
Przeczytałam kiedyś wywiad z Meryl Streep, która miała wówczas 48 lat, czyli była dość młodą kobietą z mojego obecnego punktu widzenia. Powiedziała, że ma świadomość, że w tej chwili to będzie już „z górki”, że wszystko, co najpiękniejsze już było. Akurat w jej przypadku to się szczęśliwie nie spełniło, niemniej taki jest los kobiet w tym zawodzie. Między innymi dlatego nie chciałabym też, by córki były aktorkami. Widzę jak się układają losy moich kolegów równolatków, a jak koleżanek. Naprawdę zostało nas - kobiet, które zbliżają się do sześćdziesiątki - niewiele na scenie. To jest strasznie smutne, bo jako człowiek mam wiele do zaproponowania, a jako aktorka – coraz więcej umiem, staję się bardziej wielowarstwowa. Dla mężczyzn otwierają się wrota, dla kobiet nie. My ciągle występujemy w roli ozdobnika – najczęściej tego się od nas oczekuje. Teatr jest bardziej łaskawy – daje mięsiste role dojrzałym kobietom, ale jest ich co kot napłakał. Na szczęście ten wiek, do jakiego angażuje się aktorki, nieco się przesuwa. Rozmawiałam z koleżanką o dekadę młodszą, która mówi: słuchaj, przypominam sobie ciebie, gdy byłaś w naszym wieku. Wtedy było zdecydowanie mniej propozycji filmowych i telewizyjnych dla kobiet, a my w tej chwili, w naszym wieku – a to jest pokolenie Mai Ostaszewskiej, Magdy Cieleckiej, Agaty Kuleszy, dziewczyn o dekadę młodszych – ciągle gramy równolegle w paru filmach, mamy więcej ról. Górna granica wieku się przesuwa, ale obawiam się, że mnie nie dogoni bo ja, niestety też przesuwam się na linii czasu.



Danuta Stenka obecnie gra w popularnym serialu „Diagnoza”.
Aleksander Król

Świetna aktorka Danuta Stenka dołączyła do obsady serialu TVN “Diagnoza”. W prawdziwym życiu nie przypomina złej Bogny Mróz.

Wszystkie postaci, które grała pani wcześniej, jak chociażby Judyta z filmu „Nigdy w życiu!”, były dobroduszne, ugodowe, ciepłe... Podobno marzyła pani, by zagrać czarny charakter i dostała, czego chciała. Bogna Mróz, ordynator szpitala w Rybniku z serialu “Diagnoza”, jest zła.
Z tymi moimi postaciami bywało różnie.

Dowiedz się:

  • czemu dla Danuty Stenki najważniejsza jest rodzina
Pozostało jeszcze 94% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.