Aleksandra Gersz

Daniel Craig zdecydował się jednak powrócić do roli Jamesa Bonda

Daniel Craig miał ugruntowaną pozycję aktorską, gdy po raz pierwszy zostawał Jamesem Bondem. Jednak rola agenta 007 była zawodowym krokiem do przodu Daniel Craig miał ugruntowaną pozycję aktorską, gdy po raz pierwszy zostawał Jamesem Bondem. Jednak rola agenta 007 była zawodowym krokiem do przodu
Aleksandra Gersz

Długo się wahał, mówił „nie”, odrzucał propozycje, ale jednak się zgodził. W 2019 r. trafi do kin kolejny film o Jamesie Bondzie. W tej roli - już po raz piąty - zobaczymy Daniela Craiga

Po miesiącach spekulacji Craig oficjalnie potwierdził, że zagra Bonda - we wtorek, w amerykańskim programie „The Late Show with Stephen Colbert”. Kiedy Colbert zapytał swojego gościa, czy pojawi się w głównej roli w nowym filmie o agencie 007, 49-letni aktor odpowiedział „tak”. Publiczność nagrodziła Craiga owacjami, a Colbert wstał i uścisnął aktorowi rękę. - Nie mógłbym być szczęśliwszy - stwierdził Daniel Craig.

Craig wyznał, że mimo że nie mówił tego publicznie, decyzję o powrocie do franczyzy podjął już kilka miesięcy temu. - Rozmawialiśmy o tym z producentami, staraliśmy się to wszystko zaplanować. Zawsze chciałem powrócić jako Bond, potrzebowałem przerwy - powiedział Craig. Aktor podkreślił jednak, że film, który pojawi się w kinach w listopadzie 2019 roku, będzie jego ostatnim. - Chcę odejść w wielkim stylu i nie mogę się doczekać filmu - powiedział Craig.

Powrót Craiga jest wydarzeniem tym większym, że po premierze „Spectre” w 2015 roku aktor twierdził, że nie wcieli się już w Jamesa Bonda. Brytyjczyk powiedział nawet w jednym z wywiadów, że jest zmęczony tą rolą i „wolałby podciąć sobie żyły”, niż po raz piąty zagrać Bonda.

Jednak się złamał i z tych deklaracji się wycofał. Co go przekonało? Na pewno gaża? Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że za grę w kolejnym odcinku Bonda miałby dostać aż 68 mln funtów (75 mln euro) - lecz tamtą ofertę odrzucił. Można więc zakładać, że kolejna propozycja opiewała na jeszcze większą sumę. Ale producenci mają mu z czego płacić. Ostatni film o 007 z Danielem Craigiem zarobił ponad 170 mld euro.

Jak to się stało, że akurat Daniel Craig stał się twarzą Bonda w XXI wieku? Co zrobił, że dziś producenci ze wszystkich sił walczą o to, by to on koniecznie wcielał się w rolę agenta 007? Długo uważano go za przeciętniaka, który nie wypłynie na szerokie wody. Choć jeszcze zanim zagrał Bonda po raz pierwszy, był gwiazdą, i to światowego formatu. Tyle tylko że od lat wygląda i zachowuje się niezmiennie - jak absolutny przeciętniak.

Ponoć jednak to właśnie ta przeciętność jest jego największą zaletą. Daniel Craig wśród kolegów po fachu określany jest jako absolutnie elastyczny. - Dajcie mu pistolet, dziewczynę i szklankę martini, a będzie przekonującym agentem 007. Zabierzcie wspomniane atrybuty, a przeistoczy się w równie wiarygodnego przeciętniaka - pisała o nim na łamach „New York Times” Nancy Mills.

Być może dlatego też aktor jest niezwykle pokornym i skromnym człowiekiem. - To niesamowicie zabawny człowiek, jest bardzo nieśmiały, a przy tym czarujący i ma bardzo towarzyskie usposobienie - mówią o nim jego przyjaciele.

- Daniel ma dużo więcej zalet. Przede wszystkim nie należy do ludzi, o których jesteśmy skłonni myśleć, że nigdy nie otworzyli sami drzwi ani nie kupili sobie sami drinka. On nie uważa, że coś się mu należy. Do swojej pracy podchodzi w sposób niezwykle rzemieślniczy, na zasadzie: trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty - dodaje przyjaciel Craiga i reżyser jego ostatniego filmu David Fincher.

Ale wygląd i charakter to jedno, a talent - drugie. Craig na scenie pojawiał się praktycznie od dziecka. Debiutował w szkolnym przedstawieniu „Olivier” jako sześciolatek. - Potem przyszło pierwsze tak stresujące doświadczenie aktorskie przed żywą publicznością - występ w przedstawieniu na statku rejsowym. Tego rodzaju przedstawień, w które angażuje się dzieci, kiedy są z rodzicami na wakacjach, po to, żeby miały zajęcie. - Byłem przerażony. Mimo to od tamtej pory aktorstwo nie dawało mi spokoju - wspomina artysta.

Grał w podstawówce i szkole średniej. Jako nastolatek dołączył do młodzieżowej grupy teatralnej National Youth Theatre z Manchesteru, z którą wyjechał na kilka miesięcy do Londynu. - Później na pewien czas wróciłem do domu. Pracowałem, gdzie tylko się dało, byle tylko coś zarobić. Potem, kiedy miałem 17 lat, znów wyjechałem. Spędziłem w Londynie dwa lata. Pracowałem, chodziłem na przesłuchania, starałem się o role i nic z tego nie wychodziło - mówi w rozmowie z „New York Times” sam Craig.

Choć wcześniej, bo jeszcze w wieku 16 lat, zrezygnował ze szkoły i - jak sam mówi - nie wie nawet, co to jest czasownik, udało mu się jednak dostać do prestiżowej londyńskiej Guildhall School of Music and Drama. Tam, po trzech latach nauki, w 1991 roku obronił dyplom i grał nadal. Dobra passa zaczęła się w połowie lat 90. Wtedy pojawił się m.in. w kultowej dziś „Elizabeth” (1998), z Cate Blanchett w roli głównej, i w nakręconym w tym samym roku „Love Is the Devil. Szkic do portretu Francisa Bacona”, w którym się wcielił w rolę kochanka głównego bohatera. Trzy lata później widzowie mogli oglądać go u boku Angeliny Jolie w „Larze Croft: Tomb Raider”, a w 2005 roku został bezwzględnym zabójcą mścicielem w mrocznym „Monachium” Stevena Spielberga.

Daniel Craig miał ugruntowaną pozycję aktorską, gdy po raz pierwszy zostawał Jamesem Bondem. Jednak rola agenta 007 była zawodowym krokiem do przodu
Daniel Craig miał ugruntowaną pozycję aktorską, gdy po raz pierwszy zostawał Jamesem Bondem. Jednak rola agenta 007 była zawodowym krokiem do przodu

Przełomem okazała się jednak dopiero rola legendarnego agenta 007. Craig po raz pierwszy wcielił się w nią w 2006 roku. Jeszcze przed premierą „Casino Royal” mówiono, że następca Pierce’a Brosnana na Bonda się nie nadaje, bo jest „zbyt niskim blondynem, który wielu kojarzy się z Putinem”.

Dziś mówi się, że Daniel Craig to najlepszy 007 od czasów Seana Connery’ego. Nie tylko ożywił nieco już skostniałą formułę filmowej serii. Kolejne części szpiegowskiego cyklu z jego udziałem zarabiają również miliardy euro!

Aktor nie chce jednak grać tylko jednej roli. W 2011 roku - a więc pięć lat po sukcesie „Casino Royal” - zagrał w „Dziewczynie z tatuażem” w reżyserii Davida Finchera. Zebrał za tę rolę wiele komplementów. Znów pomogła mu jego „elastyczna przeciętność”.

- Do roli głównego bohatera Mikaela Blomkvista, szwedzkiego dziennikarza wplątanego w pościg za seryjnym mordercą, potrzebowałem kogoś, kto byłby niezwykle męski, a zarazem bardzo „wycofany” - mówił niedawno reżyser filmu na specjalnej konferencji prasowej. - Widz zawiera znajomość z Mikaelem na etapie, w którym dość mocno dostał on od życia w kość. Musiał to być ktoś, kto nie byłby ani odrobinę zadufany w sobie, ani też skłonny do usprawiedliwiania swoich poczynań.

- Przystałbym na określenie Blomkvista mianem przeciętniaka, gdyby nie jedna kwestia. Ta postać, mimo całej swojej przeciętności, którą w wywiadach często podkreśla David Fincher, tak naprawdę nie jest całkiem zwyczajnym facetem - ripostuje z kolei słowa reżysera Craig w cytowanej już wyżej rozmowie z dziennikiem „New York Times”.

Zwyczajnym facetem dawno przestał być również sam aktor. A to nie koniec. Jeśli jego kariera rozwinęła się niewiarygodnie. Na każdym polu. Przedstawiciele światowych koncernów hurtem zgłaszają się do Craiga z propozycjami lukratywnych kampanii reklamowych. - Craig - mówią - to drugi David Beckham. Albo nawet nie, Craig to godny następca Davida Beckhama, który ma wszelkie predyspozycje do tego, by odebrać piłkarzowi tytuł ikony stylu i króla reklamowych spotów.

Sam Craig zdobył dzięki swoim rolom uznanie publiczności, a także krytyków. Właśnie to sprawia, że zagra agenta 007 po raz piąty. W ten sposób pobije poprzednika Pierce’a Brosnana, który Bondem był „tylko” cztery razy.

Na razie do rekordu mu daleko. Roger Moore w latach 1973-1985 wcielił się w Bonda aż siedem razy. Sean Connery także siedem razy grał brytyjskiego superszpiega, ale ostatniego filmu („Nigdy nie mów nigdy”) nie zalicza się do oficjalnej bondowskiej klasyfikacji, bo stworzył go inny zespół producencki.

Dziś Craig zarzeka się, że więcej razy się nie złamie i na piątym odcinku zakończy. Ale kto wie, może znów zmieni zdanie? Nie ma wątpliwości, że „być Bondem” to jeden z najbardziej pożądanych w filmowym świecie angażów. I nie chodzi tylko o gigantyczne gaże, jakie przyznano Craigowi. Być Bondem to przecież przede wszystkim prestiż.

Aleksandra Gersz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.