Daliśmy się skłócić politykom
Obchodzimy kolejną rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, zapominając, co ją poprzedziło. Niby znamy historię, ale czy potrafimy wiedzy korzystać?
Uwierzyliśmy politykom, że są prawdziwi Polacy - wierzący w zamach na prezydenta i ci gorszego sortu, oderwani od koryta, że prawda jest tylko jedna, ta głoszona przez rządzących i z ambon. Daliśmy się skłócić, jak dzieci. Jedni nienawidzą drugich, a ekstremiści zapowiadają ostateczne rozwiązanie kwestii swych przeciwników. Mamy odpowiadać za czyny swoich dziadków i rodziców. Prezydent przyznaje, że nigdy nie będzie prezydentem wszystkich Polaków. A mimo to szacunku odmawiają mu nawet członkowie jego dawnej partii. W wielu domach przy rodzinnym obiedzie nie rozmawia się o polityce, by ktoś nie odszedł od stołu, trzaskając drzwiami.
To nie prawo, lecz sumienie jest najważniejsze. Uzbrojeni w nie, oczywiście tylko w to odpowiednie, możemy nie wykonywać swojej pracy i być podawani za wzór. Nienawidzimy obcych, ale oburzamy się, gdy mówią o nas, że jesteśmy rasistami i antysemitami.
Nauczyciele nie mogą mieć poglądów politycznych, chyba że są tożsame z głoszonymi przez rządzących. Boleśnie przekonał się o tym nauczyciel WF, który na Facebooku umieścił kilka odcinków „Ucha Prezesa”, za co grozi mu wydalenie z zawodu. Nie pomogło, że prezes „Ucho” lubi. W tym środowisku zabronione jest też ubieranie się przez kobiety na czarno. Władza nie lubi tego koloru. Polityka robiona jest w Kościele, a religia w Sejmie, czyli Kościół z Narodem, a Naród z Kościołem.
Kobiety mają rodzić jak najwięcej dzieci. Ich prawa sprowadzają się do trzech K: Kinder, Küche, Kirche. Mają zajmować się dziećmi, domem i mężem. Bite, mają cierpieć i milczeć, bo najważniejszy jest sakrament małżeństwa. Zwolennikiem tej tradycji jest prezydent, który namawia do niestosowania w naszym kraju Konwencji o przeciwdziałania przemocy w rodzinie.
To nie prawo, lecz sumienie jest najważniejsze.
Kto nie z nami, ten przeciw nam. W rezultacie nie mamy nawet sojuszników. Daliśmy się ograć Orbanowi. Szef MON obwinia Rosjan o zamach na prezydenta, powinniśmy więc wypowiedzieć im wojnę, albo chociaż zlikwidować ambasadę. Niemców oskarżamy, że nas kolonizują. W rządowej propagandzie wszystko, co zza Odry, jest podejrzane i antypolskie, oprócz opancerzonych limuzyn. Francuzów obrażamy i oszukujemy, podobnie jak Ukraińców. Armia jest przekształcana w partyzantkę wierną partii. Z ministrem obrony nikt nie che się spotykać, a jeżeli musi, to ogranicza to do minimum. Nie jesteśmy potrzebni Europie, stajemy się wręcz kłopotliwi. A Europa w tarapatach długo zajęta będzie tylko sobą. Jeżeli gdzieś mówi się poważnie i z nadzieją o Polsce, to chyba tylko na Kremlu, jako o kraju, który rozłoży Unię Europejską.
Można by się z tego pośmiać, jak z „Ucha Prezesa, gdyby nie to, że dzisiejsza Polska przypomina tę z XVIII wieku, ze swymi podziałami, nienawiściami, brakiem wspólnej polityki zagranicznej. W XVIII wieku Rzeczpospolita była państwem bez sojuszy, które nie było w stanie wygrać żadnego konfliktu, bezbronnym i niezdolnym, by bronić swoich interesów. Czym się to skończyło, uczyliśmy się w szkole.
Zapomnieli nam tylko powiedzieć, że ludziom niecnym polityka i religia służy do przekonania rodaków, by wyrzynali się wzajemnie lub inne narody w imię dumy, wolności, miłości i braterstwa.