"Daleko od szosy" - najbardziej łódzki serial obchodzi jubileusz
40 lat temu, w grudniu 1976 r. telewizja pokazała pierwszy odcinek serialu „Daleko od szosy”. To jeden z najpopularniejszych polskich seriali. Większość zdjęć do niego nakręcono w Łodzi. Oglądając dziś jego odcinki, możemy wspominać miasto z połowy lat 70. XX w.
Mówi się, że „Daleko od szosy” to najbardziej łódzki serial. Przez większość odcinków jego akcja rozgrywa się w Łodzi i okolicach. To opowieść o Leszku, chłopaku ze wsi, bez wykształcenia, który zakochuje się w Ani, studentce z Łodzi. Choć wcześniej jego miłością była Bronka, dziewczyna z jego wsi. Widzowie szybko pokochali „Daleko od szosy”. W sobotnie wieczory przed telewizorami gromadziły się całe rodziny. Zastanawiali się kogo wybierze Leszek - Bronkę czy Anię? Czy zostanie na wsi? Choć na początku nie wszystkich serial zachwycił. Listy zwolenników i przeciwników „Daleko od szosy” napływały do łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza i Teatru Nowego, w których grali główni bohaterowie serialu - Krzysztof Stroiński oraz Irena Szewczyk.
- Od pierwszego odcinka poczułam sympatię do Ani - pisała jedna z fanek serialu. - A chyba dlatego, że przypomniała mi moje szczenięce lata. Też z początku nie wiedziałam czego chce, ale później, kiedy dojrzałam, było już za późno.
Nie brakowało też przeciwników serialu „Daleko od szosy”.
- Już dawno wszyscy, których znam (a jest dużo takich osób, bo w szkole, poza nią, w domu) zastanawialiśmy się, co skłoniło reżysera filmu do obsadzenia głównej roli męskiej takim nieciekawym aktorem, słaby, miernym, o wyglądzie debila - pisał kilkunastoletni telewidz. Serial nie zyskał też sympatii u jednego z mieszkańców Bielska Białej.
- Na ten serial można tylko klnąc, wściekać się, w końcu wyłączyć telewizor, by nie oglądać tej durnej akcji, tego nieustannego lizania się! - oburzał się telewidz (pisownia oryginalna). - Ostatnio już doszło do położenia tej Ani w łóżku, z Leszkiem oczywiście. Chyba ten serial wyprodukowano tylko dlatego, by zaagitować do związków jak ten co się tu kroi. Nic dziwnego, że matka jest contra. Żadna inteligentna dziewczyna i z dobrego domu nie chciałaby takiego Leszka. Ani nawet Krzysztofa S. Śmiejesz się głupkowato, wygląd masz głupkowaty, grasz beznadziejnie. Chcę jeszcze dodać, że te twoje partnerki pasują całkowicie do ciebie - poziom aktorski wszystkich poniżej krytyki, zerowy! - pisał telewidz.
Przez mniej więcej 20 lat miałam dość kojarzenia mnie tylko z tą jedną postacią
Serial „Daleko od szosy” nakręcono na podstawie powieści łódzkiego pisarza Henryka Czarneckiego. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Łódzkim pracował też jako nauczyciel w Technikum Samochodowym przy ul. Próżka w Łodzi. Uczył też dorosłych, którzy postanowili w dojrzałym wieku uzupełnić wykształcenie. Jeden z nich napisał liczące siedem stron wypracowanie, w którym opisał swoje życie. To ono stała się inspiracją historii życia Leszka Góreckiego, książki i serialu „Daleko od szosy”.
Jak się po latach okazało pierwowzorem Leszka Góreckiego i jego żony są Leszek i Anna Ucińscy. To właśnie Leszek Uciński, uczeń łódzkiego technikum samochodowego w Łodzi, napisał wypracowanie, które tak spodobało się Henrykowi Czarneckiemu. Pochodził z wsi okolic Szczercowa pod Bełchatowem. Tak jak w serialu, na wakacje przyjechały tam trzy dziewczyny z Łodzi, jedną z nich była studentka Ania...
Leszek Uciński pracował jako kierowca autobusu w łódzkim MPK. Potem był taksówkarzem. Jego żona Ania skończyła biologię na Uniwersytecie Łódzkim. Pracowała jako urzędniczka w Wydziale Ochrony Środowiska Urzędu Dzielnicowego Łódź Górna. Urodził się im syn Przemek. Zupełnie jak w serialu.
W jednej z ostatnich scen „Daleko od szosy” nauczyciel polskiego, którego gra Józef Nalberczak, gratuluje zdania matury swemu ulubionemu uczniowi Leszkowi. - No co, teraz synek do przedszkola, a tata na studia? - pyta Leszka Góreckiego.
Widzowie serialu zastanawiali się, czy Leszek podejmie nowe wyzwanie. Wiadomo, że pierwowzór serialowego bohatera nie zdecydował się na studia.
- Skompletowałem dokumenty na wydział mechaniczny Politechniki Łódzkiej, ale studentem nie zostałem - wyjaśniał nam po latach Leszek Uciński - Miałem 29 lat na karku i dość nocy spędzonych na wkuwaniu. Doszliśmy z Anią do wniosku, że nie ma sensu wyjmować z życiorysu kolejnych lat .
Na początku lat 80 XX w. Ucińscy opuścili Łódź. Przeprowadzili się do Bielska Białej. Leszek Uciński zaczął pracować w salonie sprzedaży Fabryki Samochodów Małolitrażowych. Ucińskim urodził się drugi syn - Marcin. Ale Ania zachorowała na stwardnienie rozsiane. Zaczęła pisać wiersze, malować. Prowadziła blog. Nie poddawała się. Zmarła w 2014 r.
Nie żyje też dziewczyna, która była pierwowzorem Bronki. Miała na imię Krystyna. Po rozstaniu z Leszkiem wzięła ślub cywilny z innym chłopakiem. Zaczęli przygotowywać się do kościelnego. Podobno cztery dni przed weselem jechali motorem załatwiać jakieś sprawy. Mieli wypadek. Krystyna złamała kręgosłup. Do końca życia jeździła na wózku inwalidzkim. Umarła na początku lat 90. XX w.
„Daleko od szosy” przyniosło wielką popularność grającym w nim aktorom. Ich losy ułożyły się bardzo różnie. Nie raz tragicznie. Leszka Góreckiego grał Krzysztof Stroiński, który był wtedy aktorem łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza, choć sam pochodził ze Śląska. Do Łodzi przyjechał na studia do Szkoły Filmowej, którą ukończył w 1972 r. Miał wtedy 22 lata. Gdy dostał propozycję, by zagrać Leszka, nie był znanym aktorem. Choć miał za sobą główną rolę w filmie „Pójdziesz ponad sadem”. Krzysztof Stroński opowiadał w latach 70. XX w. „Dziennikowi Łódzkiemu”, że jego przygoda z serialem „Daleko od szosy” zaczęła się od serialu „Dyrektorzy”.
- Reżyser Zbigniew Chmielewski zaprosił mnie do epizodu w „Dyrektorach”, bo chciał mnie wypróbować - wyjaśnia Stroński. - Zdecydował, że zagram w „Daleko od szosy”.
Krzysztof Stroiński wiele razy musiał się tłumaczyć, dlaczego jego bohater posługuje się taki prostym językiem. Dziś to wielki atut filmu, ale okazuje się że zaraz po premierze wielu widzów to denerwowało. Leszek często mówił „ino”. Do legendy przeszło wypowiedziane przez niego: Niech się panie częstują, na żądanie raz można.
- Znam wielu ludzi, którzy jak Leszek mówili ino i wdepnąłem tu na ciastko - tłumaczył „Dziennikowi Łódzkiemu” Krzysztof Stroiński. - Rodzajowość wiejskiego języka została w tym filmie specjalnie stworzona i zawiera tylko kilka słów sygnałów, by umieścić tę wieś w obszarze, gdzie wpływy miasta nie są silne, gdzie ludzie mówią takim językiem. A Leszek pochodzi właśnie z takiej wsi. Poza tym wszystko co tutaj się dzieje zostało oparte o przeżycia prawdziwych bohaterów. Naprawdę jest taki Leszek, Ania, Bronka.
Krzysztof Stroiński zapewniał, że prywatnie nie jest taki jak Leszek. - Mój charakter nie całkiem przystaje do osobowości, którą miałem stworzyć, ale chyba o tą konfrontację chodziło reżyserowi - śmiał się.
Aktor zauważał, że to film prosto z życia, bo wszystko jest w nim codzienne i zwyczajne.
- Czerpaliśmy z naszych doświadczeń, choć nasze prywatne życie toczyło się inaczej - mówił . - W życiu stawaliśmy wobec podobnych zagadnień, ale okoliczności były inne.
Niedługo po premierze serialu Krzysztof Stroiński nie narzekał, że brał udział w takiej produkcji.
- Bardzo wiele osób ostrzegało mnie, że taka rola zbyt wiąże aktora z określoną postacią, że odcina go od innych propozycji - mówił Stroiński. - To są problemy aktorów, którzy mogą mówić o kłopotach bogactwa. Ja nie otrzymuje takich ilości propozycji filmowych i nie miałem zbyt wiele do stracenia. Zainteresowała mnie postać. Istniała szansa zbudowania jej. I chciałem z tego skorzystać.
Zyskał ogromną popularność. 53-letni Dariusz Kuczyński, mechanik samochodowy z Łodzi, opowiada, że „Daleko od szosy” to jego ulubiony serial. Pamięta, że kiedyś ze szkołą, chyba już w technikum, poszedł do Teatru im. Jaracza. Nie pamięta tytułu spektaklu tylko to, że grał w nim Krzysztof Stoiński.
- Gdy pojawił się na scenie to cała widownia skandowała: Leszek, Leszek! - wspomina Darek.
W 1978 r., a więc dwa lata po premierze „Daleko od szosy” Stroiński wyjechał z Łodzi. Od tej pory można go oglądać na deskach warszawskich teatrów. Dziś jest nie tylko jednym z najpopularniejszych, ale też najlepszych polskich aktorów. Choć bardzo rzadko udziela wywiadów i nie pokazuje się na tzw. salonach. Zagrał główne role w takich filmach jak „Rysa” i „Lęk wysokości”. Był czas kiedy trochę miał dość roli Leszka Góreckiego. Dziś podchodzi do niej z dystansem.
- Nie pomogła, a przeszkodziła - mówił w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. - Odbiór był dwuznaczny. Wtedy seriali robiło się niewiele, więc ten gatunek nadawał się do krytykowania, zwłaszcza jeżeli dotyczył sytuacji robotniczo-chłopskiej, niewygodnych społecznych aspiracji i krzewienia optymizmu. To paradoksalnie okazało się siłą serialu. Ludzie czekali na kolejne odcinki, a i dotąd bywa powtarzany w telewizji. Zyskałem sympatię i rozpoznawalność, ale straciłem kontakt z filmem i miałem długą przerwę. Wróciłem filmem Macieja Dejczera „300 mil do nieba” pod koniec lat 80. Widzowie z tamtych lat starzeją się razem ze mną i rozpoznają mimo zmiany aparycji. To przecież miłe.
Anię, wielką miłość, a potem żonę Leszka Góreckiego gra łodzianka Irena Szewczyk. Gdy dostała tę propozycję miała 29 lat, a rok wcześniej skończyła łódzką Szkołę Filmową. „Daleko od szosy” nie było jej filmowym debiutem. Oglądaliśmy ją m.in. w „Rzeczpospolitej Babskiej” i „Milionie za Laurę”. Do „Daleko od szosy” trafiła przez zdjęcia próbne.
- Cieszyłam się, że to serial - mówiła w latach 70. „Dziennikowi Łódzkiemu”. - Ale nie zastanowiłam się nad tym, że po pierwszym, drugim odcinku przyjdzie trzeci, szósty. W ciągu jednego dnia będę grać maturzystkę i matkę. Trzeba było się szybko przeistaczać. Dla mnie wszystko działo się w ciągu kilku miesięcy, od stycznia do lipca. Najbardziej bałam się trzeciego odcinka. Był to moment w którym zaczynałam konkurować z Bronką, do niej widzowie się już przyzwyczaili.
Irena Szewczyk, która była wtedy aktorką łódzkiego Teatru Nowego, mówiła że przenosiła wiele zachowań ze swego prywatnego życia do życia Ani, i odwrotnie. - Mój prywatny ślub odbył się na tydzień przed filmowym - zdradzała. - W filmie dostaje pierścionek od ojca, we własnym - od teściowej.
Co ciekawe tą teściową była nieżyjąca już Krystyna Bobrowska, wielce zasłużona dla łódzkiej kultury. Wieloletnia prezes Towarzystwa Przyjaciół Łodzi. Irena Szewczyk została żoną jej syna Krzysztofa.
Irena Szewczyk przyznawała „Dziennikowi Łódzkiemu”, że prywatnie nie jest tak dalekosiężna jak jej bohaterka. - Boję się tego co będzie za tydzień, miesiąc, a Ania jest dzielna - wyjaśniała. - Podejmuje niełatwą decyzję, choć wie, że może liczyć tylko na siebie i Leszka.
Rola Ani przyniosła jej wielka popularność.
- Miła pani w sklepie z gospodarstwem domowym obiecała odłożyć mi komplet zagranicznych garnków, gdy jej powiem jak skończy się serial - mówiła „Dziennikowi” Irena Szewczyk
W 1978 r. wyjechała z Łodzi. Zaczęła grać w warszawskich teatrach. Ale w 1984 r. wróciła do rodzinnego miasta i Teatru Nowego. W 1994 r. pożegnała się z aktorstwem. Skończyła pedagogikę na Uniwersytecie Łódzkim. Obroniła doktorat, zrobiła habilitację. Dziś jest profesorem nadzwyczajnym łódzkiej uczelni. Dr hab. Irena Szewczyk-Kowalewska to wykładowca Pedagogiki Przedszkolnej i Wczesnoszkolnej Uniwersytetu Łódzkiego.
Zyskałem sympatię i rozpoznawalność, ale straciłem kontakt z filmem
Niezapomnianą Bronkę, wiejską dziewczynę Leszka zagrała Sławomira Łozińska. Do dziś jest znaną aktorka. Była nawet dyrektorem Teatru Ateneum. Teraz możemy ją oglądać m.in. w serialu „Barwy szczęścia”. Wiele lat była żoną Janusza Olejniczaka, pianisty, laureata Konkursu Chopinowskiego z 1970 r. Ale małżonkowie się rozstali. Potem aktorka przeżyła osobistą tragedię. Ponad 10 lat temu umarł nagle jej syn Tomasz, student medycyny. Miał 24 lat.
Sławomira Łozińska miała 23 lata kiedy dostała rolę w „Daleko od szosy”. Choć urodziła się w Warszawie to wspaniale zagrała wiejską dziewczynę. Chyba każdy pamięta scenę w której Bronka je czereśnie...
- Przez mniej więcej 20 lat miałam dość kojarzenia mnie tylko z tą jedną postacią - mówiła w wywiadzie dla „Tele Tygodnia”. - Ale potem pomyślałam sobie, że coś w tym musi być, skoro ludzi ta rola tak niezmiennie bawi, wzrusza i ciekawi. Z pokorą i radością powróciłam do opowieści o Bronce i myślę, że tak już będzie zawsze.
W rozmowie z „Polską na filmowo” Sławomira Łozińska podkreślała, że serial pokazywał biedę ludzi nazywanych wtedy chłopo-robotnikami .
- Z jednej strony już nie mieli kultu przywiązania do ziemi, a z drugiej to, co ofiarowywało im miasto, też nie było niczym wyjątkowym ani wystarczająco dobrze płatnym czy dającym jakiś prestiż - wyjaśniała aktorka. - I, prawdę mówiąc, obserwowanie tego zjawiska nie było szczególnie budujące.
Opowiadała, że jej bohaterka była strojna, zadbana, z typową dla ówczesnych kobiet nad wyrazistością.
- Te jej wyhennowane brwi jak jaskółcze skrzydła, czy wytapirowane loki upięte w kok, który trzymał się ze trzy dni, usztywniony lakierem - wspominała Sławomira Łozińska. - Mieliśmy nawet specjalną sesję fotograficzną uwieczniającą jej eleganckie wcielenia od święta, na zabawę w remizie i na randkę z Leszkiem. Bo na co dzień Bronka, jak to wiejska dziewczyna, ubierała się zwyczajnie - do roboty. Trudno jest mi sobie przypomnieć. Ale i Warszawa wówczas składała się niemal całkiem z ludności napływowej, więc łatwo było odróżnić, kto jest ze wsi, a kto z miasta.
Aktorką nie jest natomiast Barbara Burska, która grała Zośkę, jedną z przyjaciółek Ani Góreckiej. Tragicznie potoczyły się losy kobiety, która zagrała drugą z jej serialowych koleżanek Ani.
Wieśkę zagrała Anna Blandyna Szczepaniak, nazywana przez kolegów Blanką. Urodziła się w stolicy w 1951 r. W „Daleko od szosy” zagrała jedną ze swych pierwszych ról. Zapowiadała się na dobrą aktorkę. Życie zweryfikowało te plany. Jeszcze na studiach w warszawskiej szkole teatralnej związała się z Andrzejem Strzeleckim, który dziś jest rektorem Akademii Teatralnej w Warszawie. Była bardzo w nim zakochana. Uchodzili za idealną parę. Byli już zaręczeni, planowali ślub. Ale do niego nie doszło. Ich związek się rozpadł. Wszystko przez nową miłość.
Blanka skończyła szkołę teatralną. Dostała angaż do Teatru Polskiego w Warszawie. Tam poznała aktora Andrzeja Antkowiaka. Był od niej starszy o 15 lat. Być może niektórzy pamiętają go z głównej roli w filmie „Kochankowie z Marony”. Młoda aktorka oszalała z miłości. Nie przeszkadzało jej to, że Antkowiak był żonaty i lubił za często zaglądać do kieliszka. Alkohol sprawił, że stracił pracę w Teatrze Polskim w Warszawie. Musiał wyjechać do Olsztyna. Ona też rzuciła pracę. W Olsztynie Antkowiak nagle umarł. Było to w styczniu 1979 r. Przyczyna jego śmierci nie jest oficjalnie znana. Podobno pękł mu tętniak w mózgu, ale wcześniej miał zostać pobity.
Anna Szczepaniak załamała się, gdy dowiedziała się o śmierci ukochanego, który zdążył się dla niej rozwieść. Młoda aktorka popadła w depresję. Nie wychodziła z domu, nie widziała sensu życia. 2 marca wyskoczyła z okna jednej z warszawskich kamienic. Miała 28 lat. Umarła 40 dni po swoim ukochanym.
Tymczasem widzowie dalej z przyjemnością oglądają kolejne powtórki odcinków „Daleko od szosy”. To serial, który pięknie pokazuje Polskę lat 70 XX w. z Łodzią w roli głównej.
W „Daleko od szosy” oglądamy wiele łódzkich plenerów, np. Dworzec Kaliski. A także gmach Wydziału Chemii Uniwersytetu Łódzkiego (obecnie rektorat UŁ), gdzie studiowała Ania.
Mieszkała zaś nieopodal swojej uczelni, przy ul. Narutowicza. W serialu tym zagrało też Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego, gdzie Ania zaprowadziła Leszka. Razem spacerują też po Parku Poniatowskiego.
W „Daleko od szosy” widać też ul. Tuwima, po której jeździły tramwaje. Leszek jako kierowca MPK, często wyjeżdża z krańcówki autobusowej na pl. Dąbrowskiego. Zdjęcia kręcono również w nieistniejącej dziś kawiarni „Irena”. Występuje w nim też budynek technikum samochodowego przy ul. Prożka, gdzie Leszek rozpoczął naukę.