Daję to, czego chcą czytelnicy, czyli śmiech [rozmowa]
Spuszczam zasłonę milczenia na dokonania polityków - Henryk Sawka mówi o książce „Dobra zmiana grubą kreską”.
Pana najnowszą książkę „Dobra zmiana grubą kreską” przeczytałam jednym tchem!
A to ciekawe! Byłem ostatnio we Wrocławiu, na turnieju tenisowym, nagle dzwoni telefon. Odbieram, obok jest moja żona i słyszy dokładnie to samo stwierdzenie: „Przeczytałam jednym tchem i bardzo mi się podobała”, i jeszcze wiele innych komplementów. I to była Manuela Gretkowska. Macie panie wyjątkowo zgodny gust.
Złośliwie dodam, że wiele do czytania nie było...
… bo pisał Michał Ogórek (śmiech).
Za to jest dużo do oglądania. Zastanawiam się, co takiego jest w Pana rysunkach, że komentarze do nich czyta się jednym tchem, oglądać je można nawet jednym okiem, a zostają w głowie na długo.
Rysunek to pierwowzór, właściwie prototyp mema. Czyli to, co teraz ludzie robią sobie sami - znajdują obrazek, który ich inspiruje, potem do tego dobierają tekst. Ja natomiast tworzę odwrotnie. Najpierw mam jakiś pomysł, potem robię wewnętrzny casting i rysuję postacie, które mają wyglądać tak a nie inaczej. Jeśli menel - to tak, jeśli biznesmen - to ubrany inaczej, jeśli polityk - to jeszcze inaczej. Obrazek, jak mawia chińskie przysłowie, ma siłę większą niż tysiąc słów. Co było pierwsze w jaskiniach? Obrazki. Pierwsze pismo było przecież obrazkowe. Obraz zawsze górą.
Pan te obrazki rysuje grubą kreską.
Niektóre cieniutką. Generalnie gruba kreska oznacza uproszczenie. Każdy rysunek, czy tego chcemy, czy nie, żeby był skuteczny, musi być niestety uproszczony, tak jak program polityczny. W ogóle gruba kreska ma podwójne znaczenie: malujemy grubą krechą, a z drugiej strony oddzielamy grubą krechą. Tak naprawdę mój stosunek do polityków jest troszkę współczujący, bo cóż oni winni? Po prostu robią to, czego chcą wyborcy i to im dają. Ja z kolei daję to, czego chcą moi czytelnicy - czyli śmiech.
Politycy oddzielają grubą kreską rządy poprzedników i tym samym Pan również to robi?
Tak. Spuszczam zasłonę miłosierdzia na te wszystkie dokonania, a jednocześnie nawiązuję do historii, bo na okładce książki jest przecież to słynne V. Z tym, że żona mi doradziła, żeby to były jednak ołówki, a nie kłócące się palce.
Pamiętam, co Pan mówił: wszyscy mamy skłonności do tego, żeby się idealizować, okłamywać, a Pan jest osobą, która szybko sprowadza ludzi na ziemię.
Czasem ludzie proszą mnie o recenzje, przynoszą swoje obrazki, albo piosenki, pytając, co z tym dalej robić. Staram się oczywiście dostrzegać plusy, ale też mówię to, co myślę. Nawet po premierach sztuk czy filmów staram się nie kłamać.
To znaczy, że jest Pan szczery, a nie uprzejmy?
Noo, tak. Kiedyś Andrzej Mleczko, gdy debiutowałem 30 lat temu na FAM-ie i przyszedłem do niego z pracami, powiedział: „Mam być miły, czy szczery?” Ale wtedy jednak tych prac nie obejrzał, spotkaliśmy się później. Był miły.
Może dlatego, że szczerze się zachwycił?
(Śmiech). Odpowiem tak: udzielił mi wielu cennych wskazówek i dzielił się swoją ogromną wiedzą i doświadczeniem. Przyjaźnimy się, mamy gorącą linię; nawet taki rysunek stworzyłem, jak to spacerujemy razem po krakowskim rynku, z podpisem: „Mleczko i Sawka ustalają, co ma być śmieszne w przyszłym tygodniu”.