Dajcie mi informatyka, a ja dam mu dobrą robotę [rozmowa]
Rozmowa z Krzysztofem Jurkiem, prezesem firmy Logon i Bydgoskiego Klastra Informatycznego, Menedżerem Roku 2015 "Gazety Pomorskiej".
Czy to przypadek, że właśnie Bydgoszcz stała się mekką branży informatycznej?
Żaden przypadek! „Winna” jest historia. A konkretnie kilka firm, które są u nas lokomotywami informatycznymi, jak np. Atos, Zeto, Mobica oraz Nokia, czyli dawny Alcatel-Lucent, wcześniej Telfa. A Telfa to duża tradycja. Swoje oparcie miała dawniej w Akademii Techniczno-Rolniczej. Dziś kuźnią dla Noki jest Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy. Atos wcześniej obsługiwał Lucenta. Warto też wymienić starą Eltrę i bardzo dobre Technikum Elektroniczne. Informatyka nie wzięła się w Bydgoszczy z niczego. Do prawie 3000 miejsc pracy w Atosie (tylko w 2015 roku przybyło 1000 - red.), przyczyniły się dawne zakłady. Oczywiście, jest wiele firm w branży, których nie wymieniłem, sam klaster zrzesza ponad 20. Zatrudniają po 50, 20, 50 czy 100 osób i są bardzo innowacyjne.
Ile miejsc pracy dają w sumie usługi informatyczne zlokalizowane nad Brdą?
Może ich być nawet 7-8 tysięcy. Akurat jesteśmy w trakcie liczenia. Jednak nie to jest najciekawsze, a bardziej edukacja.
Brakuje kadr?
Bardzo! Bydgoszczanie wciąż nie wiedzą, że mają po sąsiedzku dużo firm informatycznych i tego, że cały czas są tam wolne miejsca pracy. Proszę mi wierzyć, przeciętni bydgoszczanie nie mają o tym pojęcia! Gdybyśmy zaczęli wymieniać niektóre zakłady, to by się niektórzy zdziwili, a jeszcze bardziej, gdy usłyszą o liczbie osób w nich zatrudnionych. A dopiero będą zaskoczeni, że cały czas czekaja tam wolne etaty. Nie będę podawał konkretnych nazw, nie chcę w tym momencie wyróżniać lub pomijać firm, ale większość potrzebuje rąk do pracy. Trzeba również pamiętać, że nie tylko spółki z naszego sektora zatrudniają informatyków, ale tacy specjaliści są dziś potrzebni w różnych firmach. No i mamy bez wątpienia do czynienia z syndromem Atosa, który po prostu wchłonął specjalistów i tę lukę należy uzupełnić. Tymczasem z badań, które wykonał nasz klaster wynika, że
uczniowie bydgoskich szkół średnich, dodam bardzo dobrych szkół, a szczególnie ci najzdolniejsi, wyjeżdżają stąd do innych miast.
Dokąd najczęściej ucieka kwiat naszej młodzieży?
Popularne kierunki to: Gdańsk, Poznań i Warszawa. Powodów jest wiele: młodzi chcą się odciąć od rodziców, myślą, że tam są większe szanse, lepsze zarobki, że szkoły są mocniejsze. Jest w tym trochę racji, ale jeżeli jest wyższy poziom nauki, to dlatego, że podnoszą go nasi najlepsi uczniowie. Ci, którzy zostają, podnoszą poprzeczkę na miejscu, a wyjeżdżający, w miejscu, do którego przyjadą.
Jak ich zatrzymać w domu?
Niestety, nie ma na to recepty. Jednak na pewno trzeba pokazywać, co mamy najlepszego. Pomoże w tym choćby nasza roz- mowa. Niektórym może otworzyć oczy. Poziom nauczania w regionie jest dobry zarówno na poziomie szkoły średniej i wyższej. Jednak trzeba to zauważyć, mówić o tym głośno i w to uwierzyć. Wielu uczniów już w trakcie nauki pracuje. Niektórzy są rozrywani.
Jak to jest w praktyce: wszyscy informatycy są do wzięcia od zaraz, a nawet od wczoraj, czy tylko ci posiadający wąskie specjalizacje?
Każda firma prowadzi odrębną politykę zatrudniania i rekrutacji, ale branża jest bardzo rozległa. Potrzebne są osoby o różnych specjalnościach, np. Mobica chciała w zeszłym roku zatrudnić 200 osób i cały czas poszukuje programistów. Na rynku ich zwyczajnie nie ma. Atos szuka zaś osób, które znają języki obce i chcą rozwijać się w branży IT. W tym roku zamierza przyjąć 500 pracowników. Przed nami jednak trudnie zadanie. Bo, gdyby przepytać uczniów szkół średnich, wielu chciałoby zostać informatykami. Jednak do końca nie wiedzą, co to jest. Wyobrażają sobie, że jak będą siedzieć po 10 godzin dziennie grając na komputerze, mogą nimi zostać. Że siedzenie i granie rozwija w tym kierunku. Bzdura totalna! Zostaną, ale... inwalidami. Mamy więc kolejne pole do szerzenia oświaty.
Trzeba uświadomić młodym ludziom, żeby przykładali się do przedmiotów ścisłych, jak matematyka, fizyka. Uczyli się logicznego myślenia i rozwiązywania problemów. Bardzo przyda się też ciekawość świata.
Co z tego, skoro większość to zadeklarowani humaniści?
Na rynku potrzebni są i jedni, i drudzy, a najlepsi są ci, którym w ogóle chce się coś robić. Wyższą edukację kończy się dziś na poziomie licencjatu i idzie do pracy. To już właściwie standard. Oczywiście szkoda, że młodzi nie rozwijają się dalej. Z drugiej strony, nie wolno ich przecież potępiać, że chcą szybko pracować, zarabiać i zdobywać doświadczenie zawodowe. Mają gdzie. Prężnie rozwijają się nasze centra usług dla biznesu. Przed tygodniem Bydgoszcz otrzymała nagrodę „CEE Shared Services and Outsourcing Awards” jako najlepsze miasto w Polsce w kategorii nowych lokalizacji dla centrów usług wspólnych. Bydgoszcz ma sporo takich miejsc, w trakcie są również kolejne inwestycje, które oznaczają nowe biznesy. Najczęściej lokują tutaj swój kapitał firmy obsługujący zagraniczne podmioty. Dlatego w nich, oprócz umiejętności technicznych, liczy się znajomość języków obcych.
Co jest takiego w biznesie informatycznym, że rzucił pan etat na uczelni?
Na uczelni także zajmowałem się informatyką. 25 lat temu założyliśmy z kolegami firmę Logon i gdy już się w nią zaangażowałem poważnie uznałem, że trzeba zostawić uczelnię, by robić coś nowego. Na początku nie miałem takiego planu, ale starałem się pracować dobrze i siłą rozpędu poszedłem do przodu. Dziś Logon to grupa kapitałowa składająca z czterech firm. Oprócz spółki matki, jest firma zajmująca się aplikacjami internetowymi i szkoleniami, druga produkuje oświetlenie ledowe, kolejna finansuje inwestycje klientów. Z ciekawych przedsięwzięć: w ostatnim czasie przeprowadziliśmy digitalizację zasobów Archiwów Państwowych w Toruniu i Bydgoszczy, czyli udostępnienie dokumentów w internecie na stronach archiwów. Jeśli np. rodzina od dawna mieszka w Kujawsko-Pomorskiem, można online sprawdzić jej źródła genealogiczne, m.in. w starych księgach parafialnych. Najpierw trzeba było je oczywiście zeskanować. My to wszystko opracowaliśmy. Ponadto w poprzednim roku zaopatrywaliśmy pogotowia ratunkowe w całej Polsce w GPS-y, tablety i drukarki.
Codziennie dojeżdża pan do pracy rowerem, 8 kilometrów w jedną i drugą stronę. Rozumiem, że nie pod krawatem i w eleganckich butach.
W biurze ubieram się jak należy. Po pracy znowu przebieram się na sportowo, a eleganckie wdzianko ląduje w szafie. Jeżdżę tak cały rok, niezależnie od pogody. Choćby padał deszcz, śnieg, był mróz albo odwrotnie - w upale. Powrót po całym dniu pracy jest trudniejszy. Zdarza mi się też wyjeżdżać rowerem rekreacyjnie gdzieś dalej. Mam więc doświadczenie i trochę sił. Uczestniczyłem w lipcowym triathlonie w Bydgoszczy, na krótkim dystansie. Był bieg, jazda na rowerze i pływanie w Brdzie. Podczas tegorocznego urlopu przeszedłem z żoną 330 kilometrów w drodze do słynnego sanktuarium Santiago de Compostela w Hiszpanii. Cały dobytek nieśliśmy w plecakach. Warto było.