Czytelniczka: Lekarka wyrzuciła nas z gabinetu
Lekarka zamiast pacjentom pomóc, zwyczajnie wyrzuciła ich z gabinetu...
Pani Anna Waranowska jeszcze wczoraj nie mogła dojść do siebie. – Cały czas myślę o poniedziałkowej wizycie w przychodni Aldemed. I w głowie się nie mieści, że lekarka mogła tak się zachować. Bez powodu wyrzuciła nas z gabinetu słowami ,,wypieprzajcie”.
Pani Anna opowiada: – Mój tata Tadeusz ma 82 lata, jest po udarze, zawale, ma bajpasy, powikłania i wypisano go ze szpitala do domu. Dlatego wraz z teściową zapisaliśmy się do jego lekarza rodzinnego. By załatwić pewne sprawy, chociażby transport, pieluchomajtki, opiekę pielęgniarską itp. Jestem pierwszy raz w życiu w takiej sytuacji, stąd chcieliśmy się też poradzić. Niestety stało się inaczej – tłumaczy pani Anna.
I dodaje, że zaraz po wejściu do gabinetu wraz z teściową, panią w wieku 72 lat, lekarka przywitała ich słowami: – Mam 10 minut i proszę krótko. Żadnych historii, te mnie nie interesują.
– Zaczęliśmy wyjaśniać, pokazywałam ksero dokumentów, prosiłam o recepty i skierowania. Na nic to się zdało, usłyszeliśmy mam 7 minut, a później 5 minut. Nie jestem od pieluchomajtek, a zresztą bez nich się nie umiera – usłyszeliśmy od pani doktor mówi pani Anna.
I dodaje: – Po chwili pani doktor wypisała nam pieluchomajtki, ale na nasze prośby o pozostałe rzeczy usłyszeliśmy ,,Wypieprzać z gabinetu”. A więc wyszliśmy i udaliśmy się do pielęgniarek środowiskowych i rzecznika praw pacjenta.
Z dalszych słów naszej rozmówczyni wynika, że zarówno pielęgniarki, jak też rzecznik praw pacjenta przyjęły je życzliwie. Wszystkie sprawy zostały załatwione, dokumenty wypełnione, pielęgniarka przyjechała we wtorek rano, wypisano też skierowanie na transport do szpitala.
Pani Anna pyta jednak: – Dlaczego nas tak potraktowano, przecież my nie chciałyśmy nic nadzwyczajnego, pomocy. Przecież od tego jest lekarz rodzinny.
Założyciel Aldemedu Ryszard Szcząchor odesłał nas do córki Moniki Szcząchor-Miluch, ale wcześniej powiedział: – Pani doktor ma pewnie dobre i złe doświadczenia z pacjentami. Pewne jest jedno, lekarze niekiedy nie wytrzymują presji pacjentów. Jeśli jednak pani doktor powiedziała „wypieprzaj”, to nie powinna tego robić. Mimo że była zdenerwowana.
– Mam 10 minut i proszę krótko. Żadnych historii, te mnie nie interesują – mówiła lekarka
Wioletta Cieślukowska, pełnomocnik ds. praw pacjenta, rozmawiała z rodziną pacjenta i zgłosiła zdarzenie pani prezes. Ta z kolei poprosiła lekarza na rozmowę. – Rodzina pacjenta była u mnie opisuje Cieślukowska. – Panie stwierdziły, że wizyta była nieprzyjemna. że nie otrzymały skierowań. Postaraliśmy się, by szybko zostały załatwione i wydaje się, że wyszły jednak zadowolone. Na drugi dzień zaplanowana była wizyta pielęgniarki środowiskowej, która przy okazji dostarczyła do domu pacjenta skierowanie.
– A dlaczego nie załatwiła tego pani doktor? – pytamy. – Z wyjaśnień, które usłyszałam od pani doktor, wynika, że pacjentki przy okazji starań o skierowanie dla pacjenta, zażądały jeszcze recept dla siebie. A tego pani doktor nie mogła zrobić, bo zarejestrowany był na wizytę tylko pacjent. I w korytarzu czekało kilkunastu pacjentów – tłumaczy Monika Szcząchor-Miluch.
– A co z wulgaryzmami? – pytamy. – Pani doktor zapewniła, że nie użyła żadnych niecenzuralnych słów – odpowiada pani Monika. I dodaje: – To pojedynek na słowa. Nikt z nas nie słyszał, jak faktycznie wyglądała sytuacja. Dlatego pisanie o tym nie jest uczciwe. To taka nagonka na lekarza.
Poprosiliśmy jeszcze o roz-mowę z panią doktor. Ta telefonicznie odpowiedziała pani Monice Szcząchor-Miluch, że jest zajęta, ma wielu pacjentów i nie ma nic do dodania.
Pani Anna zaprzeczyła, by obie panie w czasie wizyty chciały cokolwiek dla siebie. – Mama jedynie zapytała, czy może dostać receptę na leki, które się jej kończą. Kiedy lekarka odmówiła, stwierdziła, że nic się nie stało, bo ma jeszcze leki na miesiąc – dodała pani Anna.