Czy współczesny katolik może kwestionować Stary Testament?
- Przez dwa tysiące lat chrześcijanie kłócili się o wizję piekła, nieba i czyśćca, boskość Jezusa i rolę Maryi, rozumienie Trójcy Świętej. W trzecim tysiącleciu będą spierać się o to, jak rozumieć rodzinę, małżeństwo, homoseksualizm, tożsamość seksualną - mówi ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Czy współczesny chrześcijanin może ignorować Stary Testament, jeśli uzna niektóre jego treści za nieprzystające do obecnych czasów?
Chrześcijaństwo jest dzisiaj podzielone na 50 tys. kościołów i związków wyznaniowych. W tej wielkiej mozaice można wskazać nurty, które prezentują bardzo różny stosunek do Starego Testamentu. Z pewnością wielu chrześcijan ma problem z tymi fragmentami, które mówią o karzącym Bogu i opisują wojny oraz przemoc. Najwięcej wątpliwości wyrażają środowiska chrześcijan zlaicyzowanych, lewicujących.
Jak rozumieć choćby fragment z Księgi Wyjścia, dopuszczający niewolnictwo? Czy mamy prawo traktować go jak zapis mentalności i zasad społecznych panujących w dawnych epokach, a nie jako uniwersalną prawdę, wynikającą z boskich nakazów objawionych przez proroków, aktualnych również dziś?
Także w Nowym Testamencie nie ma bezpośredniego potępienia niewolnictwa, jest natomiast wyraźnie zaznaczone przykazanie miłości bliźniego, co raczej wyklucza, byśmy - idąc drogą Jezusa z Nazaretu - mogli rościć sobie prawo do traktowania innych ludzi jako towar, który można kupić lub sprzedać. Niestety, niewolnictwo istnieje także obecnie. W wielu krajach świata kobiety są sprzedawane do domów publicznych i zmuszane do prostytucji. Mamy też handel dziećmi, turystykę seksualną i ogromne zyski czerpane z pornografii dziecięcej.
Dlaczego tak się dzieje?
Świat jest wielką areną walki dobra ze złem. Niewolnictwo w różnych formach było od tysiącleci częścią niemal wszystkich kultur i religii, a także systemów ideologicznych, które odrzucały religię, jak choćby komunizm. W tym kontekście trudno czynić zarzut wobec Starego Testamentu, że nie ma tam wyraźnego potępienia niewolnictwa. Ludzkość potrzebowała tysiącleci, by dojść do wniosku, że niewolnictwo jest złem. Obecnie wszyscy je teoretycznie potępiamy.
A w praktyce?
Niestety, dość często akceptujemy istnienie różnych form niewolnictwa. Także tych pośrednich, chociażby kupując tanie ubrania, wytwarzane przez biedne dzieci gdzieś daleko w Azji. Albo nabywając inne dobra, produkowane w chińskich obozach koncentracyjnych, w których są więzieni m.in. Ujgurzy, stanowiący mniejszość muzułmańską w Państwie Środka.
Czy to prawda, że na początku chrześcijaństwa toczyły się dyskusje, które zmierzały do uznania Starego Testamentu za księgę objawioną, ale wyłącznie dla narodu żydowskiego, natomiast Nowy Testament uważano za dzieło skierowane ku całej ludzkości?
Zdecydowanie tak. Najbardziej znany jest przypadek Marcjona z II wieku, który odrzucił Stary Testament i oparł całą swoją doktrynę na Nowym Testamencie. Marcjon założył w Rzymie własny kościół chrześcijański, który bardzo szybko rozpowszechnił się w całym cesarstwie. Generalnie jednak, spoglądając na dwa tysiące lat chrześcijaństwa, toczyły się różne spory dotyczące interpretacji poszczególnych fragmentów Starego Testamentu, ale zasadniczo ani katolicy, ani prawosławni czy też protestanci, nie kwestionowali świętości ksiąg starotestamentalnych, traktując je jako fundament, z którego wyrasta nauczanie Jezusa Chrystusa. Pozostawał za to wciąż żywy spór o stosunek chrześcijan do narodu żydowskiego.
W dzisiejszych czasach większe znaczenie mają chyba kwestie związane z emancypacją grup społecznych poszkodowanych przez wieki. Chodzi mi tu zwłaszcza o prawa kobiet, które w epokach starotestamentowych były bezwzględnie podległe mężczyznom i pozbawione wielu praw obywatelskich.
Dzisiaj nie ma na to zgody. Przynajmniej w chrześcijaństwie i w zachodnim kręgu kulturowym. Niestety, w islamie czy hinduizmie kobiety wciąż nie są traktowane na równi z mężczyznami. Prawdziwe wyzwolenie przyniósł kobietom Jezus z Nazaretu. W Jego nauczaniu kobiety stały się równe mężczyznom i wolne.
Jak więc rozumieć fragmenty Starego Testamentu dotyczące kobiet?
Z jednej strony, ważne jest uwzględnienie kontekstu historyczno-kulturowego, z drugiej - trzeba zawsze pamiętać o podstawowej zasadzie dotyczącej lektury Pisma świętego: nie traktujemy dosłownie danego tekstu, ale szukamy głębszego sensu, który jest w nim zawarty. Ahistoryczne, dosłowne odczytywanie Biblii może być drogą donikąd. Literalne rozumienie Pisma świętego to błąd nazywany biblicyzmem. W ostatnich latach pojawia się on dość często w niektórych wspólnotach charyzmatycznych. Nie wolno jednak rozumieć dosłownie np. opisu stworzenia świata z Księgi Rodzaju. Albo ulepienia Adama z gliny. Przy interpretacji tych fragmentów trzeba uwzględnić to wszystko, co wiemy dzisiaj dzięki rozwojowi genetyki, fizyki, biologii, kosmologii czy astronomii.
Czy mam rozumieć, że można uznawać za prawdziwe różne elementy teorii ewolucji i pozostać chrześcijaninem?
Tak. Bardzo jasne stanowisko w tej sprawie zajmuje Kościół katolicki. Trochę inne podejście ma prawosławie, które koncentruje się przede wszystkim na wierności tradycji i sprawowaniu liturgii, nie wchodząc zbytnio w dialog z nauką. Z kolei protestantyzm jest mocno podzielony w tej sprawie. Są w nim nurty, które nie widzą sprzeczności między wiarą i teorią ewolucji, ale istnieją także skrajnie fundamentalistyczne środowiska, które odrzucają całkowicie koncepcję Charlesa Darwina.
Wróćmy jeszcze na chwilę do początku rozmowy i dylematu wielu współczesnych chrześcijan, którzy zmagają się ze starotestamentową akceptacją niewolnictwa, specyficznym stosunkiem do kobiet i wszechobecnym okrucieństwem, a z drugiej strony doświadczają nowotestamentowego podejścia, przepełnionego bezwarunkową miłością bliźniego.
Rzeczywiście, rewolucyjną nowością orędzia Ewangelii jest przykazanie miłości, nawet wobec nieprzyjaciół, czyniące z chrześcijaństwa religię miłości. Św. Augustyn mówi, że świat przed Chrystusem był światem przemocy, zła i okrucieństwa, natomiast dzięki Chrystusowi uzyskał możliwość, by stać się światem miłości, dobra i sprawiedliwości.
Czyli jednak możemy mówić o pewnej opozycji Stary kontra Nowy Testament.
Jak najbardziej. Narodziny chrześcijaństwa to największa rewolucja w dziejach świata. Oczywiście to nie oznacza, że świat stał się nagle dobry i piękny. Jeśli patrzymy na masowe zbrodnie XX wieku i tysiące niemieckich, sowieckich czy chińskich obozów koncentracyjnych, to można zwątpić, czy rzeczywiście czasy Starego Testamentu były tak mroczną i barbarzyńską epoką… To wiek XX był stuleciem zła. Podsumowując problem rzekomej opozycji między Starym i Nowym Testamentem, przywołam św. Hieronima, autora tłumaczenia Biblii z języka hebrajskiego i greckiego na łacinę. Stwierdził on w V wieku, że tylko znajomość obu świętych ksiąg pozwala na pełne zrozumienie Chrystusa. Jeśli wyrzucimy za burtę Stary Testament, to jak wytłumaczyć sens pojawienia się Zbawiciela? Przecież narodziny Mesjasza w Betlejem to realizacja starotestamentalnych proroctw, a sam Jezus często się do nich odnosił. Wielokrotnie odwoływał się też do konkretnych fragmentów Starego Testamentu i odczytywał je wiernym w synagodze. Odrzucając stare księgi, podcinamy korzenie naszej wiary i zachowujemy się tak, jak byśmy burzyli fundamenty swego domu. Ja bym zresztą nie przesadzał ze znaczeniem tych dyskusji dotyczących Starego Testamentu, one dotyczą marginalnej liczby wspólnot chrześcijańskich. Nie one najbardziej dzielą chrześcijan i nie ta kwestia jest najciekawsza w naszych czasach.
A co jest najciekawsze?
Jedną z takich spraw jest na pewno podkreślanie szczególnych związków między chrześcijaństwem a judaizmem. Chodzi mi o prąd zwany syjonizmem chrześcijańskim. Jest on niezwykle silny i wpływowy w USA. W przeszłości wspierał dążenia środowisk żydowskich do utworzenia własnego państwa. Gdy to już nastąpiło, istotą tego nurtu stało się wspieranie polityki Izraela. Dziś z taką postawą utożsamia się kilkadziesiąt milionów amerykańskich chrześcijan. Główny punkt odniesienia tego ruchu stanowi organizacja Christians United for Israel, tworząca potężne lobby proizraelskie w Stanach. Ma ono swoje podstawy teologiczne, próbujące wykazać, że współczesny Izrael realizuje starotestamentową misję narodu wybranego.
Czy to się przekłada na brak empatii wobec losów Palestyńczyków, a w konsekwencji na rosnące różnice między Europą a Stanami w kwestii wspólnej polityki Zachodu wobec Bliskiego Wschodu?
Wspierania Izraela przez USA nie da się zrozumieć bez analizy treści religijnych, bez podstaw teologicznych wynikających wprost ze Starego Testamentu. Nie jest to jednak żaden wyjątek na skalę światową. To samo dotyczy wielu krajów islamskich czy też Indii. Religia wciąż odgrywa wielką rolę w polityce.
Pozostając przy Izraelu, Europie i USA - wyraźne różnice widzimy nawet w środowiskach ideowo zbliżonych do siebie. Lewica europejska, inaczej niż amerykańska, jest obecnie wyjątkowo antyizraelska.
To jest wprost odpowiedź na amerykański syjonizm chrześcijański oraz potężne lobby proizraelskie, któremu sprzeciwia się zdecydowanie lewica francuska, włoska, belgijska, hiszpańska czy też skandynawska, ale rzadziej niemiecka, co jest zrozumiałe z uwagi na odpowiedzialność tego narodu za Holokaust. Tymczasem w Stanach niezwykle rzadko zetkniemy się w debacie publicznej z krytyką polityki Izraela wobec Autonomii Palestyńskiej czy Iranu.
Odbiegliśmy daleko od religii w stronę polityki. Czy dylematy związane ze współczesną recepcją Starego Testamentu mogą wynikać również z niezrozumienia tej świętej księgi? Jej zawiłego stylu, niejasnych proroctw, ciągnących się w nieskończoność rodowodów i opisów praktyk religijnych? Nowy Testament wydaje się w tym kontekście bardzo czytelną księgą, dużo lepiej pasującą do naszego świata.
Raz w życiu przeczytałem Biblię od deski do deski. Każdego dnia po dwie strony. Po dwóch latach dotarłem do końca. Rzeczywiście, niektóre fragmenty Starego Testamentu mogą przerażać rozlewem krwi, okrucieństwem i przemocą, a inne, np. genealogie rodów, mogą być nurzące. Mamy też jednak wspaniałą i niezwykle humanistyczną Księgę Psalmów czy Księgę Mądrości. Z kolei Księga Rodzaju pokazuje nam, kim jesteśmy jako ludzie i jak należy rozumieć dzisiejsze spory światopoglądowe dotyczące praw gejów, lesbijek czy małżeństw homoseksualnych…
…no właśnie, dotarliśmy wreszcie do najbardziej kontrowersyjnej kwestii. Stary Testament jest homoseksualizmowi skrajnie przeciwny, natomiast w nauce Jezusa trudno byłoby znaleźć jakiekolwiek wskazówki na ten temat.
W tym momencie dotykamy dwóch fundamentalnych problemów antropologicznych. Pierwszy dotyczy mężczyzny i kobiety oraz wyraźnego podziału na płeć w biblijnym opisie stworzenia. Dzisiaj jest to przedmiot ogromnych kontrowersji, bowiem coraz częściej mamy do czynienia z przekonaniem, że płeć biologiczna nie ma większego znaczenia i że każdy może swobodnie określić, czy uważa siebie za osobę heteroseksualną, homoseksualną, biseksualną czy transpłciową. Płeć kulturowa zastępuje płeć biologiczną. Zwolennicy płci kulturowej twierdzą, że nie rodzimy się kobietami czy mężczyznami, ale dokonujemy wyboru, kim chcemy być - niezależnie od ciała, które posiadamy. Drugi problem będący kością niezgody w tysiącach wspólnot chrześcijańskich dotyczy tego, jak interpretować homoseksualizm. Jeśli nawet nie znajdziemy bezpośrednich wypowiedzi Jezusa na ten temat, to już św. Paweł wypowiada się w sposób jednoznacznie potępiający.
A jaka jest dzisiejsza praktyka w Kościele?
Obecnie katolicyzm mówi o szacunku wobec osób o odmiennych orientacjach seksualnych i odrzuca ich dyskryminację. Jest zgoda wśród katolików, żeby szanować siebie nawzajem niezależnie od tendencji seksualnej, natomiast głębokie różnice dotyczą oceny homoseksualizmu. Czy jest on darem Bożym? Czy stanowi naturalną skłonność seksualną człowieka? Czy błogosławić małżeństwa gejowskie w kościołach i uznać ich prawo do posiadania dzieci? Katolicy konserwatywni mówią nie, katolicy liberalni są raczej za.
A inni chrześcijanie?
Gorące spory na ten temat są obecne we wszystkich denominacjach chrześcijańskich. Prawie wszędzie można wskazać odłamy konserwatywne, zgadzające się z tradycyjnym podziałem na męskość i kobiecość, oraz środowiska liberalne, mające na ten temat przeciwny pogląd, akceptujący większość postulatów rewolucji seksualnej 1968 r. Te kwestie są dziś - i będą w przyszłości - przedmiotem wręcz bratobójczych wojen w obrębie chrześcijaństwa. Przez dwa tysiące lat kłóciliśmy się o wizję piekła, nieba i czyśćca, boskość Jezusa i rolę Maryi, rozumienie Trójcy Świętej etc., a w trzecim tysiącleciu będziemy spierać się o to, jak rozumieć rodzinę, małżeństwo, problem aborcji, orientację seksualną.
Czy nie grożą nam nowe podziały?
Niestety, tak. Już teraz rozumienie tożsamości seksualnej doprowadza do schizmy w Kościele metodystycznym w USA. W 2019 r. członkowie tej wspólnoty doszli do wniosku, że trwające od 20 lat spory o małżeństwa homoseksualne oraz dostęp gejów i lesbijek do funkcji kapłańskich i biskupich nie doprowadzą do kompromisu. Dlatego podjęto decyzję, żeby dokonać formalnego podziału. Podobna schizma grozi Kościołowi episkopalnemu, ale również katolikom w Niemczech i w innych krajach zachodniej Europy. Ostry spór między liberalnymi i konserwatywnymi katolikami toczy się także w USA. Bardzo jasno pokazuje to napięcie dyskusja dotycząca religijności katolickiego prezydenta Joe Bidena, który jest reprezentantem liberalnej wersji katolicyzmu. Ten głęboki konflikt doktrynalny dotyczy 65 mln katolików, czyli 20 proc. amerykańskiego społeczeństwa, wywierającego od lat polityczny i obyczajowy wpływ na cały świat.
Zarysował ksiądz profesor podział na w sumie dwie skrajne frakcje. A czy istnieje frakcja katolików, która po prostu chce być tolerancyjna wobec gejów, ale nie decyduje się na skrajną afirmację takich postaw i nie chce przyznawania im prawa do adopcji dzieci lub powoływania gejów na funkcje biskupie?
Niestety, coraz częściej musimy wybierać między skrajnymi postawami. W sprawie, o której tu mówimy, podziały są nieuchronne. W konsekwencji wielu katolików z bólem serca będzie musiało dokonać trudnego dla nich wyboru. Obawiam się, że to może być naprawdę ostry konflikt, a umiarkowana większość będzie tu najbardziej poszkodowana. W tym też kontekście, dla jedności chrześcijan ważne jest, jakim językiem będziemy się posługiwać. Wiele zapisów Starego Testamentu jest dziś nie do przyjęcia i są one często raniące, dyskryminujące w obliczu osiągnięć nauki i genetyki, więc nie powinniśmy ich nadużywać, ale patrzeć na nie poprzez kontekst kulturowy i mentalność obowiązującą w czasach starożytnych.
Czy ważnym elementem sporów wśród chrześcijan może być również kwestia kary śmierci?
I tak, i nie. Większość Amerykanów opowiada się za utrzymaniem kary śmierci, zaś kraje europejskie od niej odeszły. W tym również kierunku zmienił nauczanie Kościoła papież Franciszek. Ja jednak postawiłbym to pytanie trochę inaczej. Czy natura ludzka zmieniła się na przestrzeni dziejów? Jesteśmy dzisiaj lepsi czy gorsi? Z jednej strony, obecnie bardziej dbamy o osoby niepełnosprawne czy środowisko naturalne, z drugiej -każdego roku dokuje się w świecie prawie 60 milionów aborcji chirurgicznych i kilkadziesiąt milionów aborcji chemicznych. Dla mnie od lat największą zagadką jest demoniczne zło systemów totalitarnych w XX stuleciu. Jak je wytłumaczyć? W kontekście Auschwitz i Kołymy skupianie się na krytyce starotestamentowej moralności nie ma większego sensu. Spróbujmy najpierw zrozumieć ostatnie stulecie.