Czy warto robić drugą Japonię z naszego systemu oświaty
Dariusz Jędrasiak, wicedyrektor II LO w Łodzi, spędził dwa tygodnie w szkole, z którą II LO będzie miało wymianę uczniów
Właśnie żegnamy się ze strukturą szkół obowiązującą także w Japonii. W tym kraju do podstawówki idą sześciolatki, dwunastolatki trafiają na trzy lata do „niższej szkoły średniej”, a potem uczeń najczęściej wędruje do trzyletniego liceum, po którym walczy o studia.
Japońscy nauczyciele bardzo się dziwili, gdy opowiadałem o naszej zmianie w edukacji, w tym likwidacji gimnazjów. Oni są przywiązani do stabilności swojego systemu oświaty. Mówili mi, że to nie jest jak w fabryce, w której można przestawić ustawienie całej taśmy produkcyjnej. Według Japończyków, warto udoskonalać edukację - jednak w ramach istniejącego systemu.
System japoński miałem okazję poznawać przez dwa tygodnie, spędzone w Senri and Osaka International Schools of Kwansei Gakui. To liceum, z którego grupa uczniów przyleci do Łodzi już w marcu. Natomiast jesienią dziesięciu uczniów II Liceum Ogólnokształcącego wybierze się do Osaki. Na przełomie listopada i grudnia na zaproszenie Japończyków rozmawiałem tam o warunkach naszej współpracy. I oglądałem życie ich szkoły.
Co od razu „ściągnąłby” Pan do polskiego systemu oświaty z Japonii?
W trakcie każdego z trzech semestrów roku szkolnego są wyznaczone specjalne dni bez zajęć lekcyjnych, ale w które również trzeba do szkoły przychodzić. To czas na organizacje m.in. wszystkich międzyklasowych konkursów artystycznych, festiwali, zawodów sportowych, wyborów samorządu uczniowskiego albo świąt.
Każdy uczeń doskonale wie, kiedy wypadają takie dni: z kalendarza na rok szkolny, wydawanego z wyprzedzeniem przez placówkę. Nie ma sytuacji, jak w Polsce, że nagle lekcje zostają odwołane, ponieważ zrodził się pomysł na ważną imprezę.
Dzięki takiemu rozplanowaniu aktywny udział w życiu szkoły mogą brać rodzice uczniów. Wiedzą, kiedy ich dziecko uczestniczy np. udział w zawodach kendo, czyli japońskiej odmiany szermierki. Akurat dzień z kendo wypadł w czasie mojego pobytu w japońskim liceum. Dzięki rodzinom zawodników szkolne trybuny były pełne i kipiały od emocji. A zawodników kendo klasy wystawiły może kilkunastu.
Najpopularniejsza szkolna dyscyplina to baseball. Często wybierany przez uczniów hokej na trawie to w Japonii również skutek mody ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanizację szkoły szczególnie widać w jej barze, gdzie dominują potrawy fastfoodowe.
W czasie mojego pobytu w Japonii, w innym dniu „wydarzeniowym”, jedna z klas dumnie prezentowała, jak opanowała na swoich zajęciach dodatkowych instrumenty z orkiestry symfonicznej. Nie ukrywam, że taki model podziału roku szkolnego: na dni lekcji, dni „wydarzeniowe”, no i wakacje, bardzo mi się podoba. Nauczyciel może idealnie rozłożyć swój materiał do realizacji. I nie przejmować się, że kolega wymyśli np. konkurs recytatorski. Chcesz go przeprowadzić, proszę bardzo, jednak myśl z wyprzedzeniem i wprowadź go do kalendarza.
W swoim kalendarzu placówka chwali się też wyliczeniami absolwentów, którzy w danym roku szkolnym trafili z niej na najważniejsze uczelnie. Jeśli u nas jest moda na „rankingowanie”, w Japonii - na takie właśnie wyliczenia.
Można zastanawiać się jaki udział w wychowywaniu tych najlepszych absolwentów mają szkoły wieczorowe. Wiem, że w Japonii, jak w wielu krajach Azji Południowo-Wschodniej, większość uczniów wędruje wieczorem do drugiego rodzaju szkół: prywatnych, w których dodatkowo młodzież przygotowuje się do ważnych testów, decydujących o przyszłości.
Można to porównać do zjawiska kursów i korepetycji w Polsce, które również przyciągają młodzież twierdzącą, że ma potrzebę dodatkowego rozwijania wiedzy uzyskanej w szkole.
Z Japonii pochodzą pokemony oraz mnóstwo innych aplikacji na smartfony. Uczniowie w Osace są w stanie rozstać się z nimi na czas lekcji?
Potrafią się obyć bez korzystania w klasie z komórek. Zresztą w japońskiej szkole wcale nie ma „bzika” na punkcie używania nowych technologii. Polskie szkoły wyglądają nawet na lepiej wyposażone. W Japonii zauważyłem w salach np. telewizory kineskopowe podłączone pod stare modele odtwarzaczy DVD. W klasach są tradycyjne tablice, często pokrywające całą ścianę, a wcale nie ma zbyt wielu „bajerów”. Już w naszym kraju jest większy nacisk na technologiczne środki nauczania. A w Japonii na samodzielną pracę uczniów. Zauważyłem, że jeden z nich jest zawsze wybierany na pomocnika nauczyciela. Na początku lekcji zdaje mu „raport” o stanie klasy, w tym o nieobecnych, następnie obwieszcza, jaki jest dzisiejszy temat i przekazuje głos koledze, który miał go opracować. To właściwie ten drugi uczeń prowadzi lekcję - a w jej ramach dyskusję. Rolą nauczyciela jest zaś ocenianie wypowiedzi młodzieży i ich uzupełnianie. Uczeń musi wykazać własną inwencję, bo bez tego nie zostanie dobrze oceniony. Myślę, że ta konieczność zaskoczyłaby młodego Polaka, gdyby taki znalazł się w japońskim modelu.
Z kolei Japończyk byłby zdziwiony większą ilością materiału do opanowania. W Japonii duża część zajęć szkolnych nie dotyczy „twardej” wiedzy. Uczniowie spędzają mnóstwo czasu na wybranych zajęciach sportowych, artystycznych czy przygotowujących do prowadzenia domu. Ze szkoły wychodzą przed godz. 17, a przynajmniej wtedy widać największy ruch młodych na ulicach. I wcale nie wyglądają na zmęczonych.
Być może, właśnie taki model oświaty, z naciskiem zajęcia na rozwijające osobowość, sprzyja istnieniu szkół wieczorowych, w których młodzi Japończycy wracają do „twardego” programu potrzebnego do rozwiązywaniu testów?
Ale w Japonii ogromna powszechność zajęć wieczorowych nie budzi już kontrowersji - tamtejsze rodziny kandydatów na studia zaakceptowały, że bez nich szanse dostania się na najlepsze uczelnie znacznie maleją.
Taki układ nie budzi również sprzeciwu nauczycieli ze szkół „dziennych”. Mimo istnienia szkół wieczorowych czują się szanowani przez uczniów oraz ich rodziców. Z moich rozmów wynika, że nie narzekają także na wysokość swoich zarobków. Są np. oddzielnie wynagradzani za prowadzenie projektów w ramach zajęć dodatkowych w swoim podstawowym miejscu pracy.
Co jeszcze zaskoczyłoby młodego Polaka w japońskiej szkole?
W Japonii uczniowie sami sprzątają po sobie klasy i korytarze. Pracownicy do tego celu nie są potrzebni. Nie zawsze efekt jest idealny, bo młody człowiek ma różne pomysły, co zrobić z miotłą, jednak sądzę, że ogólny porządek na ulicach tamtejszych miast - np. niezabazgrane ściany - ma związek z tym obyczajem. Już w szkołach ławki nie są pokryte napisami.
Podczas wizyty w ogromnej szkolnej bibliotece nie zauważyłem bibliotekarzy. Uczniowie sami się obsługują, tylko co jakiś czas pojawia się pracownik odpowiedzialny za sprawdzenie np., czy książki dobrze zostały odłożone w swoich działach alfabetycznie.
Za to zwyczajem w japońskiej szkole jest obecność profesjonalnych ochroniarzy przy wejściu, z którego można skorzystać tylko okazując imienny identyfikator.
Każdy z uczniów II Liceum Ogólnokształcącego, którzy jesienią odwiedzą Osakę, na pewno odkryje swoje zaskoczenia. Spędzą tam co najmniej tydzień. Będą to reprezentanci klas drugich i trzecich w roku szkolnym 2017/2018, jednak wymiana ma zostać kontynuowana. Dlatego w następnych latach wyjazd do Japonii może się przytrafić uczniom, którzy wiosną, w najbliższej rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, wybiorą właśnie łódzką „Dwójkę”. Japończycy chętnie wchodzą w takie projekty, ponieważ chcą promować za granicą swój język i kulturę. Podczas pobytu uczniów z Osaki w Łodzi, ci nakręcą film o naszym mieście, zaś jesienią uczniowie II LO film o Japonii okiem młodych łodzian.
Wymiana z Osaką to najnowszy efekt naszych ponad 20-letnich kontaktów z językiem japońskim i kulturą Azji Wschodniej. Co roku spora część absolwentów gimnazjów wybiera naszą szkołę właśnie z myślą o możliwości uczestnictwa w wyjątkowym i darmowym lektoracie. Prowadzą go wolontariusze przyjeżdżający do Łodzi na rok z Japonii. Rozmowa