Czy w tym konflikcie będą sami przegrani?
Dwie demonstracje odbyły się w sobotę we Frankfurcie. Jedna zgromadziła około 200 zwolenników imigrantów, druga nieco mniej ich przeciwników.
„Zakończmy szaleństwo azylowe”, „Nie pozwólmy, aby nasza kultura została zniszczona przez islam” - tak swój protest przeciwko polityce imigracyjnej Niemiec wyrażała jedna z grup zgromadzonych przy Marktplatz we Frankfurcie. Oprócz osób o poglądach skrajnie nacjonalistycznych przyszli zwykli mieszkańcy. W sumie było ich ponad stu. Trzymali transparent: „Przyjazny Frankfurt przeciwko mieszkaniom dla azylantów”.
Grupa zwolenników imigrantów, zdecydowanie liczniejsza, w której dało się zauważyć sporo starszych ludzi, zgromadziła się kilkadziesiąt metrów dalej, przed ratuszem. Podkreślali oni, że Frankfurt, Niemcy i cała Europa powinny wspólnie działać, by poradzić sobie z obecną sytuacją. Wśród nich było sporo imigrantów, którzy grali, tańczyli i śpiewali w ojczystym języku. W tej grupie był też Martin Wilke, burmistrz Frankfurtu. W przemówieniu podkreślił, że Frankfurt to miasto przyjazne, kosmopolityczne i otwarte.
Przeciwników i zwolenników imigrantów oddzielały dwa rzędy barierek i policjanci.
Nie brakowało obraźliwych gestów, gwizdów i krzyków. Ale poza tym demonstracje przebiegły spokojnie. Frankfurt przypominał oblężoną twierdzę, na każdym skrzyżowaniu stały radiowozy, na ulicach pojawiły się dziesiątki funkcjonariuszy. Podwyższone środki bezpieczeństwa zastosowano także w Słubicach, gdzie okolice mostu nad Odrą patrolowali policjanci i strażnicy graniczni.
- Nie jestem zwolennikiem przyjmowania uchodźców. Nie są dokładnie sprawdzani, nie wiadomo, kto jest wśród nich. Państwo niemieckie ich przyjmuje, ale granica jest otwarta i problem będzie dotyczył także słubiczan - stwierdza Ryszard Bodziacki, były burmistrz, który obserwował demonstracje.
- Jestem za rozsądnym przyjmowaniem uchodźców. Nawet liczby większej niż ta, na którą się zgodziliśmy w ramach Unii. Uważam, że odpowiedni rozdział rodzin po kraju może przynieść pożytek. Nie można tylko tworzyć gett dla nich. A straszenie jest zupełnie bez sensu - uważa Bartosz Łowczynowski.
Przy granicy z Polską niemieckie służby ulokowały już ponad 5.500 imigrantów.
- Nie znam ich kultury, obyczajów, a przede wszystkim osobowości. Nie wiem, do czego są zdolni. Boję się ich - przyznaje Beata Różańska z Górzycy. - Jak widać, przybywa dużo mężczyzn, a gdzie są kobiety i dzieci? Mieszkańcy Frankfurtu chyba się na to godzą, bo na demonstracji zdecydowana większość była po stronie zwolenników.
- Tak naprawdę boimy się ich jak... świńskiej grypy - porównuje Agnieszka Bratkowska, pielęgniarka ze Słubic. - Bo nie wiadomo, kiedy zaatakują i gdzie. Czujemy zagrożenie z każdej strony. Czy to, że są tutaj, nie świadczy o początku jakiejś wojny? Dlaczego przyjeżdżają młodzi mężczyźni, a nie kobiety i dzieci?
- Obserwując decyzje rządu niemieckiego i brak konsultacji społecznych w zakresie przyjmowania uchodźców, może dojść do radykalizacji społeczeństwa przy następnych wyborach - ocenia Matthias Czapp z Frankfurtu. - Po Paryżu i Kolonii każdy zrozumiał, że ISIS chce przenieść konflikt zbrojny z Syrii do Europy. Polska reakcja jest dla mnie zrozumiała i naturalna, odzwierciedla strach przed obcą kulturą i religią, które pokazują się w środkach masowego przekazu od najgorszej strony. W tym konflikcie będą sami przegrani, zaszczuci uchodźcy i rozpadające się porozumienie z Schengen jako symbol wolności w Europie.
- Nie odnotowaliśmy żadnych incydentów z udziałem imigrantów z Frankfurtu. Niemniej policja wspólnie ze strażą graniczną każdego dnia patroluje rejon mostu nad Odrą - informuje Magdalena Jankowska z komendy w Słubicach.