W niedzielę, 6 listopada, papież Franciszek wystąpił do władz wszystkich krajów o dokonanie w Roku Świętym Miłosierdzia aktu łaski wobec więźniów, „których uzna się za odpowiednich do skorzystania z tego środka”.
Już następnego dnia, w poniedziałek, kardynał Stanisław Dziwisz przekazał dziennikarzom, że kilka miesięcy wcześniej zaapelował do polskich władz, by te w Roku Miłosierdzia Bożego i przy okazji wizyty w Polsce papieża Franciszka ogłosiły amnestię dla więźniów, „którym kończy się kara”.
- Dobrze, że taki apel jest - mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu” prymas senior abp Henryk Muszyński. - Byłby to widzialny znak, ale nie można zapominać, że amnestia to akt jurydyczny. W moim przekonaniu priorytetowe są sprawy formacji i wewnętrznego nawrócenia. Myślę, że na apelu nasza rola się kończy.
Propozycja nie na czasie
Wiele wskazuje na to, że abp Muszyński ma rację. Choć do zakończenia Roku Miłosierdzia pozostało kilka dni (trwa on do 20 listopada 2016 r.), w Polsce nie zareagowano oficjalnie na apel Ojca Świętego. Także - co wielce znaczące - ostatnie słowa metropolity krakowskiego politycy pozostawili bez komentarza.
Baczni obserwatorzy obecnej narracji politycznej nie powinni się owemu milczeniu dziwić. W czasach gdy dla obecnego ministra sprawiedliwości walka z przestępczością oznacza przede wszystkim zaostrzenie kar (m.in. dla piratów drogowych, lichwiarzy i przestępców podatkowych), słowo „amnestia” staje się niewygodne.
- Wypowiedź ks. kardynała Stanisława Dziwisza może być odczytana jako niezręczna z kilku powodów - tłumaczy prof. Wojciech Cieślak, specjalista w zakresie prawa karnego. - Zapewne jest to działanie okazjonalne, chociaż równocześnie należy przypuszczać, że hierarchowie Kościoła katolickiego kierują się miłosierdziem nie tylko w Roku Miłosierdzia. Jednak już poinformowanie dziennikarzy, że arcybiskup Dziwisz wcześniej sugerował władzom takie rozwiązanie, przez niektórych może zostać potraktowane jako nacisk na władzę państwową. Choć myślę, że nie było to zamiarem księdza kardynała. I na koniec - taka wypowiedź tworzy określone nadzieje po stronie skazanych, tymczasowo aresztowanych i ich rodzin. Jeśli te nadzieje się nie ziszczą, co jest wysoce prawdopodobne, będzie to źródłem frustracji. Czyli ewentualnych zaburzeń, które trudno przewidzieć, bo materia jest nad wyraz delikatna.
Taka wypowiedź tworzy określone nadzieje po stronie skazanych, tymczasowo aresztowanych i ich rodzin. Jeśli te nadzieje się nie ziszczą, co jest wysoce prawdopodobne, będzie to źródłem frustracji
Jednorazowe zapomnienie win
Z kolei dr Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy i szef MSWiA, uważa, że jest wiele racji w tym, co mówi kardynał Stanisław Dziwisz. Zwłaszcza że jest to duchowny, który wielokrotnie odwiedził zakłady karne na terenie Małopolski, widział ich przeludnienie oraz konieczność reform służby penitencjarnej.
- Na pewno są podstawy, by taki akt łaski miał miejsce w Roku Miłosierdzia - twierdzi dr Kaczmarek. - W moim przekonaniu nie jest to pomysł „rzucony przy okazji”, ma on podwaliny historyczne, religijne, jest związany z wizytą papieża i Rokiem Miłosierdzia. Ma też podwaliny humanitarne, związane z trudnymi warunkami i przeludnieniem w polskich więzieniach. Trzeba również zwrócić uwagę na aspekt ekonomiczny - jako podatnicy pracujemy na osoby, które zapełniają zakłady karne. Oczywiście, taka amnestia musi mieć charakter warunkowy. Nie powinna obejmować wszystkich, a jedynie sprawców, których czyny nie mają dużej społecznej szkodliwości.
Szef MSWiA za pierwszych rządów PiS przypomina, że Polska ma historyczne tradycje w uchwalaniu aktów łaski, czyli jednorazowego „zapomnienia” win osobom skazanym. W okresie II Rzeczpospolitej ogłoszono aż 15 amnestii, tyleż samo uchwalono po II wojnie światowej.
Ostatni raz w Polsce amnestię ogłoszono przed 27 laty. I to dwukrotnie. Najpierw w kwietniu 1989 r. darowano wyroki osobom skazanym za przestępstwa polityczne. W grudniu, gdy przez zakłady karne przetaczała się fala buntów, protestów i strajków, Sejm podjął decyzję m.in. o zamianie kary śmierci na karę 25 lat pozbawienia wolności. Co też później wypomniano ówczesnym posłom przy okazji awantury związanej z wypuszczaniem na wolność seryjnych morderców.
- Doświadczenia polskie z ostatnią amnestią pod koniec 1989 r. nie są najlepsze - przyznaje Paweł Moczydłowski, który w latach 90. kierował Centralnym Zarządem Zakładów Karnych w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Pojawiła się wówczas amnestia tzw. rozdzielająca - dla recydywistów jej nie było, zaś ci, którzy pierwszy raz popełnili przestępstwo, mogli z niej skorzystać. Amnestia nie była jednak główną przyczyną ówczesnych zaburzeń w polskim więziennictwie.
Dziś zaburzeń nie ma. Mamy za to inne problemy, które - według Pawła Moczydłowskiego - prowadzą do demoralizacji społeczeństwa.
Kolejka do więzień
Wiosną tego roku rzecznik praw obywatelskich ogłosił raport o sytuacji polskich więzień. Przebywa w nich prawie 72 tysiące skazanych, a minimalna powierzchnia celi mieszkalnej wynosi w polskich realiach więziennych zaledwie 3 m kw. na jednego osadzonego. To trzy razy mniej niż np. w Belgii lub Turcji. Mimo „upychania” osadzonych w zatłoczonych do granic możliwości celach i tak w więzieniach nie starcza miejsca dla wszystkich skazanych.
- Ponad 70 tysięcy ludzi odbywa kary, a prawie drugie tyle skazanych prawomocnymi wyrokami na kary pozbawienia wolności nie trafia do więzień - mówi Paweł Moczydłowski. - To ok. 40 tys. ludzi, którzy otrzymali z sądu wezwanie do stawienia się w więzieniach w celu odbycia kary, i 20-30 tys. ludzi, którzy takich wezwań jeszcze nie otrzymali, bo... zalegają one po sądach!
Moczydłowski podkreśla, że zwracanie się kardynała Dziwisza do rządu PiS jest całkowicie uzasadnione. Źródłem obecnej sytuacji jest bowiem polityka władz w latach 2005-2007. - To właśnie z orientacją, która obecnie rządzi, wiąże się wołanie o zaostrzenie represyjności prawa - tłumaczy. - W efekcie tego wołania zakłady karne się zatkały i powstała - nazywana tak umownie - kolejka do więzień. Tylko za poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości kolejka ta zwiększyła się o 6 tysięcy osób skazanych na prawomocne wyroki! Osoby skazane za mniejsze przestępstwa wystraszone retoryką władz albo zaczęły się ukrywać, albo wyjechały za granicę. Mamy sytuację, w której państwo częściowo utraciło kontrolę nad wykonywaniem kary pozbawienia wolności. Od strony politycznej posunięcie, które by ten nawis, przyczyniający się do pewnego stanu demoralizacji społeczeństwa, likwidowało, byłoby potrzebne. Ustawa amnestyjna odciążyłaby wymiar sprawiedliwości od tej patologicznej sytuacji.
Mamy sytuację, w której państwo częściowo utraciło kontrolę nad wykonywaniem kary pozbawienia wolności
Alternatywnym rozwiązaniem byłoby budowanie kolejnych więzień. Trudno jednak o wsparcie społeczne dla takich działań. Wolimy, żeby państwo dopłacało do dzieci, mieszkań na wynajem, zwiększało wydatki na leczenie, niż poprawiało przestępcom warunki odsiadki.
Będzie ciaśniej?
Problem przepełnionych więzień i tysięcy skazanych na wolności spędzał sen z powiek już rządom koalicji PO i PSL. Okazało się, że nasze polskie kłopoty rozlały się na inne państwa Unii Europejskiej. Wiele osób, zagrożonych karami pozbawienia wolności, wyjeżdżało za granicę. Niektórzy popełniali tam kolejne przestępstwa. Wysyłano za nimi listy gończe i europejskie nakazy aresztowania.
- I tak zrodziła się idea konwencji, która sprawi, że Polacy odbywający poza granicami kraju kary pozbawienia wolności będą przywożeni do kraju - tłumaczy Paweł Moczydłowski. - Konwencja wejdzie w życie 1 stycznia 2017 r. i już za chwilę pojawi się w naszym kraju kilka tysięcy nowych więźniów.
Poprzednie władze, wiedząc o tym, szykowały już wolne miejsca. Zdecydowano m.in., by już nie wsadzać do więzień pijanych rowerzystów.
- Dochodziło do paradoksalnych sytuacji - wspomina Moczydłowski. - Rowerzysta, który trafiał do ciasnej celi, występował do naczelnika więzienia o zaświadczenie o przeludnieniu. Z takim zaświadczeniem mógł wystąpić do sądu o odszkodowanie. W efekcie za pobyt w zakładzie karnym skazany otrzymywał pieniądze. To pokazuje, do czego prowadzi nadmierna represyjność prawa, gdy wymierzanie kar traci głębszy sens.
Pamiętajmy o pieniądzach
Według Pawła Moczydłowskiego, obecna w wypowiedziach polityków obecnego rządu narracja związana z przestępczością jest absurdalna. - W sytuacji gdy od dziesięciu lat 40-50 tysięcy skazanych na prawomocne kary pozbawienia wolności chodzi po ulicach, a przestępczość z tego powodu wcale nie wzrasta, wołanie o zaostrzenie kar nie ma sensu - mówi. - A może warto policzyć, że amnestia się nam wszystkim opłaci? Nie trzeba będzie utrzymywać więźniów, więcej pieniędzy pójdzie chociażby na program 500 plus...
Bo o pieniądzach też nie można zapomnieć. Koszt utrzymania jednego więźnia wynosi 3150 zł miesięcznie. Łączne utrzymanie wszystkich osadzonych, a także infrastruktury zakładów karnych i aresztów śledczych wraz z pensjami Służby Więziennej w 2014 r. kosztowało nas 2,7 mld zł.