Czy w Domu Pomocy Społecznej w Dobiegniewie doszło do zaniedbań?
Porażenie prądem, omdlenie i płonący piec - to miało się dziać w Domu Pomocy Społecznej. Dyrektorka DPS: - Skargi byłej pracownicy są bezpodstawne i pełne fałszywych oskarżeń.
Małgorzata Sosnówka ze wsi Grąsy koło Dobiegniewa jest zbulwersowania zaniedbaniami, do jakich jej zdaniem dochodziło w Domu Pomocy Społecznej w Dobiegniewie. Pracowała tam przez 6 lat.
Historia pełna wypadków
Pani Małgorzata pracę na stanowisku praczki-szwaczki w Domu Pomocy Społecznej zaczęła w lutym 2008 r. Wcześniej odbywała tam staż.
Problemy, jak twierdzi, zaczęły się już po czterech miesiącach od zatrudnienia na umowę. To właśnie wtedy (dokładniej: 3 czerwca) - 49-latkę poraził prąd. Trafiła wtedy do szpitala. Ale po dwóch tygodniach - jak mówi - będąc pod presją przełożonych, musiała wrócić do pracy. Dyrektor DPS Barbara Kucharska temu zaprzecza, choć przyznaje, że wypadek z prądem był.
W jego wyniku Małgorzata Sosnówka uszkodziła sobie lewą rękę i - według orzeczenia lekarza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Jadwigi Klimczuk - doznała 5 proc. uszczerbku na zdrowiu. Według protokołu sporządzonego przez zespół powypadkowy przyczyną porażenia prądem była… skarpeta, która dostała się między obudowę a bęben pralki.
Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety lubuskiej oraz w wydaniu PLUS.