Czy trenuje, czy rozmawia - to po to, by być mistrzem świata
Trudno w to uwierzyć, ale Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów na żużlu jeździ już... piętnasty sezon! A dopiero w 2017 roku będzie seniorem.
- Jeśli ten chłopak w przyszłym roku zostanie indywidualnym mistrzem świata, wcale nie będę zdziwiony. On już jest na to absolutnie gotowy - mówi Jerzy Synowiec, były prezes Stali.
Rok pełen sukcesów
Bartosz Zmarzlik, który za niespełna cztery miesiące skończy 22 lata, to już ścisła światowa czołówka. Już przed minionym sezonem miał na koncie wiele sukcesów (w 2015 r. złoto w indywidualnych rozgrywkach juniorów wywalczył w Polsce oraz na świecie). Sezon 2016 był jednak jego najlepszym w karierze.
Po raz drugi zdobył ze Stalą Gorzów tytuł drużynowych mistrzów Polski. Mógł też cieszyć się z reprezentacją Polski ze zwycięstwa w Drużynowym Pucharze Świata. Największym sukcesem młodego zawodnika było jednak wywalczenie brązowego medalu indywidualnych mistrzostw świata w swoim debiutanckim sezonie w Grand Prix. Jego wyśmienitą formę potwierdzały też rankingi w ligach polskiej i szwedzkiej. W minionym sezonie w obu był zawodnikiem z najwyższą średnią.
W swoim pierwszym starcie w finale IMŚ krążki z tego samego kruszcu co nasz junior zdobyli przed Zmarzlikiem tylko dwaj inni wychowankowie gorzowskiego klubu. Edward Jancarz uczynił to w 1968 r. w Goeteborgu, a Zenon Plech pięć lat później w Chorzowie. Czy utalentowanego 21-latka można już porównywać do któregoś z nich?
- Inną drogę miał Jancarz, inną drogę Bartek. Teraz o medale jest ciężej. Jancarz wywalczył tytuł w jednym turnieju, a Bartek musiał jechać o to przez cały sezon - mówi Piotr Paluch, były zawodnik Stali, a dziś drugi trener żółto-niebieskich.
Gdy kariera urodzonego 46 lat temu szkoleniowca zbliżała się do końca, zapowiedział, że przestanie jeździć, gdy będzie mógł stanąć pod taśmą startową wraz ze Zmarzlikiem. Udało się podczas turnieju pożegnalnego Palucha w 2010 roku. - Chciałem z nim razem wystartować, bo widać było, że to utalentowany i ambitny zawodnik - wspomina popularny „Bolo”.
- Z tych legendarnych zawodników Stali Zmarzlika bardziej niż do Jancarza można porównać do Plecha. Bartek, tak samo jak on, jest „zadziorą” i choć to już inne czasy, to styl jazdy bardziej przypomina styl Plecha. Bartek też atakuje błyskawicznie - mówi Synowiec. Z Jancarzem Zmarzlik ma wspólną inną cechę. - Tak jak on atakuje rywali przy krawężniku - tłumaczy były sternik klubu z Gorzowa.
Czy jest coś, czego Zmarzlikowi brakuje w żużlowym rzemiośle? Analityczne oko dostrzeże, że 21-latek rzadziej wyprzedza po zewnętrznej. - On się jednak cały czas uczy - zauważa Przemysław Tomczak, kibic Stali z Renic w Zachodniopomorskiem.
Skoro już jesteśmy przy nauce. Zauważyliście, że „F-16” (jak niektórzy nazywają Zmarzlika), bardzo często zagaduje do wielu będących w jego pobliżu zawodników? Nawet, gdy inni są skupieni, widać, że on aż „musi” uciąć sobie z nimi pogawędkę. - On cały czas rozmawia, żeby nie czuć tego stresu przed biegiem. To jego sposób na odstresowanie. Inni mają słuchawki na uszach, a Bartek cały czas się pyta. I pyta się spraw zawodowych. Z tych rozmów zawsze coś wynosi. To całe jego działanie jest podporządkowane temu, żeby się rozwijać i robić jak najlepsze wyniki - przybliża nam kulisy Paluch.
Rodzice pomagają Zmarzlikowi od początku jego kariery. A ta, licząc starty na miniżużlu, trwa już piętnasty sezon!
Rodzina daje sukces
Tak dużych sukcesów Zmarzlik nie odniósłby prawdopodobnie, gdyby nie jego rodzina. - Tata robi mu sprzęt. On też Bartka uspokaja, wycisza. Widać, że pan Paweł (ojciec zawodnika - dop. red.) jest spokojnym człowiekiem. Tak naprawdę w środku to aż się gotuje, bo martwi się o syna. W parkingu jest też brat Bartka (też Paweł, były zawodnik - red.), który mu mechanizuje. A mama? Ona w czasie zawodów siedzi na trybunach w tak zwanym cielętniku, jak nazywamy sektor przy wyjeździe z parkingu na tor w Gorzowie. Też się martwi i kibicuje. Po ostatnim biegu przyjdzie i uściska syna, pogratuluje - opowiada nam o kulisach startów w zawodach Paluch.
Rodzice pomagają Zmarzlikowi od początku jego kariery. A ta, licząc starty na miniżużlu, trwa już piętnasty sezon! Przygoda z żużlem zaczęła się 24 sierpnia 2002 r. Bartek miał wtedy zaledwie siedem lat i wraz z 12-letnim wówczas bratem pojechał do Barlinka. Tam zobaczył pokaz miniżużlowców z Gorzowskiego Uczniowskiego Klubu Sportowego Speedway Wawrów. Spodobał on się im na tyle, że już tydzień później obaj Zmarzlikowie byli pod Gorzowem na pierwszym treningu.
Przygoda z miniżużlem trwała tylko trzy lata, bo na przełomie 2005 i 2006 r. starszy z braci zdecydował się przejść na treningi na normalnym torze. Zdaniem Stanisława Chomskiego, trenera Stali, było jednak za wcześnie, by młodszy Bartek zaczął jeździć po dużym owalu.
- Był bardzo niski i szczuplutki. Co tu dużo mówić. To był jeszcze dzieciak. Jednak Bartek bardzo chciał już jeździć na dużym torze. W parku maszyn na budce telefonicznej narysowałem mu więc kreskę i powiedziałem: wypuszczę cię na tor, jak urośniesz. No i Bartek co i rusz podchodził do tej kreski, stawał pod nią i pytał, czy już do niej dorósł. Pewnego dnia, mniej więcej po tygodniu od ostatniego mierzenia, też do niej podszedł. Zobaczyłem, że wzrost mu znacząco skoczył. Gdy zerknąłem na buty, wszystko się wyjaśniło. Założył kozaki swojej mamy - opowiadał nam Chomski tuż po zdobyciu przez Zmarzlika złota w światowych rozgrywkach juniorów. Numer z kozakami się opłacił, bo trener widząc upór chłopca, już kilka tygodni później pozwolił mu pierwszy raz wyjechać na tor na „Jancarzu”.
Bartuś już seniorem
Okres żużlowego dzieciństwa jednak się skończył. Już za kilka miesięcy Zmarzlik pierwszy raz wyjedzie na tor jako senior. Czy będzie mu trudniej? - On sobie poradzi. Bo nawet jak nie trafi z przełożeniem, to nadrobi zadziornością i ambicją - przekonuje Paluch.
A czy w Grand Prix uda się liderowi Stali osiągnąć jeszcze lepszy wynik? - Będzie to możliwe, jeśli Bartek czasem się ugryzie przed atakiem. W tym roku potracił kilka punktów ponieważ za szybko chciał wyprzedzić rywala. To z tego powodu zdarzały mu się wykluczenia. Czasem lepiej jest dowieźć do mety dwa punkty niż nie dowieźć żadnego, walcząc o „trójkę” - uważa kibic P. Tomczak.
Jak podchodzi do tego sam zawodnik?
- Zdaję sobie sprawę, że teraz będzie mi jeszcze trudniej, ponieważ każdy dużo ode mnie wymaga. Już gdzieś słyszałem, że poniżej trzeciego miejsca w przyszłym sezonie to będzie tragedia, więc muszę wziąć się ostro do roboty. Przede wszystkim chcę się cały czas bawić speedway’em, żeby wychodziło to dalej tak jak teraz, że robię to ze spokojem, zabawą i uśmiechem na twarzy. A tak jest najprzyjemniej - mówi brązowy medalista GP.
W święta Bożego Narodzenia z jedzeniem nie musi się ograniczać, bo - jak mówi lider Stali - „i tak wszystko spalam na treningach”.