Czy się stoi, czy się leży, 12 złotych się należy
Adam Wełna: - Komunistyczne czasy przypomina ingerencja rządu w to, ile trzeba płacić. Lepiej przeszkolić urzędników, żeby nie przeszkadzali firmom.
- Dobrzy pracownicy już od dawna zarabiają po 12 zł za godzinę - podkreśla Adam Wełna, właściciel bydgoskiej firmy Asbol, która produkuje części do pojazdów.
Lepiej zapłacą, lepiej wykona robotę
- Dobrzy, czyli tacy, którzy potrafią więcej, są zaangażowani i chętni do nowych wyzwań. Jednak konieczność, by płacić tyle samo nawet osobom, które umieją dużo mniej, to pomysł rodem z PRL. Biznes jeszcze bardziej ucieknie w szarą strefę - uważa Adam Wełna. - Już teraz jest tak, że przetargi wygrywają firmy, które wykonają zamówienie za najniższą cenę, co oznacza m.in., że mogą mieć jednego pracownika zatrudnionego na umowę, a czterech na czarno. Dlatego są w stanie produkować taniej. Niestety, po zmianach takich patologii może być jeszcze więcej.
Na inny aspekt sprawy zwraca uwagę Wiesław Wikarski, przedsiębiorca z Janikowa (branża: agroturystyka). - Od dawna obserwuję, jak zachowują się pracownicy, którzy zarabiają niecałe 5 zł na godzinę i 12, a nawet więcej. Zaangażowanie tych drugich jest nieporównywalne. Człowiekowi trzeba dobrze zapłacić, żeby dobrze wykonał swoją robotę. W przeciwnym razie należy spodziewać się, jak jest choćby w przypadku dróg, pracy wykonanej kiepsko. Firmy wygrywały przetargi, oferując niższą ceną, więc płaciły ludziom grosze. Efekt? Nowe drogi już wymagają naprawy.
- Polski pracodawca naprawdę chciałby płacić nawet 30 zł na godzinę czy 5 tys. zł miesięcznie - powiedział „Pomorskiej” Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club. - Pod warunkiem że później fiskus nie złupi go tak bardzo, że będzie musiał zwolnić część załogi. Zabraknie mu pieniędzy na inwestycje, będzie musiał podnieść ceny dla konsumentów lub, w najgorszym scenariuszu, zamknąć firmę.
Minimalne wynagrodzenie w wysokości 12 zł za godzinę pracy na umowę-zlecenie wejdzie w życie 1 stycznia przyszłego roku - uzgodnili partnerzy społeczni w Radzie Dialogu Społecznego.
- Przede wszystkim przesunięto termin wejścia w życie stawki na 1 stycznia 2017 roku - podkreśla dr Grzegorz Baczewski, dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy Konfederacji Lewiatan.- Ponadto z tego obowiązku wyłączono podmioty, które samodzielnie decydują o miejscu i czasie realizacji zlecenia lub świadczenia usług oraz pobierających wynagrodzenie oparte na systemie prowizyjnym.
Chodzi np. o sprzedaż bezpośrednią, doradców podatkowych, agentów ubezpieczeniowych, doradców finansowych i wielu informatyków.
Firmy mają czas, by się przygotować
Z regulacji ustawy wyłączeni zostaną również ci, którzy w ramach prowadzonej działalności świadczą usługi osobiście, ale zatrudniają pracowników lub zleceniobiorców.
Uzgodniono także przepisy przejściowe. Pozwolą dostosować umowy w toku ( zwłaszcza w systemie zamówień publicznych) do wejścia w życie tych zmian.
- Jest szansa na uporządkowanie rynku pracy, ograniczenie zjawiska zaniżania wynagrodzeń w celu optymalizacji kosztów. Jednocześnie przedsiębiorcy będą mieli czas i możliwość dostosowania się do rewolucyjnych zmian - podsumowuje Grzegorz Baczewski.