Czy policja powinna szukać i karać kierowców, którzy jechali pod prąd na zakorkowanej A2? [DWUGŁOS]
O tym, czy policja powinna szukać i karać kierowców, którzy jechali pod prąd na zakorkowanej A2 rozmawiamy z Andrzejem Borowiakiem, rzecznikiem wielkopolskiej policji oraz z Emilem Rau, członkiem Stowarzyszenia Prawo na Drodze.
Skoro droga była zablokowana, to prawie jakby kierowcy jechali po łące
Emil Rau
"Łowca fotoradarów", członek Stowarzyszenia Prawo na Drodze
Jak spisała się policja i kierowcy w trakcie poniedziałkowego karambolu?
W Polsce w ogóle mamy problem z autostradami. A największy problem to fakt, że ich prawie nie ma. A jeśli już są, to nie ma procedury, jak wychodzić z takich sytuacji obronną ręką. Ten cały karambol miał miejsce za stacją benzynową. A każda stacja ma swoją bramę, przez którą można spokojnie i bezpiecznie wyjechać. Brak otwarcia tej bramy spowodował, że kierowcy stali w korku i mieli z tyłu głowy, że wystarczy przejechać kilka kilometrów pod prąd i wyjadą z autostrady. A nikomu nie chce się stać i czekać.
W takim razie, w jaki sposób powinien zostać rozwiązany ten problem?
Brama przy stacji benzynowej powinna zostać otwarta tak, by wypuścić samochody. W przeciwnym przypadku tworzy się coraz większy zator. W przypadku tak poważnych zdarzeń, jak w poniedziałek, policja powinna też zablokować drogę, żeby kolejni kierowcy nie dojeżdżali na miejsce tego zdarzenia. Komu normalnemu będzie chciało się stać cztery godziny w korku? Skoro doszło do poważnego wypadku, to od razu powinna zostać zablokowana autostrada. A ta garstka samochodów, która w międzyczasie zdążyłaby dojechać na miejsce zdarzenia, powinna zostać wypuszczona przez bramę awaryjną przy stacji benzynowej. Wtedy wszyscy byliby zadowoleni.
Jak Pan ocenia decyzję policji o tym, żeby odnaleźć i ukarać mandatami kierowców, którzy poruszali się na autostradzie pod prąd, szukając z niej wyjazdu?
Policja może się upierać i karać kierowców. Gdyby ktoś jechał pod prąd w sytuacji, gdy służby jeszcze dojeżdżały na miejsce, to można byłoby go ukarać. Jednak kiedy droga była zablokowana przez korek, służby były na miejscu wypadku, a dopiero wtedy kierowcy zawracali, to prawie jakby jechali po łące. Nie byłbym taki pewien, czy można to uznać za jazdę pod prąd. Zawsze można odmówić mandatu oraz liczyć na to, że trafi na rozsądnego i doświadczonego życiowo sędziego, który w przeszłości też stał kilka godzin w korku na autostradzie.
Gdyby w przyszłości doszło do podobnych wydarzeń, jak powinni zachować się kierowcy?
Kierowcy, którzy przyjadą jako pierwsi, powinni zabezpieczyć w jakiś sposób miejsce wypadku, tak by nie pogarszać sytuacji. Ponadto trzeba jak najbardziej umożliwić służbom ratunkowym dojazd do miejsca zdarzenia. Wcześniej jednak, przy najbliższym zjeździe, obsługa autostrady lub policja powinny zablokować wjazd na trasę.
Rozmawiał: Norbert Kowalski
Takie sytuacje nie dzieją się nigdzie na świecie. Nie ma na to przyzwolenia
Mł. insp. Andrzej Borowiak
Rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu
Jak ocenia Pan zachowanie kierowców, którzy po karambolu zawracali na poznańskim odcinku A2?
Po pierwsze – pas autostrady jest przeznaczony do poruszania się w jednym kierunku – tylko i wyłącznie. Cofanie na autostradzie, zawracanie, jazda pod prąd to wykroczenia i łamanie obowiązujących przepisów. Po drugie, w sytuacji kiedy jest wypadek drogowy i kierowcy stoją w korku, mają obowiązek umożliwić służbom ratunkowym dojazd do miejsca wypadku. W momencie, kiedy kierowcy zawracali, co zresztą widać na niektórych nagraniach, nie tylko jechali pod prąd, ale też uniemożliwiali dojazd służbom technicznym i ratunkowym. To już dwa wykroczenia. Mało tego, jazda pod prąd autostradą również wiąże się z zagrożeniem bezpieczeństwa i katastrofy w ruchu lądowym, co jest już przestępstwem. Każdy przypadek, który będziemy identyfikować, będzie oceniany indywidualnie, ale ogólnie rzecz biorąc ci kierowcy zachowali się skrajnie nieodpowiedzialnie.
Mogą spodziewać się mandatów?
Nigdzie na świecie nie dzieją się takie rzeczy, które można było zobaczyć w Poznaniu. Właśnie dlatego zapowiedzieliśmy, że jeśli materiały pozwolą zidentyfikować tych kierowców, którzy jechali pod prąd, to będą wyciągane konsekwencje prawne. Natomiast, abstrahując od tej sytuacji, przenieśmy się na odcinek autostrady pod Nowym Tomyślem, gdzie był karambol śmiertelny. Tam, kiedy policjanci, którzy kierowali działaniami, wiedzieli, że będą się one przedłużać, podjęli decyzję o uwolnieniu kierowców, którzy utknęli w korku. Dlatego pod nadzorem policji zostały otwarte bramy ewakuacyjne i tamtędy kierowcy zostali wycofani i skierowani na najbliższe węzły i wiadukty, gdzie mogli kontynuować jazdę drogami alternatywnymi. Więc jest możliwe wycofanie kierowców z takiego korka, o ile jest prognoza, że działania potrwają długo. Może się to jednak odbywać tylko pod nadzorem i na polecenie policji. Nie wolno tego robić samowolnie.
Niektórzy twierdzą, że jeśli kierowcy nie spowodowali zagrożenia, powinno im to ujść płazem.
Dlaczego mamy pobłażać komuś, kto złamał prawo? Jeśli będzie taka potrzeba, skierujemy sprawę do sądu i sąd to obiektywnie oceni. My uważamy, że zachowanie kierowców było karygodne. Takie sytuacje nie mają miejsca nigdzie na świecie i nie będzie na to przyzwolenia. Kierowców, którzy złamali przepisy, pociągniemy do odpowiedzialności, a jeśli ktoś nie przyjmie mandatu i uzna, że zrobił dobrze, to niech się odwoła. Policja nie będzie wchodzić w buty sądu.
Rozmawiała: Joanna Labuda