Czy od pocałunku można zajść w ciążę, czyli czego nastolatki (nie) wiedzą o seksie
Nieciekawe, prowadzone przez zawstydzone, nieprzygotowane nauczycielki, powielające mity, stereotypy i uprzedzenia - tak uczniowie często oceniają zajęcia wychowania do życia w rodzinie. W lubelskich liceach tzw. WDŻ to rzadkość. - Nie ma zainteresowania wśród młodzieży - tłumaczą dyrektorzy. - A u nas telefon zaufania się urywa - dziwi się ekspertka z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton.
Lekcja tzw. WDŻ w pierwszej klasie lubelskiego gimnazjum nr 16. Prowadząca: Jolanta Gandecka. Temat: Etapy rozwoju życia człowieka. Luźna atmosfera, uczniowie siedzą w półkolu. Rozmawiają m.in. o dojrzewaniu, każdy swobodnie zabiera głos. Nauczycielka pyta m.in. o to, jakie zmiany zachodzą w ciele chłopca i dziewczyny, kiedy dojrzewają. Tłumaczy, jak przebiega zapłodnienie, pyta, co musi się stać, żeby do niego doszło. Uczeń mówi „akt małżeński”, nauczycielka precyzuje, że chodzi o „współżycie seksualne”. Wspomina też o in vitro i zapowiada, że tę kwestię rozszerzy na późniejszych zajęciach.
Czego chcieliby się dowiedzieć na tych zajęciach? Uczeń 1: Dlaczego w okresie dojrzewania, kiedy te hormony tak działają, zachowujemy się czasami dziwnie
Uczeń 2: I jak sobie z tym radzić
Uczeń 3: No i jak się zachowywać w kontaktach z dziewczynami ...
Jolanta Gandecka: To są jedne z naszych pierwszych zajęć, więc na razie rozmawiamy bardziej ogólnie. Później jest mowa szczegółowo m.in. o tym, jak zapobiegać niechcianym ciążom, o chorobach przenoszonych drogą płciową, jak się przed nimi ustrzec. Ale młodzież chce też słuchać o relacjach, o tym, jak je budować. Sporo rozmawiamy też m.in. o asertywności.
- W zajęciach uczestniczy 90 procent naszych uczniów - podkreśla Ewa Barszcz, dyrektorka Gimnazjum nr 16.
Ale nie wszędzie tak to wygląda.
Katechetka się rumieni
- Wudeżet? Nie chodzę. Jak przypomnę sobie panią katechetkę z gimnazjum, która prowadziła z nami zajęcia i robiła się czerwona, jak mówiła „penis”, to śmiech mnie ogarnia. Nie chciałam tego ponownie przechodzić w liceum i od razu poprosiłam mamę, żeby mnie z tych zajęć wypisała - mówi Ania, obecnie licealistka.
Wtóruje jej koleżanka, Marta: - U nas w gimnazjum to było jak lekcje biologii. Schemat narządów płciowych, narysowane, gdzie leci plemniczek i że potem powstaje zygota. Jedyna lekcja dotycząca jakichś realnych problemów była o higienie w czasie miesiączki. Tyle że to była III klasa i dziewczyny pierwszy okres miały raczej już za sobą. Jak kiedyś powiedzieliśmy, że chcielibyśmy porozmawiać o metodach antykoncepcji, nauczycielka ględziła coś o naturalnych metodach, kalendarzyku małżeńskim. Jednym słowem - strata czasu. Założyłam, że tak samo będzie w liceum. I nie chodzę.
Im starsza młodzież, tym rzadziej uczestniczy w WDŻ. O ile w podstawówkach i gimnazjach lekcje wychowania do życia w rodzinie są prawie wszędzie, o tyle w liceach to rzadkość. Bo choć szkoły mają obowiązek lekcje organizować, to uczestnictwo w nich jest dobrowolne - rodzice mogą z nich, w imieniu dzieci, zrezygnować. Dodatkowo zwykle są organizowane na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. „Wudeżetu” nie ma np. w IV LO. - Młodzież nie była zainteresowana - tłumaczy dyrektor Grzegorz Gębka. Podobnie w III i IX liceum. W VIII LO zajęcia być może będą - w drugim semestrze. Dlaczego uczniowie nie chcą na nie chodzić? Radosław Borzęcki, dyrektor IX LO: - To są dodatkowe lekcje, a zajęć w liceum jest dużo. Pewnie dlatego rezygnują.
Grzegorz Lech, dyr. III LO: - Uczniom się chyba wydaje, że już wszystko wiedzą na ten temat.
Lucyna Mądra, dyr. VIII LO: - To są bardzo potrzebne lekcje. Namawiamy uczniów, żeby w nich uczestniczyli. Niestety, często bez skutku. Myślę, że chodzi też o nastawienie rodziców. Czasami wolą, żeby dzieci poszły w tym czasie na dodatkową lekcję angielskiego albo na korepetycje z matematyki.
Aleksandrę Józefowską z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton (prowadzącą telefon zaufania dla młodzieży, organizuje też lekcje w szkołach) ten brak zainteresowania dziwi. - Zwłaszcza że telefon zaufania Pontonu się urywa - podkreśla. - Argument, że „uczniowie nie chcą chodzić na zajęcia”, jest wygodny dla dyrektorów. Szkoła ma obowiązek zorganizować takie lekcje, ale w takiej sytuacji czuje się rozgrzeszona. Tymczasem nastolatki są dziś bombardowane przez naseuksualizowane przekazy, pornografia jest coraz bardziej dostępna. Coraz większa jest też presja ze strony rówieśników dotycząca inicjacji seksualnej. I dzieci z tą presją muszą sobie radzić same - podkreśla ekspertka.
Z niechęcią uczniów do WDŻ radzą sobie w Międzynarodowym LO im. Paderewskiego w Lublinie. - Nie robimy ich na dodatkowych zajęciach, ale na lekcjach wychowawczych - tłumaczy Izabela Kopik, psycholog szkolny.
- Problem leży gdzie indziej, a mianowicie w tym, jak te zajęcia wyglądają - uważa Celina Stasiak, szefowa Związku Nauczycielstwa Polskiego w Lublinie. - Czy są interesujące, poruszające prawdziwe problemy młodzieży, prowadzone przez osoby profesjonalnie do tego przygotowane. Jeśli tak będzie, to będą i chętni na nie - dodaje.
Pigułki powodują choroby weneryczne
Podobnego zdania jest Aleksandra Józefowska. - Wychowanie do życia w rodzinie często jest prowadzone tak, że uczniów raczej się zniechęca, niż motywuje do uczestnictwa. Zajęcia są zideologizowane - młodzież dowiaduje się np., że antykoncepcja powoduje raka lub jest grzechem, albo nieciekawe. Dotyczy to zwłaszcza starszej młodzieży, w liceach czy technikach. Oni oczekują poważnej rozmowy o seksie, a nie kręcenia się wokół higieny - podkreśla.
Dwa lata temu Ponton zbadał, jak wyglądają lekcje WDŻ. Na pytania w internetowej ankiecie odpowiedziały 3363 osoby. Z raportu wynika ogromne zróżnicowanie, zarówno pod względem sposobu prowadzenia zajęć, jak i rodzaju przekazywanych na nich treści. Z jednej strony badani wskazywali, że otrzymali na lekcjach porcję wartościowej, konkretnej wiedzy. „Przeczytałam w jakiejś młodzieżowej gazecie o pettingu, nie wiedząc, co to jest, zapytałam prowadzącą. Miałam to szczęście, że otrzymałam kompetentną odpowiedź i odpowiednie dla dwunastolatki wyjaśnienie problemu, zupełnie bez obciachu i moralizowania” - napisała ankietowana. Inny przykład: „Dowiedzieliśmy się, że wszystkie formy intymności są dozwolone, jeśli obie strony dobrowolnie wrażają na to zgodę, a masturbacja jest normalną rzeczą”. Jednocześnie zdarzały się przypadku twierdzeń, że „seks oralny prowadzi do zapalenia zatok”. Albo demonizowania współczesnych metod antykoncepcji: „zażywanie pigułek antykoncepcyjnych prowadzi do nieodwracalnych zmian w organizmie, powoduje raka i choroby weneryczne” a „prezerwatywy mają mikrootwory większe od plemnika i wirusa HIV, więc nie zabezpieczają ani przed ciążą, ani przed chorobami”.
A jak wyglądają lekcje w lubelskich szkołach?
- Dzisiejsza podstawa programowa nie idzie z duchem czasu. Na szczęście pozostawia nauczycielom dużą dowolność. Mówię uczniom o inicjacji seksualnej - od informacji ogólnych po praktyczne - techniki, pozycje, różne reakcje na pierwszy raz, na orgazm. Dużo czasu poświęcamy jednak także na zagadnienia związane z akceptacją czy tolerancją - tłumaczy Izabela Kopik.
- Kiedyś uczniowie poprosili, żebym przyniosła prezerwatywę, bo chcieli ją zobaczyć, dotknąć, a sami nie mieli odwagi kupić. Wzięłam ją na lekcję, ale zakładania na banana nie było. Uczniowie przeczytali ulotkę i stwierdzili, że wszystko jest tam napisane i dla nich jasne. Myślę, że taki instruktaż by ich krępował - mówi Jolanta Gandecka.
- Na lekcjach najwięcej mówię o naturalnych metodach antykoncepcji - kalendarzykowej czy Billingsów (bazuje na obserwacji śluzu szyjki macicy - red.). Uczymy też chłopców, jak przebiega cykl miesięczny kobiety, kiedy należy unikać współżycia, żeby nie było ciąży - tłumaczy Dariusz Schulz, nauczyciel biologii i WDŻ w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 4. - Prezerwatywy pokazuję, ale się w temat nie zagłębiam. Podkreślam jednak, że chronią nie tylko przed ciążą, ale też przed AIDS czy chorobami wenerycznymi. Staram się przedstawiać wszystko, ale też mówić o skutkach, na przykład zaznaczam, że spirala co miesiąc zabija nowe życie - stwierdza Schulz. Tutaj małe wyjaśnienie - kiedyś sądzono, że antykoncepcyjne działanie wkładek domacicznych polega na tym, że uniemożliwiają zagnieżdżenie się zapłodnionego jajeczka w macicy albo je niszczą. Dziś wiadomo, że u kobiet je stosujących w ogóle nie dochodzi do zapłodnienia. Najwyraźniej jednak nie wszyscy o tym wiedzą.
On jest „siewcą”, jej ciało „glebą”
Złudzeń co do tego, jak mogą wyglądać lekcje, nie pozostawia też podręcznik do WDŻ. Jeden z najbardziej popularnych to „Wędrując ku dorosłości” pod redakcją Teresy Król. „Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór, bo nie ma równości w naturze. On jest dawcą życia, »siewcą«, natomiast jej ciało »glebą«, w której będzie wzrastało nowe życie” - to jeden z cytatów z książki dla gimnazjalistów. „W grupie osób stosujących NPR (naturalne metody planowania rodziny - red.) rzadziej pojawia się objaw »znudzenia seksualnego«, zdecydowanie niższy jest też wskaźnik rozpadu związków” - to z kolei fragment z podręcznika dla licealistów.
- W ogóle z niego nie korzystam. Jest nudny, ogólnikowy, a treści mają się nijak do potrzeb współczesnego nastolatka. Przygotowuję własne materiały - podkreśla Izabela Kopik.
Ale w większości lubelskich szkół właśnie ta książka jest podstawą. Tytuł ostatniego rozdziału, podsumowującego lekcje w gimnazjum, brzmi: „A jednak rodzina”. - Program zakłada, że najlepszym miejscem do urodzenia i wychowania dziecka jest rodzina rozumiana jako heteroseksualne małżeństwo. Ale przekazujemy też uczniom, że są też związki niesformalizowane, i to nic złego. Musimy brać pod uwagę, że są uczniowie, którzy żyją w takich rodzinach. Mówienie, że to coś nienormalnego, mogłoby ich urazić - podkreśla Dariusz Schulz. - A podręcznik? Rzeczywiście jest dość archaiczny, ale korzystamy z niego tylko jako z pewnej bazy, modyfikujemy treści. Poza tym - nie bardzo jest w tym zakresie wybór. Mamy inne podręczniki, skupiające się wyłącznie na seksualności. Ale tam jest głównie o technikach, same suche informacje. A gdzie miejsce na mówienie o uczuciach, rodzinie, związkach? - zastanawia się.
Z przeprowadzonych w 2011 roku rządowych badań wynikało, że prawie 30 proc. nauczycieli prowadzących WDŻ nie ma do tego odpowiedniego przygotowania. Zdaniem ekspertów, dziś jest lepiej. Zajęcia prowadzą nauczyciele po studiach podyplomowych w tym zakresie lub po specjalnych kursach. Z badań Pontonu wynika, że najczęściej WDŻ uczą nauczyciele biologii. Tak jest np. w 4 ZSO w Lublinie. W VIII LO zajęcia prowadzi pani dyrektor - nauczycielka chemii, ale też katechetka. Czy nie ma obaw, że w takiej sytuacji zajęcia są naznaczone światopoglądem? - Wszystkich obowiązuje jeden program zajęć, nie ma tu miejsca na prezentowanie własnych poglądów - przekonuje dyr. Lucyna Mądra.
Komar zaraża HIV
Co do tego, że lekcje WDŻ są potrzebne, mało kto ma wątpliwości. Dr Agnieszka Andrzejewska-Cioch, pedagog społeczny z KUL, uważa, że niski poziom edukacji seksualnej sprzyja zbyt wczesnym ciążom. W zeszłym roku w województwie lubelskim dzieci urodziło 5 piętnastolatek, 21 szesnastolatek, 41 siedemnastolatek i 157 osiemnastolatek. Najmłodsza dziewczyna w regionie została matką, gdy miała 13 lat (w 2012 roku).
- Młodzi ludzie mają pomieszaną, wyrywkową wiedzę o seksie, zaczerpniętą z różnych źródeł, głównie z internetu. Potrafią np. precyzyjnie nazwać najróżniejsze techniki seksualne, a jednocześnie nie wiedzą, na czym polega mechanizm miesiączki ani gdzie następuje zapłodnienie. Odpowiadają twierdząco na pytanie, czy komar może przenosić wirus HIV. Uważają, że stosunek przerywany to skuteczna metoda antykoncepcji - wylicza też Aleksandra Józefowska z Pontonu.
Dlatego Ponton, ale też wielu nauczycieli WDŻ uważa, że lekcje powinny być obowiązkowe. - Tak samo jak biologia czy chemia. Pod warunkiem że będą prowadzone przez profesjonalistów, a nie traktowane po macoszemu - podsumowuje Aleksandra Józefowska.