Szprotawa: Członkowie wspólnoty mieszkaniowej w centrum walczą o estetykę wokół swojego bloku. Gotowi są nawet za nią... zapłacić.
Ulica Świerczewskiego znajduje się w samym centrum miasta. Biegnie od placu z zabytkowym kościołem pw. Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny do pozostałości dawnej Bramy Żagańskiej, gdzie obecnie mieści się Muzeum Ziemi Szprotawskiej. Po drodze znajdują się bloki, pamiętające czasy Gomółki. Wokół nich wiją się dziurawe chodniki.
- Miasto wzięło się za remont - zaalarmowali nas tutejsi mieszkańcy. - To trzeba koniecznie uwiecznić! Takie dyletanctwo, że aż nóż się w kieszeni otwiera.
Docieramy na miejsce. Przed blokiem z numerem ósmym widać taśmy drogowców i stosy starych płyt chodnikowych. Prace utknęły w martwym punkcie.
- Pan Ogrodowski, który reprezentuje wspólnotę, wyrzucił robotników - zdradza nam Władysław Derg, który także tu mieszka. - Tylko nam tu bałagan robili. Co to warty taki remont? Że nam stare płyty przełożą? Krawęźniki krzywe, wszystko się rozłazi. Za rok będzie to samo.
Chodnik prowadzi w stronę skweru nad rzeką Szprotawą. Ogródek jordanowski i altanki ufundowała Unia Europejska. Po drodze trzeba minąć zaniedbany, piaszczysty plac z wiatą na śmietniki.
- To przecież centrum miasta - mówi W. Derg. - Nad rzekę chodzą matki z dziećmi, do muzeum zajeżdżają wycieczki. Wstyd, jak tu wygląda. Przychodzą Niemcy, siadają na ławce, którą sam zrobiłem i komentują: „polnische Scheisse!” I jak tu się z nimi nie zgodzić?
Jak zaznacza nasz rozmówca, w sprawie chodnika i placyku za blokiem, mieszkańcy spod ósemki pisali do magistratu już wielokrotnie. Pozytywne odpowiedzi dostawali jedynie przed wyborami.
- Najpierw jest dużo obietnic, a potem rozkłada się ręce, bo nie ma pieniędzy - wspomina pan Władysław. - Ostatnio burmistrz Rubacha zaproponował, że da nam trylinkę z rozbiórki. Mamy sobie sami zorganizować ekipę i placyk utwardzić. Ja, prawie 70 - latek, mam się bawić w budowlańca!
Zniecierpliwieni lokatorzy stwierdzili wreszcie, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Uznali, że warto poświęcić własny fundusz remontowy i dołożyć miastu do chodnika. Na zakup kostki z polbruku i krawężników gotowi są wydać około 3,5 tys. zł.
- Tyle, że ci biurokraci nie wiedzą, co z tą propozycją zrobić. Między miastem, a zarządcą wspólnoty trwa jakiś spór, którego kompletnie nie rozumiemy - opowiada W. Derg.
- Według przepisów, fundusz remontowy można przeznaczyć jedynie na prace w części wspólnej - objaśnia Kazimierz Sutor , prezes Szprotawskiego Zarządu Nieruchomości „Chrobry” - Przygotowaliśmy jednak już stosowną uchwałę. Jeśli wszyscy członkowie wspólnoty wyrażą na to zgodę, pieniądze trafią na remont chodnika. W ciągu kilku dni sprawa się wyjaśni - uspokaja.