Czy ktoś odpowie za zniszczenie lęgów ptaków chronionych, żyjących na łachach na Wiśle?

Prokuratura we Włocławku prowadzi śledztwo w sprawie zalania miejsc lęgowych ptaków chronionych, do którego doszło w minioną sobotę. Bydgoska Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie czuje się odpowiedzialna za zniszczenie środowiska, śle pisma i... liczy straty w lęgach.

W sobotę, o czym informowaliśmy, na odcinku od Włocławka do Gdańska, zalane zostały prawie wszystkie łachy, na których znajdowały się tereny lęgowe ptaków (rzadkich ściśle chronionych mew, rybitw i sieweczek). Powodem zagłady ptaków i innych małych zwierząt, żyjących blisko brzegów rzeki było podniesie poziomu wody. Zrobiono to po to, by m.in. przez teren chroniony (Natura 2000) mógł przepłynąć stateczek.

Bezwzględne kary

- Łacha w pobliżu mostu w Fordonie się ostała – mówi Dawid Kilon, biolog, miłośnik ptaków. - Stało się tak, ponieważ położona jest bardzo wysoko, przy filarze mostu. Jest to prawdopodobnie jedyna łacha, która została.
Ocalało na niej kilkanaście lęgów. Tysiące innych (piskląt i jaj) zmyła woda, której poziom w krótkim czasie podnosił się. Po tragedii dorosłe ptaki latały oszalałe, zdezorientowane nad miejscami, w których jeszcze kilka godzin wcześniej były ich dzieci.

- Każda osoba ma prawo wystąpić z powództwa cywilnego i oskarżyć tego, kto to zrobił o eksterminację gatunków chronionych - twierdzi przedstawiciel Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals” w Bydgoszczy. - Ptaki zginęły dla czystego biznesu, nie było w tym innego uzasadnienia. Za takie przestępstwo grozi do trzech lat bezwzględnego pozbawienia wolności oraz od tysiąca do stu tysięcy złotych grzywny.