Czy Amerykanie zamienią Żagań w Zieloną Wyspę?
Mieszkańcy snują czarne wizje. -Amerykanie za dwa lata wyjadą i zostaniemy z niczym - narzekają.
Od połowy grudnia Żagań żyje przyjazdem wojsk amerykańskich. Huczne przywitania, defilady, obecność premier rządu i emocje z tym związane powoli zaczynają opadać.
Gdy 14 grudnia zeszłego roku, Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej ogłosił, że miasto opuści cały batalion 34 BKPanc. ,co niektórzy wpadli w popłoch. Miasto ma opuszczać sukcesywnie 800 żołnierzy i przynajmniej drugie tyle cywili.
- To oni budowali naszą gospodarkę- mówi pani Renata, właścicielka sklepu kosmetycznego. - Amerykanie nie przyjdą tu kupować perfum, kosmetyków. Bo oni wszystko mają własne, nawet jedzenie w proszku. Nasi musieli im zrobić miejsce i wyjechać pod Warszawę. Pozabierają ze sobą rodziny, opustoszeją nasze szkoły, a to byli nasi klienci.
Żołnierzy amerykańskich widać głównie w sklepach z telefonią komórkową, czasem można ich spotkać w pizzeriach, czy restauracjach.
- Gdy dał się we znaki mróz, nagminnie kupowali grzejniki. Ale ile można je kupować. - dodaje jeden ze sprzedawców. - Teraz to już bieda nas czeka. Moi znajomi - wojskowi już dostają rozkazy wyjazdu pod Warszawę.
Sen o leopardach...
Trzy lata temu burmistrz Daniel Marchewka mówił o żagańskim Eldorado, o 2,5 tysiącach miejsc pracy, o nowych leopardach, które miały dać te tak niecierpliwie wyczekiwane miejsca pracy i rozbujać gospodarczo miasto, które od zawsze wojskiem stało. Choć burmistrz budował na tym swoją kampanię wyborczą, dziś, po wieści o wyjeździe całego batalionu na Wschód, czar prysł. Nie widać, by miejsc pracy przybyło.
- A teraz jak z miasta wyprowadzi się 2 tysiące osób, dla usług, sklepów nie wróży nic dobrego -mówi Zbigniew Czepard z Żagania. - Boję się też trochę o nasze bezpieczeństwo. Nie mam nic przeciwko Amerykanom, w kontaktach są uprzejmi i mili, ale ich obecność nam niewiele da. Rozwój? Jaki rozwój, nam tu potrzeba przedsiębiorców, ludzi, którzy dadzą naszym miejsca pracy.
Burmistrz mydlił nam oczy
Podobnego zdania jest też Dariusz Jadach, radny miejski.
- Głęboko wątpię w ten boom gospodarczy związany z Amerykanami. Jesteśmy rozgoryczeni tym, że nasz rząd nie dba o nasze interesy. Co zrobimy, jak miasto opuści 21,5 tysiąca mieszkańców, którzy tu robili zakupy, korzystali z naszych usług, płacili podatki? Moi znajomi z wojska już się martwią, że będą musieli przenosić się do stolicy. A burmistrz od 2013 roku mydlił nam oczy nadzieją w leopardach, miejscach pracy. A za jego kadencji nie osiedliła się w Żaganiużadna nowa firma, nie przybyło żadnego miejsca pracy. Jako radny wiedziałbym coś o tym. Burmistrz zamiast czekać na cud, powinien rozwijać miasto.
Zdania mieszkańców są podzielone. Renata Wesołowska jest pełna nadziei, uważa, że obecność wojsk USA, rozwinie w mieście handel. - Powinniśmy dla nich zorganizować jakieś kluby rozrywki, miejsca, gdzie mogliby się spotkać po służbie. Może nasze Centrum Kultury powinno coś zorganizować? - Ja tam też myślę że ich pobyt w mieście dobrze nam zrobi- mówi Zbigniew Pietrzyk. - Szkoda tylko, że stało się to kosztem naszych żołnierzy. Wolałbym, by to oni tu zostali. Ale niech władza się głowi, co zrobić, by zrobić z tego użytek.