Czy 65. urodziny Stilonu przeminą bez śladu?
- Jedynym znakiem pamięci o Stilonie jest mural. To za mało. Miasto powinno ratować historię Stilonu od zapomnienia - mówi Robert Piotrowski, historyk i regionalista z Gorzowa.
Stilon to legenda, kawał historii naszego miasta. Prawie każdy gorzowianin ma jakiś stosunek do tego zakładu, pracował tam, ma kogoś w rodzinie, kto tam pracował, albo zna kogoś, kto ma kogoś w rodzinie. Byli pracownicy do dziś żyją tym miejscem, które nazywają „cudem świata”, a wielu z nas do dziś mieszka w zakładowych blokach czy ma dzieci w zbudowanych przez zakład przedszkolach. Ale czy miasto pamięta dziś o Stilonie?
Nawet jeśli miasto pamięta, kocha i ceni Stilon, to tego nie widać. Dowodów na tę pamięć i miłość brak. Jedynym namacalnym znakiem pamięci o Stilonie jest mural przedstawiający kasety. I choć miasto chwali się tym muralem z radością, powstał on przecież z inicjatywy społecznej Sztuki Miasta. Miasto za to przyłożyło rękę do tego, by pozbyć się cennej pamiątki o Stilonie, czyli neonu, który trafił do prywatnego muzeum neonów w Warszawie. I to w tym samym czasie, gdy inne miasta, na przykład Szczecin, domagały się od Muzeum Narodowego zwrotu swoich pamiątek wywiezionych po wojnie.
Czego w Gorzowie brakuje?
Mimo, iż w tym roku wypada 65-lecie powstania Stilonu, nie podjęto żadnej inicjatywy wydawniczej, wystawienniczej, edukacyjnej. Jedynym pozytywnym przejawem jest sztuka „Stilon - najlepszy ze światów” (w sobotę była premiera, więcej o niej w piątkowej Strefie imprez „GL”). Ale to Teatr Osterwy jest inicjatorem, poza tym sztuka będzie grana przez jakiś czas i przeminie. Po jubileuszu nic nie pozostanie. A miasto jest beneficjentem Stilonu, dzięki zakładom ma Miejski Ośrodek Sztuki, ma wiele budynków, ulice.
Mimo to brakuje śladów Stilonu?
Powiedzmy, że przyjeżdża do Gorzowa ktoś zainteresowany historią dawnych zakładów albo miłośnik kasety magnetofonowej. Będzie miał problem, żeby trafić na jakikolwiek znak w mieście świadczący o istnieniu Stilonu. Nawet, jeśli już trafi do MOS-u, tam też nie znajdzie żadnej informacji o tym, że to był właśnie zakładowy budynek. Nie znajdzie nigdzie opisu historii wielkiego zakładu. Wszystko wygląda tak, jakby miasto nie chciało Stilonu, nie chwaliło się jego historią. Warto pomyśleć o jakiejś inicjatywie, i wcale nie twierdzę, że w 100 proc. mieliby się zająć tym urzędnicy.
Ale mogliby wesprzeć, zadbać, by zakładowe obiekty były zaznaczone na planie miasta, może zainicjować wycieczkę tematyczną po mieście śladami Stilonu, pokazać mieszkańcom stare zdjęcia zakładów, zadbać o publikację, w której byli pracownicy opowiadaliby o Stilonie. Oczywiście można by też pomyśleć o większych inicjatywach. Myślę na przykład o parku Stilonu, czegoś w rodzaju parku drogowskazów w Witnicy, może z pomnikową kasetą? Może nawet mogłaby grać? Gorzów zyskałby kolejną atrakcję.
Wiele miast traktuje dziś poprzemysłowe obiekty jak swoje perełki, czyni z nich atrakcje.
A w Gorzowie nawet nie widać, że byliśmy przemysłowym miastem. Nie ma już Ursusa, z Silwany niewiele zostało, kolejny obiekt Stilonu jest rozbierany. Na biurowcu przy ul. Walczaka jest jeszcze stary neon. Na terenie zakładu są pewnie i inne pamiątki. Ale miasto się o nie nie upomina. A nawet jeśli ktoś by chciał przekazać stilonowskie pamiątki urzędnikom, to tak właściwie nie byłoby gdzie ich przekazać i co z nimi zrobić. To smutne.