Przyzwyczaiłem się już, że ilekroć pojawia się jakiś poważny głos krytyczny wobec mediów rządowych, w pierwszej lini obrony, obok polityków, którym te media wiernie służą, staje Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Może to powinno dziwić, bo wobec tego, co dzieje się w tych mediach, to właśnie CMWP pierwsze powinno bić na alarm, ale już nie dziwi wcale. Podobnie jak to, że środowisko dziennikarskie jest tak samo spolaryzowane, jak reszta społeczeństwa i że także środowiskowe organizacje dawno dały sobie spokój z bezstronnością wobec politycznego konfliktu. Towarzystwo Dziennikarskie ewidentnie więc kibicuje opozycji, a Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które CMWP powołało, z żelazną konsekwencją trwoni swój autorytet, wspierając obecną władzę.
Kiedy więc nazajutrz po wyborach ich obserwatorzy z OBWE we wstępnej informacji zwrócili uwagę na „stronniczość mediów, szczególnie publicznych”, co zresztą widzą wszyscy poza PiS-owskim betonem i CMWP, centrum wyraziło swe ogromne zaniepokojenie i zaapelowało o „większy obiektywizm” przy sporządzaniu raportu. Urocze. Ciekaw jestem, kiedy CMWP zaapeluje do TVP i PR choćby o minimalny obiektywizm.
Do innej jednak rzeczy piję. Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP, pisze o polaryzacji mediów, która - jej zdaniem - jest efektem „patologii złożonego procesu transformacji”, pisze o wykluczeniu przez wiele lat części społeczeństwa o prawicowych, konserwatywnych, katolickich poglądach - z którą to tezą można polemizować. I tu dochodzi do clou, Jolanta Hajdasz pisze tak: „Przy sporządzaniu aktualnej oceny programowej mediów publicznych w Polsce konieczne jest więc uwzględnienie tego, iż są one główną przeciwwagą dla liberalnych i lewicowych treści prezentowanych praktycznie we wszystkich mediach prywatnych”. Zostawmy już to, że to zwykła nieprawda, bo wcale nie jest tak, że „praktycznie wszystkie media prywatne” prezentują treści liberalne i lewicowe. Warto na to zdanie zwrócić uwagę, bo świetnie ilustruje ono praktycznie ostatni już argument tych, którzy media rządowe próbują bronić. Rozumowanie jest takie: skoro inne media są lewicowo-liberalne, to media państwowe muszą być prawicowo-konserwatywne, by zachować balans.
Wyznawcy tej teorii sami w ten sposób potwierdzają, że te media są stronnicze, że stoją po jednej ze stron, mało tego, z tej stronniczości robią cnotę. A to zupełnie nie tak. Media publiczne nie mogą by żadną przeciwwagą. To nie jest ich rola. Przeciwwagą dla prywatnych mediów prawicowych powinny być prywatne media lewicowe, dla konserwatywnych - liberalne. Media publiczne muszą respektować różnorodny punktu widzenia, bo służą całemu społeczeństwu, a to w naturalny sposób jest zróżnicowane.
W innym przypadku media, które finansowane są przez ogół obywateli, znaczącą cześć tych obywateli z ich przekonaniami i wrażliwością wykluczają. A podobno CMWP tak wykluczenia nie lubi.