Ranata Hryniewicz

Człowiek ze Słubfurtu nie widzi żadnych granic

Michael Kurzwelly urodził się 27 kwietnia 1963 r.  w Darmstadt w Niemczech. Dorastał w Bonn . Mieszka i pracuje we Frankfurcie nad Odrą. W 1990 r. ożenił Fot. Mariusz Kapała Michael Kurzwelly urodził się 27 kwietnia 1963 r. w Darmstadt w Niemczech. Dorastał w Bonn . Mieszka i pracuje we Frankfurcie nad Odrą. W 1990 r. ożenił się i przeprowadził do Poznania , gdzie założył Międzynarodową Art Center (Międzynarodowe Centrum Sztuki). Po rozpadzie małżeństwa w 1998 r. zamieszkał we Frankfurcie nad Odrą, gdzie m.in. od 2004 r. jest wykładowcą na Uniwersytecie Viadrina. Mieszka z żoną Utą i jej córką Franczeską. Z pierwszego małżeństwa ma dwójkę dorosłych dzieci.
Ranata Hryniewicz

Michael Kurzwelly 18 lat temu zatrzymał się między miastami i tak mu już zostało

Spotykamy się na Placu Mostowym we Frankfurcie, gdzie mieści się ratusz Słubfurtu, czyli... kawiarenka. Siadamy przy stoliku i zaczynamy rozmowę.

Michael: - Pierwszy raz w Polsce byłem, kiedy odbywałem trzyletnią służbę wojskową zastępczą we Francji. Zostałem delegowany do Sztutowa, gdzie kiedyś mieścił się obóz koncentracyjny nazistów. Sortowaliśmy buty po jeńcach wojennych. Musieliśmy oddzielić bardzo zniszczone od tych, które nadawały się na eksponaty do muzeum. Znalazłem tam fotografię. Był na niej niemiecki szczęśliwy żołnierz, kierownik obozu koncentracyjnego z dzidziusiem na rękach. To zdjęcie mną wstrząsnęło. Pomyślałem wtedy: jak on mógł cieszyć się życiem dziecka zabijając inne dzieci. Byłem zdruzgotany...tego zdjęcia nigdy nie zapomnę... - mówi Kurzwelly.

Pomiędzy

Widać, że wspomnienie o zdjęciu jest ciągle żywe. Kurzwelly mówi, że jako Niemiec czuje się odpowiedzialny za to, co się stało i zrobi co się da, żeby piekło wojny nigdy się nie powtórzyło. - Choć takiej mocy nie mam - dodaje smutny.
Drugi raz do Polski przyjechał w 1987 r. Studiował wtedy w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w niemieckim Alfter. - Wymienialiśmy się ze studentami Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Kiedy tu przyjechałem, stawiałem pierwsze kroki w nauce języka polskiego. A były trudne. Koledzy nauczyli mnie po polsku jednego zdania i kazali iść zagadać do koleżanki. Dostałem w twarz. Nie wypada teraz mówić, jakie to było zdanie, ale można się domyślić... - śmieje się Michael.

Na studenckiej wymianie poznał pierwszą żonę Jolantę. Przeprowadził się do Poznania, urodził się syn Jonatan, a potem córka Moro. Z dwoma znajomymi artystami otworzył galerię. Michael pisał wnioski i projekty, dzięki którym mogli organizować wystawy. - Język polski znałem coraz lepiej. Kiedyś w urzędzie miasta pani przyjmując kolejny wniosek napisany przeze mnie powiedziała, żebym już lepiej się nie uczył języka, bo nie będą mieli się w urzędzie z czego śmiać - wspomina Kurzwelly.

Opowiada, że Poznań to dobry okres, ale on chciał czegoś więcej. Wystawy i wernisaże zaczęły go nudzić. Z jednym z projektów trafił do Frankfurtu nad Odrą.

- Kiedy znalazłem się na granicy, zobaczyłem coś fascynującego. Mogłem być we Frankfurcie, a za moment w Słubicach. To była przestrzeń „pomiędzy”. W takim „pomiędzy” w tym okresie się znajdowałem. Dla Niemców byłem już Polakiem, a dla Polaków - Niemcem. Wtedy narodziła się idea Słubfurtu, choć takiej nazwy jeszcze nie było - mówi artysta.

Projekt okazał się strzałem w dziesiątkę i Kurzwelly zaczął coraz więcej pracować w nadodrzańskim mieście. - Przez dwa lata dojeżdżałem do Frankfurtu. W tym czasie w życiu rodzinnym też nastąpiły zmiany. Rozstaliśmy się z żoną i przeprowadziłem się do Frankfurtu - opowiada. Ale często zamiast Frankfurt, mówi Słubfurt. Poprawiam go, ale reaguje tylko grymasem twarzy.

Jego dwumiasto

- Kiedy stanąłem „pomiędzy” poczułem, że to jest miejsce, w którym można stworzyć nową przestrzeń dla ludzi podzielonych sztuczną granicą, że ten obszar może być dla mnie i dla innych obszarem tożsamościowym, że ten obszar to... Słubfurt. Zacząłem iść w tym kierunku- mówi Michael.

Do kawiarni wchodzi akurat Adam Poholski, przewodniczący Stowarzyszenia Słubfurt e.V. Dołącza do rozmowy. - Michael mówi o Słubfurcie jako artysta, ojciec pomysłu, który w przyszłym roku osiągnie już pełno¬letność. Ja często sceptycznie patrzę na nowe projekty, dyskutujemy, ale dzięki temu są one coraz lepsze. Dla mnie Słubfurt to miasto, w którym żyję, miejsce, w którym czuję się dobrze, w którym się realizuję - mówi Poholski. Ważnym elementem pracy społecznej Michaela jest praca z uchodźcami przebywającymi na terenie Słubfurtu. Jak to się zaczęło? - Dowiedziałem się, że na obrzeżach Frankfurtu przebywają uchodźcy i nie mają zajęcia. Wspólnie z Thomasem Spic¬kerem (był w Kazachstanie nauczycielem języka niemieckiego- dop. red.) zaproponowaliśmy stworzenie chóru. To był ciekawy pomysł i idea się rozwijała.

Za uchodźcami

Potem przyszły kolejne działania: pomoc językowa, pomoc prawna, wspólne działania na Placu Mostowym itd. Mogę w ten sposób pomóc ludziom, który przeżyli wiele dramatycznych chwil. Wielu z nich traktuje Plac Mostowy jako swoje nowe miejsce na ziemi. To wspaniałe, kiedy pojawia się tu blisko setka ludzi, mówią w wielu językach, spędzają wspólnie czas - opisuje Kurzwelly.

Nie wszystkim podoba się jego idea. - Jestem za integracją, ale nie w taki sposób, żeby tracić swoją tożsamość. Tworzenie struktur czy nowej nazwy dla miast, to jest chora rzecz - mówi słubiczanin Jacek Karp.

Kurzwelly się nie przejmuje. Pytany o marzenie, mówi tylko, że chce tworzyć i robić, to co robi. Poholski go wyręcza: - Może Michael o tym nie mówi, ale ja wiem, że jego marzeniem jest, żeby w Słubfurt uwierzyli wszyscy mieszkańcy obu miast - śmieje Poholski. Co Kurzwelly zrobił źle? Co mu nie wyszło? - Non, Je ne regrette rien (z fancuskiego: niczego nie żałuję - dop. red.) - odpowiada śpiewając piosenkę Edith Piaf.

W wolnych chwilach lubi słuchać jazzu i muzyki klasycznej. Na bezludną wyspę zabrałby drugą żonę Utę, a w kosmos posłałby Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Trumpa.

Słubfurt jest pierwszym miastem, które leży w Polsce i w Niemczech. Na miasto składają się dwie dzielnice:_Słub (od Słubic) oraz Furt (od Frankfurtu), leżące po prawej i lewej stronie Odry. Słubfurt został założony w 1999 r. i przyjęty do RES (Rejestracja Europejskich Nazw Miast) w 2000 r. To było pierwsze wpisane do rejestru miasto, które leży po obu stronach granicy. Słub¬furt ma herb, który jest zarazem symbolem miasta (kogut stojący na jajku), parlament (każdy, kto przyjdzie na obrady, jest radnym), monety i - jak się okazuje - nawet swój język (gdy w jednym zdaniu sąsiadują słowa polskie i niemieckie).

Ranata Hryniewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.