Czesław Michalczyk: To nie wyrzuty sumienia, ale nieuchronność kar [Alimenciarze i długi alimentacyjne]
Rozmowa z Czesławem Michalczykiem, psychologiem, terapeutą, biegłym sądowym, o postawach wobec alimenciarzy rozmawia Alicja Zboińska
Po raz pierwszy od lat spadła liczba tak zwanych alimenciarzy i ich łączne zadłużenie. Czy to jest efekt zaostrzonych ostatnio przepisów, czy też może nagle w rodzicach wreszcie obudziło się sumienie?
Zdecydowanie to pierwsze. Nieuchronność kar powoduje bowiem, że ci, którzy przez lata unikali tego obowiązku, teraz zaczynają wreszcie płacić. Tak się z reguły dzieje, gdy są jasne, precyzyjne przepisy, a konsekwencje są wyciągane natychmiast, a nie w bliżej nieokreślonej przyszłości. Wówczas przestrzega się prawa. Ryzyko jest wówczas tak duże, że nikt nie chce się o tym przekonać na własnej skórze.
A co z odpowiedzialnością za własne dzieci, za ich przyszłość? Nic się pod tym względem nie zmieniło?
Nie sądzę, żeby miało to znaczenie. Wydaje mi się, że większość osób, które nie płaciły alimentów, działały według pewnego schematu: jak czegoś można nie robić i nie ponosi się z tego powodu szczególnych konsekwencji, to się tego po prostu nie robi. Nie dotyczy to tylko płacenia alimentów, ale również innych dziedzin życia. Zaostrzenie prawa więc poskutkowało.
Kobiety walczące o alimenty dla dzieci mają nadzieję, że dojdzie do sytuacji, gdy nieuczciwi rodzice będą się spotykali z ostracyzmem społecznym. Dlaczego u nas nie jest wstyd być alimenciarzem?
Trzeba pamiętać o tym, że ewentualny ostracyzm społeczny to proces długotrwały. Wiadomo, że ludzie, którzy nie płacą alimentów czy w inny sposób łamią prawo, powinni się spotykać z dezaprobatą reszty społeczeństwa. Tak dzieje się w wielu państwach czy regionach. My w Polsce jednak żyjemy w rzeczywistości, w której niewywiązywanie się ze swoich obowiązków wiąże się z powszechną akceptacją. Panuje przekonanie, że taka osoba jest sprytna, że sobie dobrze radzi i takich ludzi się popiera. Nie będzie to trwało wiecznie, kiedyś się zmieni, ale musi jeszcze upłynąć trochę czasu.