Czekając przy kamieniach... Kto przegra tę wojnę?
Wojna na Ukrainie pokazuje wiele rzeczy. Polska zdaje egzamin. Świat patrzy na nas i jest pełen podziwu. Kiedy tak było w historii ostatnio?
Mamy prawo być dumni, bo ten podziw tym cenniejszym jest, że przed nim idzie wdzięczność Ukraińców. Na każdym kroku. Od prezydenta Zełesnkiego po Orysyę. Od Kijowa po Anchorage. W tym poczuciu uzasadnionej dumy narodowej trzeba nam równolegle wyciągać wnioski z tego, co wczoraj jeszcze było nie do wyobrażenia, dziś jest realne, a jutro... jutro będzie tylko niechcianym wspomnieniem.
Wśród wielu opinii o tej wojnie łatwo znaleźć takie, które domagają się sprawiedliwego osądu zbrodniarzy, wskazują źródła odbudowy Ukrainy z majątków oligarchów, mówią o pewnych oczywistościach, jak prawo narodów do samostanowienia, którym dziś obdarowuje się już nie tylko Ukrainę, ale nawet te z autonomicznych republik wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej, które nie były republikami w Związku Radzieckim...
Nie słyszałem jednak takiej, która podważyłaby przynależność Obwodu Kaliningradzkiego do Rosji? Jakże łatwo przychodzi przywódcom Francji i Niemiec skłaniać się ku łagodzeniu kar dla Moskwy, a czemu nie przedyskutować odmiennych opcji, tych które Rosję by poniżyły, a w rzeczywistości ograniczyły zagrożenie dla Europy, bo Rosja dla Europy wrogiem była, jest i będzie. To się nie zmieni. Tak samo jak nie zmieniła się postawa Niemiec, którzy z Rosjanami zawsze próbowali robić interesy dla swej korzyści.
Dziś takie rozwiązania, jak odebranie Rosji Obwodu Kaliningradzkiego nie padają na berlińskich i paryskich salonach, a to przecież te salony decydują o tym jak reagują salony brukselskie. Dziś widać to bardziej niż kiedykolwiek, że Bruksela to Berlin, tylko w Belgii. Dla niepoznaki.
Polityka wschodnia Niemiec legła w gruzach i można nim napełnić hełmy, które zaoferowali Ukrainie. Macron udaje Zełenskiego, niczym mały chłopczyk, który nie przeszedł etapu zabawy w wojnę. Psychologia rozwojowa uczy, że pewnych nieprzerobionych etapów w życiu się nie przeskoczy, ale będą one kaleczyć następne.
Kto dziś takich polityków, jak Scholz czy Macron może potraktować poważnie? Dziś szukając mężów stanu w Unii Europejskiej trzeba wybrać się na wschodnią jej część i nie tylko Zełenski, nie tylko Duda, ale choćby Kaja Kallas, premier Estonii, która poirytowana zgromiła dwóch pafnucych starej unii: „Przestańcie dzwonić do Putina!”, czy premier Finlandii Sanna Marin, która mimo gróźb rosyjskich zadeklarowała wstąpienie swojego kraju do NATO. To wstyd, że jako członkowie Unii Europejskiej musimy dziś słuchać takich antyeuropejskich i antyludzkich bredni o nieupokarzaniu Rosji z ust przywódców państw, które w tej unii miały być siłą tę unię nie tylko kształtującą, dbającą o jej sprawiedliwy rozwój, ale w czasie kryzysu zapewniającą bezpieczeństwo i pokój.
W ocenianiu Unii Europejskiej jest pewien kłopot, bo jej ocenę trzeba prowadzić dwutorowo. Unia jako wspólnota europejskich krajów, opartych o europejską kulturę i wartości, jest dobrem samy w sobie i do takiej unii powinniśmy wszyscy dążyć. Niestety unia, i tu jest druga strona, jest taka jak jej przywództwo, a przywództwo to ma odcień niemiecko-francuski, z naciskiem na niemiecki. Taka unia, w której szerzy się dominacja jednych kosztem drugich, gdzie dyskryminacji doświadczają jej członkowie, jak choćby Węgry czy Polska, tylko dlatego, że chcą swój dom urządzać po swojemu, taka unia staje się antywartością i epatuje swoistą segregacją, za którą stoją interesy i polityka dwóch, dziś skompromitowanych już, państw.
Rosja przega tę wojnę. Skala i konsekwencje tej przegranej, egzekucja prawa, odbudowa Ukrainy, włączenie jej do rodziny europejskiej (do której wszak historycznie należy) zadecydują, czy tę wojnę wygra Unia Europejska. Jeśli bowiem Niemcy, będąc liderem UE nie rozprawią się z żelazną konsekwencją z rosyjskim zbrodniczym reżimem, jeśli pozwolą sobie na nieupokarzanie Rosji, robiąc wszystko, by sytuacja wróciła co prędzej do stanu sprzed wojny... to unia, obok Rosji będzie największym przegranym tej wojny.