Czeka nas czas dużych przetasowań w Unii [rozmowa]
Rozmowa z dr. Przemysławem Biskupem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego i ekspertem Klubu Jagiellońskiego o Unii w nowym kształcie.
- Parlament Europejski otrząsnął się po Brexicie. Ponieważ zmienia się struktura Unii, wydawałoby się, że powinny towarzyszyć temu nowe wybory eurodeputowanych.
- Wyborów nie będzie z kilku względów. Po pierwsze nie ma możliwości wcześniejszego rozwiązania parlamentu. Poza tym nie ma w chwili obecnej do tego podstaw - Brexit jeszcze nie nastąpił, nastąpiło dopiero referendum. Wielka Brytania jest zatem cały czas pełnoprawnym członkiem Unii i nie ma powodu, aby rezygnowała ze swoich posłów.
- Jest w Europarlamencie silne lobby, które chciałoby doprowadzić do szybkiego rozwodu.
- Brexit bez wątpienia będzie procesem rozciągniętym w czasie. Zarówno z powodów politycznych, jak i proceduralnych. Pamiętajmy, że Unia Europejska wpływa na poziomie około 50 proc. na ustawodawstwo krajowe. A więc wyjście z Unii nie jest procesem, który mógłby odbyć się szybko. Owszem, słyszymy głosy nawołujące do szybkiego „rozwodu”, które płyną zwłaszcza z kręgów administracji unijnej. Ale opinie formułowane przez rządy państw członkowskich nawołują raczej do rozsądku i opanowania. Tak czy owak gospodarzami tej secesji są Brytyjczycy i póki ich rząd nie zgłosi formalnego wniosku, nic się nie da zrobić. Do tego w Wielkiej Brytanii mamy nowy rząd, którzy dopiero rozpoczyna administrowanie i rozpracowywanie Brexitu. Na razie powołano do życia nowe ministerstwo, które ma się tym zająć. To ministerstwo nie tylko znajduje się w fazie organizacji, ale tworzone jest od zera. Póki co musi zaopatrzyć się w biurka i komputery.
Pozostaje również otarta kwestia pozycji wyjściowej Brytyjczyków. Ta pozycja zależeć będzie od serii negocjacji politycznych z poszczególnymi państwami Unii.
- Odpowiedzią na Brexit są pomysły głębszej integracji Unii. Na ile realne w obecnej sytuacji?
- Pomysły są różne. Wizja Unii bez Wielkiej Brytanii powoli się klaruje i to nie Parlament Europejski będzie najważniejszym miejscem, w którym kształtowana będzie nowa polityka. Ton wypowiedzi w Parlamencie może się w kolejnych miesiącach bardzo zmienić, bo w perspektywie są nowe wybory przewodniczących grup parlamentarnych, szefów komisji i przewodniczącego parlamentu. Nie ma dziś wątpliwości, że Martin Schulz będzie musiał odejść. I to nie tylko z powodów formalnych, ale i politycznych - kanclerz Merkel negatywnie ocenia jego rolę zarówno w kampanii brexitowej, jak i tuż po Brexicie.
- Nie ma jednak chyba wątpliwości, że to Niemcy będą obecnie niekwestionowanym liderem Unii?
- Najwięcej do powiedzenia będzie miała grupa państw, do której Niemcy należą. Chodzi o kraje najsilniej zintegrowane, z najsilniejszymi gospodarkami. W tej grupie względnie wzmocniona zostanie, oczywiście, pozycja Niemiec i osłabiona pozycja Francji. Być może Francja zacznie odgrywać rolę przywódcy państw południa. Koncepcje gospodarcze forsowane we Francji są modelem południowym - etatystycznym, socjalnym itd. Nie lekceważyłbym jednak głosu Stanów Zjednoczonych w tym nowym rozdaniu. Zapewne zmieniona zostanie polityka w zakresie wolnego rynku. Brytyjczycy byli gorącymi zwolennikami swobody przepływu usług i pod tym względem straciliśmy cennego partnera. Z drugiej strony Brytyjczycy popierali mocno agendę ekologiczną, więc w tej kwestii naciski unijne mogą zelżeć. Pozostanie otwarte zagadnienie swobodnego przepływu osób w ramach wolnego rynku. A zatem czeka nas czas dużych przetasowań.